Człowiek, który wygrał za mało. Czy Messi będzie najwybitniejszym piłkarzem w historii?

Człowiek, który wygrał za mało. Czy Messi będzie najwybitniejszym piłkarzem w historii?
AGIF / Shutterstock.com
Historia to jedna z najbardziej nieubłaganych dziedzin nauki. Mimo, że nie jest zaliczana do przedmiotów ścisłych, w wielu przypadkach nie pozostawia miejsca na złudzenia, domysły. Tak było i koniec. Można się z tym pogodzić, bądź nie, ale kwestionowanie historii mija się z celem ze względu na dowody, które potwierdzają dane wydarzenie.
Niezależnie czy zajmujemy się dziejami królów, papieży czy piłkarzy, liczą się fakty. To one znajdą się na kartach historii, a nie subiektywne opinie obserwatorów „z boku”.
Dalsza część tekstu pod wideo
I niestety, nieubłagalność historii powoduje, że piłkarz o największych umiejętnościach w dziejach nie może (jeszcze) zostać jednoznacznie nazwany najlepszym w historii.
Mowa oczywiście o Leo Messim. Piłkarzu, który w mojej opinii ma bezdyskusyjnie największe umiejętności spośród wszystkich zawodników w całej historii, ale jednocześnie ma niewyobrażalnego pecha.
Klub oraz kadra nie potrafią wykrzesać do maksimum umiejętności Leo. Drugiego takiego piłkarza prawdopodobnie już nie ujrzymy w najbliższych latach, a zarówno Barcelona jak i Argentyna nie wykorzystują w pełni gigantycznego potencjału, który powinien się przekładać na zdobywane trofea.

Kombinacja idealna

Oczywiście wielu czytelników zapewne złapało się właśnie za głowę lub zakończyło lekturę na poprzednim akapicie, biorąc pod uwagę liczbę pucharów, jakie Messi dotychczas wygrał w stolicy Katalonii.
32 trofea, 5 złotych piłek, 2 tryplety - czy można chcieć więcej? Otóż moim zdaniem tak, jeśli mowa o jednostce tak wybitnej jak właśnie Leo. Jednostce, która jest obdarzona absolutnie unikatowym połączeniem cech wielu innych wybitnych zawodników.
Historia futbolu zna wielu wybitnych dryblerów, jak Maradona, łowców bramek jak Cristiano Ronaldo, „kelnerów” co rusz obsługujących partnerów perfekcyjnymi podaniami jak Andrea Pirlo czy po prostu magików jak Ronaldinho, którzy wychodzili na murawę w celu zabawy z piłką, a nie dążenia do zwycięstwa za wszelką cenę.
Można by powiedzieć, ile specjalizacji tylu specjalistów, ale Leo Messi potrafi to wszystko na poziomie zbliżonym lub przerastającym najwybitniejszych przedstawicieli danej umiejętności.

Leonardo da Vinci

Myśląc o Messim od razu mamy przed oczami masę pięknych bramek, których był autorem, ale to nie one pokazują wielkość tego zawodnika, ale jego uniwersalność.
Gdy „Atomowa Pchła” gra jako napastnik, bije wszelkie możliwe rekordy strzeleckie (91 goli w jednym roku, 73 w jednym sezonie, ponad 500 dla jednego klubu).
Gdy cofa się głębiej do rozegrania notuje spektakularne asysty. Gdy wędruje na skrzydło zamienia się w maszynę do wygrywania pojedynków 1 na 1 (ewentualnie 1 na 5).
Ronaldinho swoimi sztuczkami reprezentował barok, Cristiano Ronaldo, przedkładający osiągnięcie celu w postaci bramek nad walory artystyczne, obrazuje średniowiecze, a Leo Messi jest prawdziwym człowiekiem renesansu.
Tylko cóż z tego? Wychowanek Barcelony jest najlepszym napastnikiem, skrzydłowym, rozgrywającym oraz pomocnikiem ofensywnym, ale potrzebuje wsparcia. Niczym da Vinci, który nie rozstawał się z Atalante Migliorottim – swoim wiernym pomocnikiem.
Futbol na najwyższym poziomie, w przeciwieństwie do sztuki, ma pewne ograniczenia wiekowe. Z tego powodu Xavi Hernandez od 3 lat gra w Katarze, a Iniesta po tym sezonie uda się na „emeryturę” do jednej z egzotycznych lig. „Pomocnicy” Messiego odchodzą, a klub w miejsce artystów sprowadza rzemieślników.

Tu i teraz

Leo Messi w czerwcu skończy 31 lat. W ciągu ostatnich 7 lat tylko raz wygrał najcenniejsze trofeum klubowe – Ligę Mistrzów. W biurach zarządu „Blaugrany” powinna zaświecić się lampka alarmowa, ale ktoś na Camp Nou chyba nie opłacił rachunku za prąd.
To jedyne wytłumaczenie na transfery Gomesa, Paulinho, Ardy, Aleixa, Alcacera czy Deulofeu w sumie za prawie 200 mln euro. Wymienieni piłkarze nie są beznadziejni i z pewnością poradziliby sobie w klubach z aspiracjami na Ligę Europy, czy w porywach fazę grupową Ligi Mistrzów, ale kolejne sezony pokazywały, że to nie są zawodnicy, którzy mogą w jakikolwiek sposób pomóc w nawiązaniu walki o najwyższe cele.
Mając w swoich szeregach takiego piłkarza jak Leo Messi, klub powinien robić wszystko, by „era” Leo była równoznaczna ze zdominowaniem piłkarskiego świata. Słowo „świat” jest tutaj kluczowe.
Barcelona jest hegemonem na hiszpańskich boiskach w ostatniej dekadzie, ale to odwieczny rywal – Real Madryt jest na najlepszej drodze do wygrania czwartej Ligi Mistrzów w ostatnich pięciu latach.
Barcelona powinna zrobić wszystko, by jak najlepiej wykorzystać ostatnie lata gry Messiego. Lepszej okazji do nadgonienia Realu Madryt w liczbie europejskich trofeów może nie być.
W nadchodzących sezonach niedopuszczalna będzie sytuacja, gdy chwilowa obniżka formy Leo skutkuje blamażem, jak na Stadio Olimpico w rewanżowym meczu z Romą.
Messi przez większość czasu „pcha” Barcelonę ku sukcesom, ale potrzeba zawodników, którzy będą potrafili uczynić to samo, gdy Argentyńczykowi zdarzy się słabszy wieczór.
Ostatnie ruchy transferowe Barcelony nieco zaprzeczają filozofii stawiania na wychowanków, ale wydaje się, że jest to spowodowane konkluzją do jakiej po latach doszedł zarząd – Messiego trzeba otoczyć zawodnikami klasy światowej.
Jeszcze przyjdzie czas na powrót do korzeni i ponowny rozkwit La Masii. Aktualnie trzeba wykorzystać obecność najlepszego piłkarza w drużynie i przełożyć ją na europejskie trofea.

W osiągnięciu tego celu ma pomóc wzmocnienie zespołu takimi piłkarzami jak Coutinho czy Griezmann. Dzięki temu szanse na powtórkę z katastrofy w Rzymie znacząco maleją.

Samemu nic nie wygrasz

Lepsi partnerzy w ataku oraz pomocy pomogą wychowankowi Barcelony dopisywać kolejne sukcesy na kartach historii. Pościg za Danim Alvesem, który jest najbardziej utytułowanym piłkarzem (38 pucharów) oraz Ronaldo, który tak jak Leo 5 razy wygrał Złotą Piłkę oraz 4 razy Ligę Mistrzów, trwa w najlepsze.
Jest jeszcze szansa na odrobienie straconych lat, gdy Barcelona nie wykorzystywała potencjału, drzemiącego w filigranowym Argentyńczyku i przedwcześnie żegnała się z rozgrywkami na arenie europejskiej.
Podobnie sprawa ma się, gdy spojrzymy na dokonania w kadrze. Pele, Maradona oraz Cristiano Ronaldo, którzy są głównymi oponentami Messiego w walce o miano najlepszego piłkarza w historii, mają przewagę w postaci wygranego tytułu z reprezentacją.
A jak już pisałem historia jest nieubłagana. Pele wygrał 3 razy mundial, Maradona raz, a Messi przegrał w finale. Okazja na wygranie Mistrzostwa świata, które byłoby bezapelacyjnym potwierdzeniem wielkości Messiego, przeszła koło nosa.
Takie są suche fakty, które stanowią podstawę do twierdzenia, iż to jednak nie Leo jest tym najwybitniejszym. Wszak skoro Messi jest najlepszy w historii, to dlaczego nie wygrał turnieju w Brazylii? Z tego samego błahego powodu, przez który Barcelona nie wygrywa trypletu co roku – futbol to gra zespołowa.
W finale Mistrzostw Świata w 1986 r. bramki dla „Albicelestes” zdobywali Brown, Valdano oraz Burruchaga. Na turniejach, które wraz z Brazylią wygrywał Pele, więcej bramek od niego zdobywali Garrincha i Vava (po 4 bramki w 1962 r.), a także Jairzinho (7 goli w 1970 r.).
Prawdziwym liderem Pele był jedynie w 1958 r. kiedy zdobył 6 goli, w tym 2 w finale. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że podczas turnieju rozgrywanego w Szwecji Vava zdobył 5 goli i tak jak Pele 2 z nich w decydującym meczu.
Gola dającego Portugalii triumf w Mistrzostwach Europy strzelił Eder. Ronaldo nie było wtedy nawet na boisku. 
A kogo do pomocy miał Messi? Gonzalo Higuaina, który krótko mówiąc zawalił każdy z trzech finałów Argentyny (2 razy Copa America, raz Mistrzostwa Świata) w ostatnich latach.
Leo Messi nie był decydujący w finałach, ale to dzięki niemu Argentyna się w nich w ogóle znajdowała. Gdyby nie jego bramki „Albicelestes” nawet nie wyszliby z grupy w 2014 roku.

Z kolei podczas Copa America w 2016 roku Messi zdobył 5 bramek oraz zanotował 4 asysty w 6 spotkaniach.
Sytuacja w kadrze jest bliźniacza do tej z Barcelony. Gdy Leo miał słabszy dzień, nikt nie umiał go wyręczyć i chociaż raz dokonać tego, co Messi robi na co dzień – przesądzić o wyniku spotkania.

Ostatnia nadzieja

Werdykt w dyskusji o tym, kto jest najlepszym piłkarzem w historii jeszcze nie zapadł. Przed Messim jeszcze kilka lat gry i być może w najbliższej przyszłości „karty się odwrócą” – Barcelona przerwie dominację Realu w Lidze Mistrzów, a Argentyna wzniesie Puchar Świata po finale w Moskwie.
Takie sukcesy ostatecznie udowodniłyby, że to co najlepsze w futbolu, pochodzi z Rosario. Aktualnie jednak można czuć pewien niedosyt. Liczba trofeów, jakie zgarnął dotychczas Messi może wywołać zawroty głowy, ale to wciąż nie oddaje skali jego umiejętności.
Brakuje „kropki nad i”, którą Leo może postawić już w lipcu. Turniej w Rosji jest okazją na rewanż za wszystkie dotychczasowe niepowodzenia, których głównymi winowajcami była opieszałość i apatyczność partnerów w decydujących momentach.
Czas na zwycięstwo. Czas na nawiązanie do turnieju w Meksyku i zwycięstwa „Albicelestes”. Wszystko w nogach Messiego, ale też (co ważniejsze) pozostałych 10 zawodników.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również