Chelsea wydaje setki milionów, a UEFA rozkłada ręce. Nikt nie może ich zatrzymać. "System stanął na głowie"

Chelsea wydaje setki milionów, a UEFA rozkłada ręce. Nikt nie może ich zatrzymać. "System stanął na głowie"
fot. Ronald Gorsic/Pressfocus.pl
Ponad pół miliarda euro. Kwota olbrzymia do tego stopnia, że niektóre kluby nie wydają jej w ciągu całej swojej egzystencji. Inaczej jest jednak w wypadku Chelsea, bo ta, od kiedy władzę w klubie przejął Todd Boehly, nie zna pojęcia umiaru. W ciągu zaledwie kilku miesięcy w barwach "The Blues" zaprezentowano 16 nowych piłkarzy, za których zapłacono 610 milionów euro. I nic nie wskazuje na to, by londyńczycy mieli złamać przepisy Financial Fair Play - oto, jak udało im się do tego doprowadzić.
Kiedy kupował Chelsea z rąk Romana Abramowicza, Todd Boehly nie miał żadnego doświadczenia w świecie piłki nożnej. Owszem, na sporcie zjadł zęby, bo przez lata stawiał imperium Los Angeles Dogers, a w 2021 roku stał się udziałowcem Los Angeles Lakers, co szerzej opisywaliśmy TUTAJ, ale sądzono, że po futbolowych korytarzach Amerykanin będzie poruszał się nieco po omacku. Teorii sprzyjał zestaw najbliższych współpracowników nowego właściciela, bo razem z oligarchą odeszło większość zasłużonych postaci ze Stamford Bridge.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dość powiedzieć, że doszło do sytuacji, w której przez pewien czas to sam Boehly musiał odpowiadać za transfery, bo w "The Blues" nie było żadnego dyrektora sportowego. 49-latkowi udało się jednak przejść tę próbę, a całą batalię opuścił jako zwycięzca. W ciągu ostatnich miesięcy jego Chelsea wydała ponad 500 milionów euro na wzmocnienia, ale londyńskiego klubu nie sięgnie pokraczna ręka sprawiedliwości zwana też Financial Fair Play.
Jest coś niesamowitego, być może wręcz wzorcowo amerykańskiego, w tym, że na pozór niepierzonemu szefowi londyńczyków udało się postawić na głowię cały system wypracowany przez UEFA. Piłkarska centrala niemal straciła punkt zaczepienia, z którego mogłaby skorzystać w sporze z "The Blues". Tym samym została zmuszona do podjęcia radykalnych kroków i przeprowadzeniu rewolucji, o której nikt wcześniej nie myślał.
Nowe zasady rynku transferowego ograniczą maksymalną długość kontraktów, które kluby będą podpisywały ze ściągniętymi zawodnikami. Zanim to jednak nastąpi, Chelsea zdąży przygotować swoją drużynę na kolejne 10 lat. I będzie to tylko delikatna hiperbola.

Welcome to Wonderland

Wspomniana wcześniej kwota - 610 milionów euro - nie jest dokładna, nawet jeśli podamy ją w pewnym przybliżeniu. Nie zmieni tego nawet zaokrąglenie, bowiem od letniego okienka transferowego Chelsea wydała około 680 milionów euro. Do pierwotnej sumy należy wszak dodać koszty ściągnięcia Christophera Nkunku, który oficjalnie przejdzie do nowego zespołu po zakończeniu sezonu 2022/23.
Tym samym już teraz można śmiało uznać, że Todd Boehly ściągnął do swojego zespołu 16 nowych zawodników. W wypadku wielu z nich znamienna jest jednak nie sama kwota - chociaż często wygląda ona na absurdalną - ale długość kontraktu podpisywano przez każdego z piłkarzy. Można było bowiem drapać się po głowie widząc pięcioletnią umowę 27-letniego Raheema Sterlinga. Jednakże nawet ona ma swoje logiczne uzasadnienie.
Wyłączając Joao Felixa, Denisa Zakarię (wypożyczenia) i Christophera Nkunku (brak oficjalnych danych), sytuacja na Stamford Bridge przedstawia się następująco:
  • Mychajło Mudryk - umowa do 30 czerwca 2031 roku,
  • Noni Madueke - umowa do 30 czerwca 2030 roku (opcja przedłużenia o kolejne 12 miesięcy),
  • Malo Gusto - umowa do 30 czerwca 2030 roku,
  • Andrey Santos - umowa do 30 czerwca 2030 roku,
  • Benoît Badiashile - umowa do 30 czerwca 2030 roku,
  • David Datro Fofana - umowa do 30 czerwca 2029 roku (opcja przedłużenia o kolejne 12 miesięcy),
  • Wesley Fofana - umowa do 30 czerwca 2029 roku,
  • Gabriel Slonina - umowa do 30 czerwca 2028 roku,
  • Marc Cucurella - umowa do 30 czerwca 2028 roku,
  • Carney Chukwuemeka - umowa do 30 czerwca 2028 roku,
  • Raheem Sterling - umowa do 30 czerwca 2027 roku,
  • Kalidou Koulibaly - umowa do 30 czerwca 2026 roku (opcja przedłużenia o kolejne 12 miesięcy),
  • Pierre-Emerick Aubameyang - umowa do 30 czerwca 2024 roku.
Poza leciwym Gabończykiem nikt nie podpisał kontraktu krótszego niż na cztery lata. Wynika to nie tyle z hojności nowych włodarzy Chelsea, ale ich podejścia do zasad FFP. A konkretnie do ich obchodzenia.
"BBC" podaje, że londyński klub podlega pod dwa konkretne podmioty, które mogą wyciągnąć konsekwencje w związku ze złamaniem transferowych reguł. Prostsze przepisy ma Premier League - każdy zespół może w ciągu trzech lat wykazać straty sięgające maksymalnie 105 milionów funtów. Jeśli kwota ta zostanie przekroczona, Liga może nałożyć sankcje finansowe lub punktowe.
Nieco mniej klarownie wygląda polityka UEFA, chociaż "straszaki" pozostają względnie podobne - kara finansowa, embargo transferowe, wykluczenie z pucharów. Same zasady stanowią, że:
  • klub może wydać 4,4 mln funtów powyżej sumy swoich przychodów,
  • kwota ta może wzrosnąć do 26,6 mln funtów, jeśli zostanie to pokryte z kieszeni właściciela,
  • kluby mogą wydać 70% swoich przychodów na agentów, wynagrodzenia i same transfery, ale dopiero od sezonu 2025/26. Wcześniej będzie to 90% (2023/24) oraz 80% (2024/25),
  • łączna maksymalna strata danego klubu w okresie trzyletnim wynosi 49,96 mln funtów.
Cyklicznie podchodzenie do wszelakiej formy rozliczeń pozwoliło Chelsea na dokonanie cudów na rynku transferowym. Najlepiej ilustruje to sprowadzenie Mudryka, które - ponownie powołując się na "BBC" - pochłonęło około 89 milionów funtów. Ukrainiec podpisał jednak umowę ważną przez 8,5 roku, co oznacza, że roczny koszt jego transferu wyniesie zaledwie 11 milionów funtów.
I tak jest w każdym pojedynczym przypadku. Rozłożenie wymienionych wyżej wzmocnień na swoiste raty przyzwoliło, aby Boehly budował kolejnego giganta. Rzecz jasna kwestią osobną pozostaje ocenienie tabunu zawodników przez pryzmat sportowy, ale pod względem podejścia do rachunkowości na Stamford Bridge zgadza się właściwie wszystko. FFP niewiele może w tej sytuacji zrobić, bo "The Blues" go nie przekraczają. Ceniony analityk, Kieran Maguire, wyliczył, że w okresie rozliczeniowym do 2021 roku londyńczycy cały czas mieścili się w opisanych limitach.

(Nie)przerwany amerykański sen

Kolejną kwestią, która doskonale wpływa na stan finansów Chelsea, są sprzedaże oraz wyniki sportowe. Wspomniany Kieran Maguire podkreśla, że mają one duże znaczenie.
- Za Abrahama i Tomoriego dostali 77 milionów funtów zysku. Wygrali także Ligę Mistrzów, wygrali Superpuchar UEFA, wygrali Klubowe Mistrzostwa Świata FIFA, a wszystko to było związane z dodatkowymi pieniędzmi. Nie jest więc tak źle, jak myślę, że niektórzy komentatorzy sobie wyobrażają - stwierdził analityk w rozmowie na antenie "BBC Radio 5".
Wygląda więc na to, że obecnie nikt i nic nie jest w stanie zatrzymać amerykańskiego właściciela. W końcu jedno z największych zagrożeń dotyczące wysokiej gaży w niebywale długich kontraktach, zostało obalone przez aktualne doniesienia. Kluby oficjalnie nie chwalą się tym, ile płacą poszczególnym zawodnikom, ale portal "The Athletic" poinformował, że gaża Mychajło Mudryka sięgnie 97 tysięcy funtów tygodniowo, o czym szerzej pisaliśmy TUTAJ.
W skali Stamford Bridge nie są to duże zarobki, w skali czołówki Premier League również bez trudności znajdziemy bardziej lukratywne umowy. Jeśli więc Ukrainiec nie wypali, a "The Blues" będą chcieli się go pozbyć, niewykluczone, że szybko znajdzie się ktoś, kto będzie gotowy do rzucenia rękawicy powyższej kwocie.
Jakby tego było mało, w ślad za przytoczonymi słowami Maguire'a poszły konkretne ruchy ze strony włodarzy Chelsea. Angielski gigant uparł się na Enzo Fernandeza i - stan na końcówkę Deadline Day - dopiął swego. Benfica zaakceptowała w końcu płatność 120 mln euro w kilku ratach, co z perspektywy londyńczyków jest korzystniejsze niż jednorazowe przekazanie tej sumy. Mistrz świata, jak nieoficjalnie wiadomo, podpisał umowę ważną do 30 czerwca 2031 roku, co znowu pomoże w amortyzacji kosztów.
Łatwo zrozumieć, że londyńczykom bardzo zależało na sprowadzeniu Argentyńczyka nie tylko ze względów czysto piłkarskich. Owszem, młody pomocnik postrzegany jest jako wielki talent, ale latem 2023 roku "The Blues" prawdopodobnie nie byliby w stanie wyłożyć podobnych pieniędzy oraz rozłożyć całej kwoty na kolejne raty.
Jednocześnie w górę powoli wznosi się larum UEFA, która spostrzegła, że jedynym wyjściem jest przeprowadzenie absolutnej rewolucji.

Imperium kontratakuje

Plan UEFA, która jest absolutnie bezradna w zaistniałej sytuacji, jest prosty, ale szokujący zarazem. Piłkarska centrala planuje bowiem wprowadzenie ograniczenia dotyczącego maksymalnej długości kontraktu. Do tej pory takie reguły nie istniały, ale też wcześniej nikt nie nałożył kalki na rozwiązania znane między innymi z futbolu amerykańskiego. Chelsea Todda Boehly'ego się na to odważyła.
W konsekwencji UEFA chce doprowadzić do sytuacji, w której kluby będą mogły zaproponować co najwyżej 5-letnie umowy. Ma to wpłynąć na większą wiarygodność zasad FFP, bowiem ostatnie poczynania "The Blues" pokazały, że cały system jest właściwie straszakiem i nie trzeba się nim szczególnie przejmować. Tak transparentnego zagrania na nosie europejskiej federacji nie widzieliśmy chyba nigdy - jeśli ktoś naginał przepisy, to zwykle za cichym przyzwoleniem włodarzy UEFA, którzy później nakładali śmieszne kary.
Chelsea działała niejako na własną rękę i już wygrała. Niezależnie od tego, co stanie się latem 2023 roku, londyńczycy znowu wywrócili świat piłkarskich transferów. Tym razem bez konieczności wspierania się pieniędzmi wątpliwego pochodzenia.

Przeczytaj również