Co dalej z ukraińską piłką? Eksperci są zgodni. Liga zaraz rusza, Szachtar może mieć problemy

Co dalej z ukraińską piłką? Eksperci są zgodni. Liga zaraz rusza, Szachtar może mieć problemy
Vitalii Vitleo / Shutterstock.com
Jak inwazja Rosji wpłynie na ukraiński futbol klubowy? Na razie wygląda na to, że wszystko pozostanie po staremu. - Trudno ocenić prawdopodobieństwo zawieszenia rozgrywek, ponieważ do tej pory nikt nie podniósł takiego postulatu. Trzeba zdawać sobie sprawę, że wczorajszy dzień de facto niewiele zmienił - słyszymy.
W polskim środowisku piłkarskim wczorajsze orędzie Władimira Putina i de facto rozpoczęcie oficjalnej inwazji na Ukrainę odbiło się szerokim echem głównie z uwagi na zaplanowany na 24 marca mecz barażowy Polski z Rosją. Pojawiło się mnóstwo wątpliwości. Wydaje się jednak, że czy w Moskwie, czy w innej lokalizacji, to spotkanie zostanie rozegrane bez żadnych problemów. Tego samego nie mogą powiedzieć Ukraińcy czekający na nadchodzące wznowienie tamtejszych rozgrywek klubowych.
Dalsza część tekstu pod wideo

Liga zawieszona?

Czy w obliczu działalności rosyjskiego agresora, bezpośrednio za naszą wschodnią granicą futbol może zostać po prostu zawieszony? Na razie się na to nie zanosi. Oczywiście sytuacja jest na tyle dynamiczna, że żadnego scenariusza nie wolno odrzucać. W chwili obecnej jednak przygotowania do rundy wiosennej trwającego sezonu ligowego przebiegają bez zakłóceń.
- Na dzisiaj liga ma wystartować normalnie. Trudno ocenić prawdopodobieństwo zawieszenia rozgrywek, ponieważ do tej pory nikt nie podniósł takiego postulatu - wyjaśnia nam Kamil Rogólski, pasjonat i ekspert od wschodniej piłki, z naciskiem na Ukrainę.
- Tydzień temu było zebranie komisji ligi i postanowiono, że start odbędzie się normalnie. Oczywiście jest plan B i rozpatruje się przełożenie meczów, ale na ten moment wszystko będzie rozgrywane zgodnie z planem. Pierwszy mecz już w piątek. Ja osobiście szanse na zawieszenie rozgrywek oceniam wysoko, ale na Ukrainie jest raczej spokój. Sporty halowe odbywają się normalnie, na mecze przychodzą kibice. Jedynie kilku obcokrajowców opuściło kluby koszykarskie, ale miało to miejsce już z 10 dni temu - uzupełnia twitterowy użytkownik @Buckaroobanzai, doskonale zorientowany w ukraińskich realiach państwowych i sportowych.
I dodaje:
- Oczywiście w przypadku, gdy rząd danego kraju nakazuje obywatelom ewakuację z Ukrainy, gracz ma prawo wyjechać, a nawet rozwiązać kontakt. Tutaj ucierpi najbardziej Szachtar, ale piłkarze mają spore kontrakty i łatwo z nich nie zrezygnują. Na teraz wszyscy trenują w pełnych składach i przygotowują się do pierwszych meczów.

Ucieczka?

Zatrzymajmy się przy Szachtarze, przecież jednym z dwóch największych klubów w kraju, opływającym w luksusy fundowane przez właściciela Rinata Achmetowa, biznesmena pochodzenia tatarskiego. W obliczu rosyjskiej “legalizacji” dokonanej przed laty inwazji Władimira Putina na Donbas i Ługańsk pojawiają się pytania, co stanie się z najbardziej utytułowanym zespołem ligi ukraińskiej ostatnich lat. Odpowiedź jest banalna - prawdopodobnie nic. Przynajmniej póki Rosja nie uderzy w sąsiada na większą skalę. Szachtar bowiem doniecki pozostaje tylko z nazwy odkąd osiem lat temu musiał ewakuować się z miasta z uwagi na rozpoczęcie wojny w tamtym regionie. Bazą “Górników” stał się Kijów.
- Szachtar raz był w Kijowie, raz we Lwowie, raz w Charkowie. Kilka meczów grał w mniejszych miastach. Od czasu pandemii zadomowił się na Stadionie Olimpijskim w stolicy, co jest dobrym ruchem, bo tu ma bazę i tu mieszkają piłkarze. Jeżeli nic się nie zmieni, to te najbardziej znane obecnie kluby ze wschodu nie ucierpią bardziej. A Achmetow wydał ponad 60 milionów od początku sezonu i pewnie łatwo nie pozostawi swojego klubu. Zresztą mógł to już zrobić w 2014. Pytanie znów tylko o to, jak daleko posunie się Rosja - twierdzi @Buckaroobanzai.
Podobnie jest z Zorią Ługańsk, która ma bazę w Zaporożu. Ale ofiarami eskalacji konfliktu mogą zostać inne drużyny, z terenów na dziś nie objętych rzeczywistym zagrożeniem. Na dziś, bo nie ma wątpliwości, że plany Rosji sięgają dalej niż tylko do terenów samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej.
- Trzeba zdawać sobie sprawę, że wczorajszy dzień de facto niewiele zmienił. Rosja wjechała na Donbas w 2014 roku. Jedynie wtedy to miało charakter nieoficjalny, dziś Putin się już nie kryje. Odbicie na ukraińskim futbolu zależy od scenariuszy. Jeśli spełnią się jakieś apokaliptyczne wizje o zamienieniu Ukrainy w drugą Syrię, wtedy wiadomo, co to oznacza. Natomiast zwyczajna kontynuacja okupacji Donbasu nie zmieni w mojej ocenie nic w porównaniu z ostatnimi ośmioma latami. Jeśli już miałbym wskazać jakiś obszar, który sytuacja może dotknąć, to będzie FC Mariupol. Klub - satelita Szachtara Donieck, który normalnie mecze rozgrywa w swoim mieście. Część Donbasu kontroluje Ukraina, w tym właśnie Mariupol. Jeśli Rosja nie zatrzyma się na tej części Donbasu, którą już ma, to Mariupol być może przeniesie się do innego miasta - prognozuje Rogólski.
Wtóruje mu drugi z rozmówców.
- Kluby ze wschodu czy Krymu już dawno wyemigrowały i cały czas błąkają się po Ukrainie. Zorya gra w Zaporożu od bodaj samego początku, tam ma świetną bazę Metalurga. Inne kluby, takie jak Kramatorsk, może nawet Metalist Charków czy Mariupol, mają się czego bać. Mówi się o eskalacji do granic okręgów ługańskiej i donieckiej, a to oznacza walki w Kramatorsku i Mariupolu. Jeśli Rosja zaatakuje w głąb kraju, to pierwszy na linii jest Charków, a od południa Odessa. Mam nadzieję, że nie będzie eskalacji terytorialnej. Na ten moment to jednak zgadywanie, ciężko cokolwiek przewidzieć - przyznaje @BuckarooBanzai.

Nie ma paniki

Pozostawiając na chwilę futbol z boku, co bardziej spostrzegawczy obserwatorzy machiny medialnej wokół rosyjskiej agresji mogą zauważyć, że kraje zachodnie i generalnie wszystkie - poza samą Ukrainą - reagują na wydarzenia w Doniecku i Ługańsku bardziej nerwowo, histerycznie od Ukraińców. Niektórzy zapominają chyba, że wojna wywołana przez Rosję nie zaczęła się wczoraj czy dwa miesiące temu, a trwa od blisko dekady. Jakkolwiek to nie brzmi, obywatele Ukrainy, szczególnie ci z obszarów bezpośrednio nietkniętych działaniami zbrojnymi, musieli przyzwyczaić się do życia w takiej, a nie innej rzeczywistości. Jak to wygląda dzisiaj, gdy Władimir Putin nie kryje swoich zamiarów, a wręcz dał do zrozumienia, że jego zdaniem Ukraina właściwie nie istnieje?
- Na Ukrainie jest poruszenie i ludzie się martwią, ale nie ma paniki. Do wczorajszego wystąpienia Putina życie toczyło się normalnie, wszystko było otwarte, ludzie bawili się na koncertach i jedli w restauracjach, pracowali jak dotychczas. Pierwsze głosy po uznaniu przez Rosję republik separatystycznych są w mojej opinii również spokojne i stonowane. Zapytałem już kilkadziesiąt osób piłki i obraz, jaki pojawia się w odpowiedziach, nie przypomina tego, co widzimy w naszych mediach. Oczywiście każdy jest przejęty, czuć niepokój, ale podobnie było i w 2014, gdzie mimo ataków na Krym i Donbas ludzie żyli swoim życiem, a UPL grała normalnie. Problemem były mecze międzynarodowe - tłumaczy @BuckarooBanzai.
Podobne odczucia ma Kamil Rogólski, który zwraca uwagę na postawę mediów wokół trwającej wojny.
- Przez lata poznałem dużo ludzi z Ukrainy, z różnych kręgów, w tym piłkarskiego. Wszyscy zachowują spokój. Nauczyli się żyć w obecnej sytuacji. Mogę powiedzieć, że dla mnie obecne wzmożenie w mediach jest trochę irytujące. Od 2014 roku w Donbasie zginęło czternaście tysięcy ludzi. Wiele osób nagle jest zaskoczonych: o, tam jest wojna, rzeczywiście. To tak jakby powiedzieć, że II wojna światowa zaczęła się w 1941 roku, a wcześniej to tylko regionalny konflikt - porównuje nasz rozmówca.
Wydaje się więc, że tak długo, jak Rosję będzie interesował “tylko” wschodni rejon Ukrainy, a Kijów czy Lwów pozostaną bezpieczne, to Ukraińcy postarają się żyć “normalnie”. Cudzysłów jest nieprzypadkowy, bo trudno mówić o normalności, jeśli mający imperialne ambicje sąsiad eskaluje konflikt i wkracza na twoje terytorium, otwierając nowy rozdział wywołanej przez siebie wojny. Nie ma jednak mowy, by niebiesko-żółta flaga zamieniła się w białą. Zarówno jeśli chodzi o podejście do okupanta, jak i różne sfery życia codziennego. Także sport, w tym piłkę nożną. Liga szykuje się do wznowienia rozgrywek, otwarcie o tym mówią czołowe persony największych klubów. Nawet jeśli wynika to wyłącznie z radykalnego wyrzucenia z głowy najgorszych możliwych wariantów dalszej rosyjskiej agresji.
- Wśród przepytanych przeze mnie osób są również dyrektorzy wielkich klubów. O dziwo, zapraszają mnie na najbliższe mecze i przygotowują się na wznowienie rozgrywek. Dziennikarze, a przynajmniej większość z nich, nie przewidują przełożenia pierwszych kolejek. Albo ludzie robią wszystko, by nie dopuścić czarnych myśli do siebie, albo rzeczywiście nie widzą możliwości wojny obejmującej cały kraj, a jedynie co najwyżej wzmożony konflikt na wschodzie. A przecież ta wojna trwa już osiem lat - podsumowuje @BuckarooBanzai.
Pozostaje nam mieć nadzieję, że ukraiński futbol straci na rosyjskiej agresji jak najmniej. Odrzućmy jednak śmieszne frazesy o tym, by nie łączyć polityki ze sportem. To wygodna wymówka, utarte powiedzenie, często wykorzystywane choćby przez UEFA czy FIFA, które tym pseudo sloganem chętnie usprawiedliwiały ochoczą współpracę z Rosją czy Katarem. Sport łączy się z polityką. Obecnie mamy tylko tego kolejne przykłady. Niestety - w najgorszych okolicznościach z możliwych.
***
Kamila Rogólskiego na Twitterze znajdziesz TUTAJ.
@Buckaroobanzai na Twitterze znajdziesz TUTAJ.

Przeczytaj również