Byli najlepsi w Hiszpanii i podbijali Europę, teraz spadają w otchłań. Rozrzutność zniszczyła wielką markę

Byli najlepsi w Hiszpanii i podbijali Europę, teraz spadają w otchłań. Rozrzutność zniszczyła wielką markę
Youtube
Niewiele mieliśmy klubów, które w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat były w stanie skutecznie rzucić rękawicę FC Barcelonie i Realowi Madryt na hiszpańskim podwórku. Jeden z nich, i to ten znakomicie wspominany, właśnie stanął nad przepaścią. Deportivo La Coruña spadło do trzeciej ligi.
Spotkanie ostatniej kolejki Segunda Division, w którym "Depor" miało zmierzyć się z Fuenlabradą, zostało przełożone. U kilku zawodników rywali zdiagnozowano bowiem koronawirusa. Pomimo tego, zasłużony klub stracił już jakiekolwiek szanse na uratowanie się przed spadkiem. Wszystkie kluczowe wyniki innych spotkań ułożyły się niekorzystnie. Po raz pierwszy raz od 40 lat Deportivo czeka sezon na trzecim szczeblu ligowej drabinki.
Dalsza część tekstu pod wideo

Uznana marka

O "złotych czasach" Deportivo La Coruña, które dwie dekady temu zdobyło upragnione mistrzostwo Hiszpanii, pisaliśmy pod koniec maja. Nie sposób jednak nie przedstawić choćby krótkiego zarysu tego, o jak zasłużonej drużynie mówimy. Zespół z Galicji na przełomie wieków był jednym z największych graczy na hiszpańskiej scenie. Przez pięć sezonów z rzędu nie opuszczał czołowej trójki Primera Division, a w pamiętnym 2004 roku doszedł nawet do półfinału Ligi Mistrzów. Co to była za ekipa! W ataku Walter Pandiani i Diego Tristan, za nimi nieśmiertelny Juan Carlos Valeron, na ławce trener Javier Irureta. A trykoty "Los Blanquiazules" przywdziewali też m.in. Roy Makaay, Bebeto, Pedro Pauleta, Rivaldo czy Joan Capdevila.
Fakt, że tak uznana marka ląduje na poziomie, na którym rozgrywki nie mają nawet statusu centralnego, to mimo wszystko ogromne zaskoczenie. Tym bardziej, że w zeszłym roku była o krok od powrotu do elity.

Niebo na wyciągnięcie ręki

W poprzednim sezonie Deportivo, które dopiero co spadło do Segundy, równie szybko chciało wrócić do rywalizacji z najlepszymi w kraju. Piłkarze z Riazor doszli do finału baraży i mieli awans na wyciągnięcie ręki. Pierwszy z dwóch finałowych pojedynków wygrali z Realem Mallorca 2:0.
Wydawało się, że nie zaprzepaszczą tej szansy, ale rewanż okazał się kompletną katastrofą. Na Balearach zostali rozbici 3:0 i musieli pożegnać się z marzeniami o powrocie do La Liga.
Trzynaście miesięcy po tamtym feralnym spotkaniu możemy powiedzieć, że klęska na Majorce okazała się jednym z najważniejszych meczów w ponad stuletniej historii klubu. Z tym, że takim, który wpędził “Depor” w ogromne tarapaty. Gdyby nie szokująca utrata pozornie bezpiecznej przewagi bramkowej, dziś zespół z Galicji znajdowałby się w kompletnie innym położeniu. Najwyżej podzieliłby los barażowych rywali, którzy właśnie wracają do Segunda Division po roku spędzonym szczebel wyżej. A tak, Deportivo spotkała ogromna kompromitacja, będąca pokłosiem wielu lat podejmowania nierozsądnych decyzji. Kłopoty klubu z Galicji rozpoczęły się bowiem dużo wcześniej. Ba, już jakiś czas temu wydawało się, że mogą wprowadzić go w otchłań, bez możliwości ucieczki.

Cena sukcesu

Największe osiągnięcia drużyny z La Corunii nie miałyby miejsca, gdyby nie poczyniono dużych inwestycji. Te zawdzięczano prezydentowi Augusto Césarowi Lendoiro. To on odpowiadał chociażby za sprowadzenie na Riazor w 1996 r. słynnego Rivaldo. Lendoiro rządził od lat 80., ale jego polityka z czasem zaczęła okazywać się nie tyle ryzykowna, co zgubna. W pierwszej dekadzie XXI wieku musiał po prostu przykręcić kurek, bo klub powoli stawał się nierentowny.
To oczywiście miało swoje konsekwencje na boisku. Najpierw zjazd drużyny do środka tabeli, potem w jej dolne rejony, aż wreszcie "Los Blanquiazules", niczym jojo, zaczęli migrować między pierwszą i drugą ligą. Na łamach “Guardiana” można przeczytać, że w 2013 roku zadłużenie wynosiło ponad 150 milionów euro. Klub znalazł się pod zarządem komisarycznym, a kilka miesięcy później Lendoiro opuścił swoje stanowisko.
W raporcie dotyczącym zaistniałej sytuacji napisano, że brak płynności finansowej wynikał z “oderwanego od rzeczywistości” modelu zarządzania oraz zaciągania pożyczek i inwestycji “nieodpowiednich w stosunku do sytuacji ekonomicznej przedsiębiorstwa”. Krótko mówiąc, prezydent klubu szalał, kompletnie nie myśląc o potencjalnych konsekwencjach.
A te okazały się ogromne. I odczuwane są do dzisiaj. Od jego odejścia priorytet stanowiło zapewnienie bezpiecznego bytu, czyli konsekwentne zmniejszanie długów. Ucierpiały przez to oczywiście aspekty sportowe. Do tego wystartowała karuzela na stanowisku trenera, którą jeszcze bardziej napędzały zmiany w zarządzie. Od 2013 roku na Riazor miało miejsce aż pięć zmian prezydenta. Istny chaos, ale trudno o coś innego w tak fatalnej sytuacji.

Gwóźdź do trumny

Każdy spadek z Primera Division niósł ze sobą ogromne ryzyko. Rok spędzony poza najwyższą klasą rozgrywkową oznaczał zdecydowanie mniejsze wpływy do budżetu, który non-stop znajdował się na granicy wytrzymałości. Dlatego też barażowa porażka z Realem Mallorca okazała się gwoździem do trumny.
Przed startem obecnego sezonu kadra "Depor" przeszła prawdziwą rewolucję. Zespół opuściło aż 17 zawodników. Większość została puszczona wolno za darmo, a część odeszła na wypożyczenia, aby skrócić listę płac. Środków na wzmocnienia jednak nie było. Ograniczono się do kontraktowania graczy z kartą na ręku i wypożyczeń. Tak skonstruowana drużyna nie zdołała utrzymać się w drugiej lidze.
W okresie jesienno-zimowym Deportivo długo szorowało po dnie tabeli, ale w końcu zdołało wyrwać się ze strefy spadkowej serią siedmiu wygranych z rzędu. Przyzwoicie wystartowali też po czerwcowym wznowieniu sezonu - w pierwszych sześciu spotkaniach nie zaznali smaku porażki. To jednak nie wystarczyło. Rok temu otarli się o powrót do ekstraklasy, teraz czekają ich wojaże po trzecioligowych stadionach.
To smutna historia. Przykro się obserwuje tak zasłużony klub, który boryka się z gigantycznymi problemami finansowo-sportowymi. Trudno przewidzieć, jaki los czeka Deportivo La Coruña. Kibicom, póki co, pozostaje przywoływać niezapomniane mecze i sukcesy sprzed kilkunastu lat oraz pożegnać swoich ulubieńców po starciu z Fuenlabradą
Przyszłość klubu stoi pod wielkim znakiem zapytania. Kto wie, na jak długo Deportivo żegna się z Segunda Division? Kto wie, ile będzie musiało się zmienić na Riazor, aby wszystko wróciło do normalności? Adiós, Depor.

Przeczytaj również