Messiemu już nie dorówna, może stać się równie ważny, co Ronaldo. To ma być nowy lider Juventusu

Messiemu już nie dorówna, może stać się równie ważny, co Ronaldo. To ma być nowy lider Juventusu
cristiano barni / Shutterstock.com
W młodości wróżono, że może stać się drugim Leo Messim. W ostatnim czasie bliżej mu było jednak do zyskania miana wiecznie niespełnionego talentu. Niewykluczone jednak, że teraz Paulo Dybali uda się zostać liderem nawet na miarę Cristiano Ronaldo. Przed Argentyńczykiem najważniejszy sezon, który może zdefiniować jego całą dotychczasową karierę.
W wieku 27 lat nikt już nie może traktować Dybali, jak młodego wilka z wielkimi perspektywami na przyszłość. Po mniejszych lub większych perypetiach czas, aby lewonożny napastnik zaprezentował pełnię swoich umiejętności i nie był jednym z wielu, ale jednym z najlepszych w szeregach Juventusu. Mężczyzna o twarzy dziecka musi poprowadzić “Starą Damę” do sukcesów.
Dalsza część tekstu pod wideo

Żyjąc w cieniu idola

Od początku kariery Paulo Dybali uznawano go za zawodnika gotowego w przyszłości osiągnąć piłkarski szczyt. Zwłaszcza, że porównania do bardziej utytułowanego zawodnika same cisnęły się na usta. Argentyński napastnik, wiodąca lewa noga, nienaganna technika oraz odwzajemniona miłość do ośmieszania rywali i strzelania pięknych goli. Ten opis idealnie odzwierciedla zarówno Leo Messiego, jak i Dybalę z czasów młodości.
- Paulo to nowy Leo Messi. Nie jest klasycznym napastnikiem. Działa w każdym obszarze boiska. To zawodnik kompletny. Według mnie on będzie Messim przyszłości - zapowiadał w 2015 roku Maurizio Zamparini, prezes Palermo.
Sternik klubu chciał pewnie tym samym docenić młodego Paulo, jednak tak naprawdę wyrządził mu największą krzywdę. Porównania do jednych z najlepszych zawodników w historii nigdy nie mogą skończyć się pozytywnie dla wspomnianej “kserokopii”. Zawsze lepszy pozostanie oryginał, nieskazitelny archetyp. I tak, jak Dybala nigdy nie osiągnął, ani nawet nie zbliżył się do poziomu Leo Messiego, tak nie będzie nowego Cristiano Ronaldo, drugiego Roberta Lewandowskiego i następnego wcielenia Ronaldinho. Aby osiągnąć wielkość, musisz być sobą, nie czyjąś imitacją.
Sam Dybala rozumiał to najlepiej. On od dawna musiał żyć z tym brzemieniem. Jego styl naturalnie zawiera kilka podobieństw do gry Messiego, jednak tylko jeden z nich potrafi strzelać po minimum 50 goli rocznie. W wieku 21, 22 czy nawet 23 lat jeszcze można było wierzyć, że nagle nastąpi przełom i Dybala z wielkiego talentu przemieni się w zawodnika, który naznaczy kolejną piłkarską epokę. Teraz wiadomo już, że to nie nastąpi, ale wcale nie musi to oznaczać żadnej ujmy dla gracza Juventusu. On sam zresztą wielokrotnie podkreślał, że pod żadnym pozorem nie ma zamiaru dorównywać Messiemu, bo to po prostu niemożliwe. Teraz jego celem musi być zaprezentowanie w Turynie najlepszej możliwej wersji samego siebie.

Falowanie i spadanie

Ostatnie dwa lata w wykonaniu Dybali stanowią prawdziwą sinusoidę. W sezonie 2019/20 Argentyńczyka wybrano najlepszym zawodnikiem Serie A. Nie Ciro Immobile, który był królem strzelców, nie Cristiano Ronaldo, chociaż wydawałoby się, że jest on liderem ówczesnych mistrzów Włoch. Na piedestale nie pojawił się też “nowy Messi”, lecz Paulo Dybala. W końcu on zasłużył na słowa uznania. Chwila chwały niestety nie trwała długo.
Miniony sezon stanowił dla “dyszki” Juventusu prawdziwą gehennę. Seria kontuzji, zwłaszcza tych związanych z kolanem, uziemiła 27-latka. Ten rozegrał zaledwie kilkanaście spotkań, strzelił parę goli. Kiedy tylko wracał z procesu rehabilitacji, zaraz znów musiał być przykuty do łóżka szpitalnego. W dodatku Andrea Pirlo nie był wielkim fanem jego talentu. Dziennikarze “Tuttosport” kilka miesięcy temu donosili o niezadowoleniu Dybali, który miał się skarżyć włodarzom na swoją pozycję w drużynie. Nawet, gdy Argentyńczyk był już gotowy do gry, czasem nie otrzymywał swoich szans. Czuł się odrzucony, niesłusznie skreślony, jednak w końcu wyszło na jego.
Pirlo w stolicy Piemontu już nie ma. Były rozgrywający okazał się fatalnym szkoleniowcem, który nie tylko nie przeprowadził “Starej Damy” przez sezon przejściowy suchą stopą, ale jeszcze o mało co jej nie utopił. I chociaż trudno posądzać Dybalę o zawiść, to jednak możemy zakładać, że piłkarz z radością przyjął wiadomość o zmianie trenera “Bianconerich”. Do Turynu wraca menedżer, który jako jedyny potrafił wydobyć z Paulo wszystko, co najlepsze.
- Dybala prezentuje się wyśmienicie na treningach. On i Cristiano są jak snajperzy w trakcie zajęć. Nie pudłują, nie marnują żadnej piłki. Jeszcze nie wiem, jak ich ustawię na boisku, ale widzę, że Paulo jest niezwykle zmotywowany. Zostanie wicekapitanem drużyny. Wiele od niego oczekuję - zapowiedział Massimiliano Allegri na ostatniej konferencji prasowej.

Wycisnąć na Maxa

Słowa włoskiego trenera idą w parze z niesamowitymi wspomnieniami dotyczącymi gry Dybali pod czujnym okiem Allegriego. Max potrafił ustawić zespół w taki sposób, aby odpowiednio wykorzystać atuty swojego argentyńskiego podopiecznego. Mimo wielkiego talentu, Paulo to zawodnik, który odnajduje się tylko w określonych schematach. Z jednej strony brakuje mu uniwersalności, z drugiej jednak dostosowanie taktyki do jego możliwości potrafi przynosić niezwykle wymierne efekty. Allegri wie o tym najlepiej.
Niedawno media donosiły o możliwej wymianie Dybali na Antoine’a Griezmanna. Na taką transakcję miała naciskać Barcelona. Do finalizacji oczywiście nie doszło, bowiem “Juve” nie przyniosłoby to żadnej korzyści. Z powodu urazów i niestabilnej formy akcje 27-latka poszły nieco w dół, jednak każdy w Turynie wie, że teraz może być tylko lepiej. Dybala w końcu ma trenera, z którym już przed laty znalazł wspólny język, dostosował się do jego metod i vice versa.
To z Allegrim u sterów Argentyńczyk w debiucie zapewnił Juventusowi Superpuchar Włoch, osobiście wyeliminował Barcelonę z Ligi Mistrzów, a później czarował w kluczowych spotkaniach z Milanem czy Interem. To działo się kilka lat temu, ale spokojnie może dojść do powtórki z rozrywki. Włoskie media już donoszą o tym, że Allegri planuje postawić na ofensywny tercet Chiesa - Ronaldo - Dybala. Liczby z ostatniego pobytu szkoleniowca w Turynie mogą sugerować, że liderem ofensywy stanie się ten ostatni.
- To będzie wielki rok dla Dybali. Jest w świetnej kondycji fizycznej. Wróciłem tu po dwóch latach i widzę mężczyznę - chwalił 53-letni trener.
W międzyczasie agent zawodnika prowadzi intensywne negocjacje z włodarzami “Bianconerich”. Wszyscy w Turynie są zgodni - Paulo musi zostać i być wiodącą postacią zespołu, który pragnie wrócić na włoski tron. W najbliższych tygodniach Juventus prawdopodobnie dojdzie do porozumienia z zawodnikiem, a ten podpisze nowy kontrakt. Żadnych wymian z Barceloną, żadnych innych opcji transferu. Paulo zostaje i ma znów stać się zawodnikiem na miarę MVP rozgrywek na Półwyspie Apenińskim.
Ogromne oczekiwania nie biorą się znikąd. Może trochę po cichu, jednak to nie kto inny, ale 27-latek w ostatnich sezonach prowadził “Juve” do sukcesów. Gdy nie przekroczył bariery 20 spotkań, klub nagle został zdetronizowany. Z nim na boisku “Stara Dama” inkasuje średnio 2,3 punktu na mecz w lidze. Pod nieobecność Dybali średnia spada do 1,8. Cristiano Ronaldo może być nieśmiertelny, Federico Chiesa przyjeżdża po znakomitym EURO, ale oczy kibiców muszą być zwrócone w kierunku argentyńskiego wirtuoza. Allegri już wie, że jego drugi projekt w Turynie znów będzie orbitować wokół byłego gwiazdora Palermo. Argentyna, napastnik, lewa noga, numer 10 na plecach. To nie będzie drugi Leo Messi. Czas na pierwszego Paulo Dybalę.

Przeczytaj również