Czy Polska może zdobyć mistrzostwo świata? Analizujemy, jak bardzo surrealny to scenariusz

Czy Polska może zdobyć mistrzostwo świata? Analizujemy, jak bardzo surrealny to scenariusz
MediaPictures.pl / Shutterstock.com
Na szczęście nawet wśród naszych dziennikarzy sportowych nikt nie zdziecinniał do tego stopnia, by zadać trenerowi Nawałce podobne pytanie. I tak usłyszałby w odpowiedzi, że każdy mecz jest ważny i szanujemy wszystkich przeciwników. Tak naprawdę jesteśmy na etapie ostrożnego bajania o szansach wyjścia z grupy.
Ostatnio sam prezes Boniek zauważył, że nawet gdy nam się to uda „możemy od razu trafić na potentata i jest po zabawie”. To prawda. Grając w finałach MŚ nie sposób natknąć się na Maltę czy San Marino, które przed laty bywało naszą ostatnią pociechą. Na porażkę w fazie pucharowej skazane jest 15 z 16 drużyn. Można zremisować i ulec w karnych, jak Polska podczas ostatnich ME, ale pożegnanie z turniejem jest porażką.
Dalsza część tekstu pod wideo
Rzecz w tym, że skoro uważamy się za pełnoprawnego uczestnika turnieju nie możemy odrzucać na wstępie najwyższego celu, a takim jest zdobycie mistrzostwa. Nie chodzi o to, żeby przed rozpoczęciem MŚ deklarować jego zdobycie, ale trzeba mieć wewnętrzne przekonanie o własnej wartości. Na realistyczną analizę osiągniętego na Mundialu wyniku jest czas po jego zakończeniu.
Obecnie wszyscy zajęci są tonowaniem nieistniejących w rzeczywistości przesadnie optymistycznych  nastrojów. Słuchając tak zwanych liderów opinii, a nawet piłkarzy czy oficjeli można dojść do wniosku, że do Rosji jedziemy jak na ścięcie i jedyną niewiadomą jest data egzekucji. Realizm jest mylony z przesadną asekuracją, a najwyższą nagrodą wydaje się być możliwość powiedzenia po turnieju sakramentalnego „a nie mówiłem!”.

O wartości drużyn

Ludzie zajmujący się futbolem przyzwyczaili się do szacowania wartości zespołów za pomocą przeliczników finansowych. Przekładają metodę do pewnego stopnia skuteczną przy obliczaniu szans drużyn klubowych na występy reprezentacji. Doszło do tego, że trudno spotkać analizy wychodzące poza ten schemat.
Nie da się przecenić roli światowych gwiazd w futbolu reprezentacyjnym, ale często zapomina się, że w klubach gdzie odnoszą swoje rewelacyjne sukcesy, pracują na ich blask rzesze piłkarskich rzemieślników. W finałach MŚ często tego brakuje. Najwspanialsi gracze muszą brać na siebie role, do których nie są na co dzień przyzwyczajeni.
Trenerzy są pod presją. Trudno nie wystawić gracza, o którym się mówi, że jest wart 100 milionów, choćby na pozycji, do której nie jest przyzwyczajony. Przecież jego technika, szybkość itd. Potem okazuje się, że nie miał kto harować w środku pola, a sfrustrowana gwiazda wylatuje z boiska za brutalny i nieudolny wślizg.
Prawie zupełnie z analiz siły poszczególnych reprezentacji zniknęły podstawowe cechy, takie jak zgranie formacji czy „duch drużyny”, polegający na przeświadczeniu o własnej wartości jako reprezentacji kraju. Warto w tym miejscu przypomnieć, że piłka nożna to gra zespołowa, a kochamy ją ponieważ bywa nieprzewidywalna. Nikt nie wygra samą determinacją, ale bez 100% zaangażowania sukces jest równie mało prawdopodobny.

O wartości polskiej reprezentacji

Szczęśliwie problem nadmiaru gwiazd nas omija. Tu dałbym emotikona z uśmieszkiem, ale w tekście publicystycznym nie wypada. Mamy jedną światową gwiazdę i naszym problemem jest umożliwienie jej strzelania kolejnych goli. To akurat nie jest zadanie przekraczające możliwości naszej formacji ofensywnej.
Warto zwrócić uwagę, że gdy zdobywaliśmy medale na dawnych mundialach, też w zasadzie mieliśmy w składzie jedną prawdziwą gwiazdę. W 1974 Deynę, a w 1982 Bońka. Mundial wykreował kolejne, z naciskiem na słowo „wykreował”. W założeniu gra skupiała się na wykorzystaniu nietuzinkowych możliwości właśnie tych zawodników.
Dzisiaj nadszedł czas oddzielenia mężczyzn od chłopców. Tego nie da się zrobić inaczej niż na boisku, w trakcie decydujących o być albo nie być meczów, a takimi będą wszystkie starcia fazy pucharowej. Byliśmy blisko sukcesu na ostatnich Mistrzostwach Europy. Jako drużyna zagraliśmy solidny turniej, ale zabrakło rzeczy podstawowej.
Rzecz nie w spudłowanym karnym Błaszczykowskiego, a w tym, że żaden z graczy aspirujących do miana objawienia turnieju nie wykorzystał swojego potencjału. To jest warunek konieczny, by Polska odniosła sukces. Przed kolejną szansą na taki wyczyn stanie na rosyjskich boiskach wielu naszych piłkarzy, z Zielińskim na czele.
Przygotowania wydają się w pełni profesjonalne. Atmosfera w kadrze, przynajmniej obserwowana z pozycji kibica jest znakomita. Nawałka i większość kadrowiczów mają doświadczenia zebrane w trakcie niedawnych ME. Poza nieszczęśliwym Glikiem trzon kadry został zachowany, a nowi gracze wnoszą do drużyny całkiem interesujące umiejętności.

Droga do sukcesu. Pierwszy krok

W tym miejscu pomijam fazę grupową, ponieważ wymusza to niejako sam tytuł tekstu. Nie przystoi zadać w tytule takiego pytania, by potem snuć rozważania, czy uda nam się ograć Senegal. Aby trafić do piłkarskiego raju półfinału MŚ, musimy ograć dwie z czterech świetnych drużyn. Najpierw najprawdopodobniej Anglię albo Belgię, a w ćwierćfinale Niemcy lub Brazylię.
Nie można oczywiście z góry zakładać, że do 1/8 nie awansuje na przykład Tunezja, a Meksyk, Szwajcaria czy Serbia pokornie poddadzą się faworytom Mundialu. Wtedy z kolei musielibyśmy w ćwierćfinale zmierzyć się z pogromcą Niemiec czy Brazylii. Zostawmy to na boku i zastanówmy się, czy sami możemy stać się sprawcą sensacji.
O drużynie belgijskiej mogliście już przeczytać znakomity tekst, z którego wynika, że jest to jeden z faworytów Mundialu. Podobnie zresztą jak z rankingu FIFA, w którym zjadacze frytek z majonezem zajmują trzecie miejsce. Anglia to wieczny faworyt, którego piłkarze w decydujących meczach wielkich imprez grają tak, jakby wybiegali na boisko w butach za dużych o dwa rozmiary.
Choć Belgowie uznawani są za drużynę silniejszą niż Anglia, a obydwie od Polski, uważam że szansa na ogranie tych drużyn jest podobna i waha się w okolicy 50%. Walka o ćwierćfinał to zawsze mecz, który oddziela klęskę, może nie od sukcesu, ale przynajmniej od zaznaczenia swojego udziału w finałach. To samo dotyczy nas, jak i potencjalnych rywali.
To mecze trenerów i całych ekip przygotowujących graczy do Mundialu. W czwartym, newralgicznym spotkaniu, wychodzą na jaw błędy w przygotowaniach, zmęczenie sezonem i przede wszystkim siła mentalna zespołu.

Droga do sukcesu. Krok drugi

Szybko zapomnimy o wielkości ogranych rywali, jeśli w ćwierćfinale nasza jedenastka stanie naprzeciwko Brazylii lub Niemiec. Zagrają hymny, kapitanowie wymienią proporce, a piłkarze uściski dłoni. Miliard widzów poprawi się w fotelach, by zgodnie z ostatnią modą kibicować faworytom. Czy wypada się wówczas położyć na murawie w oczekiwaniu na najniższy wymiar kary?
Oglądając kolejne zwycięstwa Brazylii można odnieść wrażenie, że drużyna ta zawsze wykorzystuje nie więcej niż 70% swoich możliwości. Pewnie ze względu na sposób operowania piłką wydaje się, że w każdej chwili potrafi zadać decydujące ciosy i zmiażdżyć przeciwnika. I tak się przeważnie dzieje, ale czy na pewno nie jest to właśnie brazylijskie 100%?
Wydaje się, że po klęsce przed czterema laty nie ma śladu, ale należy pamiętać, że dwa lata po niesławnym laniu 1:7 z Niemcami, Brazylia ośmieszyła się w turnieju o mistrzostwo Ameryki Południowej. Po bezbramkowym remisie z Ekwadorem, ulegając Peru 0:1 odpadła w fazie grupowej. Oczywiście zmienił się skład, wrócił Neymar i Brazylia jest jednym z największych faworytów, ale tak jest od niepamiętnych czasów.
Co możemy przeciwstawić takiej drużynie? Proszę bardzo: dyscyplinę taktyczną, skuteczność i szczęście. Ten ostatni atut wcale nie jest dziwactwem. Po prostu, aby wygrać z Brazylią trzeba mieć szczęście i to dotyczy wszystkich drużyn, które staną na jej drodze. O skuteczności wspomniałem ze względu na pewną niefrasobliwość gry obronnej pięciokrotnego mistrza świata. Jak na swoją techniczną klasę Brazylijczycy zadziwiająco często tracą piłkę w środku pola, stwarzając okazję do kontry.
Z Niemcami, mistrzem świata w końcu, drużyna Nawałki ma bilans remisowy. Na dodatek trzy z czterech meczów graliśmy o stawkę. Można przyjąć, że dla naszych piłkarzy nie jest to już rywal z kosmosu. Przynajmniej na tyle, że mogą wybiec na boisko z przekonaniem o własnej wartości. Szczególnie Lewandowski, nad którym od miesięcy wydziwiają niemieckie media.
Czyż nie piękną pointą piłkarskiej opowieści byłby nasz kapitan zadający decydujący cios przyjaciołom zza Odry?

Sukces

Pokonanie wymienionych powyżej rywali sprawia, że obojętnym się staje na kogo trafimy w półfinale. Pogromców Niemiec czy Brazylii nie ma prawa straszyć Argentyna, Francja ani nawet Hiszpania. Wystarczy, bagatela, grać każdy kolejny mecz nieco lepiej. I przede wszystkim nie lekceważyć rywala! Znowu daje mi się we znaki brak stosownego emotikona.
Jeśli ktoś spodziewał się w tym tekście poważnej taktycznej analizy sposobu pokonania rywali, przepraszam. Nawet gdybym go znał, nie opublikowałbym go na Meczykach, ponieważ piłkarski świat czuwa łasy na takie informacje! Po prostu ktoś musiał zadać takie pytanie. A skoro padło, muszę na nie udzielić odpowiedzi. Nie uciekam od tego, ale najpierw krótka dygresja o zabarwieniu historycznym.
Śmieszy mnie przywoływanie historii oraz jej bohaterów przy okazji meczów piłkarskich. Już puste głowy przypominają w kontekście Mundialu zdobycie Moskwy przez hetmana Żółkiewskiego. Niesamowite! Z drugiej strony żądanie od reprezentacji Polski, by była współczesną husarią wydaje się akurat trafne.
Oczywiście mam na myśli prawdziwą husarię, a nie tę znaną z historycznych bajek. Efekt w postaci miażdżącej szarży był bowiem tylko efektownym finałem. Technika jazdy, celność strzelecka, sztuka operowania kopią, szablą i koncerzem, a przede wszystkim wyćwiczone do perfekcji manewry taktyczne decydowały o sławie polskiej jazdy.
Wszystkie te cechy, na czele z manewrowaniem w trakcie samego starcia stanowią o sile współczesnej drużyny futbolowej. Gwałtowność nieodpartego ataku, ale i staranne jego przygotowanie. Podobnie jak na polu bitwy celem jest przełamanie linii obronnej rywala. Tam, gdzie kładło się na szali życie, sztuka polegała na wywołaniu paniki kończącej się ucieczką. W piłce polega na zmuszeniu przeciwnika do błędów.
Nie dokonają tego dzieci ani chłopcy, co jest chyba oczywiste. I wiek zawodników nie ma tu nic do rzeczy. No dobrze. Teraz odpowiem na tytułowe pytanie:
Czy Polska może zdobyć mistrzostwo świata?
Otwieram kopertę, wyjmuję karteczkę (bardzo niewyraźne pismo!) i czytam:
- Jasne, że tak!
Jacek Jarecki
Redakcja meczyki.pl
Jacek Jarecki10 Jun 2018 · 13:49
Źródło: własne

Przeczytaj również