Espanyol Barcelona - FC Barcelona. W przeszłości bywało gorąco. Więcej niż derby na Cornella [ZAPOWIEDŹ]

"Pique, ty skur......", "Espanyol nie jest z Barcelony" i Tamudazo. Więcej niż derby na Cornella
cristiano barni / shutterstock.com
Większości mniej zaangażowanych piłkarskich fanów, miasto Barcelona kojarzy się tylko z jedną drużyną. Jednak dziś utytułowana “Blaugrana” zmierzy się ze swoim największym lokalnym rywalem - Espanyolem. Historia tych pojedynków pokazuje, że z pozoru utarty frazes, czyli "derby rządzą się swoimi prawami", znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Pod względem sportowym ekipa Espanyolu przypomina nieco brzydkie kaczątko, które od dekad pozostaje w cieniu pięknego łabędzia z Camp Nou. Zarówno pod względem liczby trofeów, jak i skalpów zdobytych w bezpośrednich starciach, "Barca" pozostaje bezlitosna. Bilans derbów stolicy Katalonii prezentuje się następująco: 123 triumfy Barcelony, 43 remisy i 44 zwycięstwa "Los Pericos". Pogrom.
Dalsza część tekstu pod wideo
Różnica poziomów jednak zupełnie nie deprymuje barcelońskich "Papużek", które na starcia z "Dumą Katalonii" zawsze przygotowują coś specjalnego. Jeśli nie na boisku, to przynajmniej na trybunach.

Wojna katalońsko-katalońska

Prawdziwy "popis" swojej kreatywności sympatycy Espanyolu zaprezentowali w 2016 roku, gdy los skrzyżował obie barcelońskie ekipy na etapie ćwierćfinału Pucharu Króla. W pierwszym meczu, rozgrywanym na Camp Nou, Barcelona zamknęła kwestię dwumeczu, wygrywając 4:1. Ostatni gwizdek był jednak tak naprawdę zarzewiem prawdziwej rywalizacji.
W pomeczowym wywiadzie Gerard Pique, dobrze znany z tego, że nie lubi gryźć się w język, postanowił jeszcze dobić już pokonane na boisku "Papużki".
- Espanyol nie jest z Barcelony, tylko z Cornella (dzielnicy, w której mieści się stadion "Niebiesko-Białych”). Jeśli oni nazywają się cudowną mniejszością, niech przynajmniej wypełnią stadion - z uśmiechem skwitował stoper Barcelony.
Kibice Espanyolu, w przeciwieństwie do większości Katalończyków, znani są ze swojej niechęci do walki o niepodległość regionu. Kpiny z ich "cudownej mniejszości" wywołały więc wielką burzę oraz zapał do poczynienia wendety na samym Gerardzie Pique.
Okazja nadarzyła się niezwykle szybko, ponieważ już podczas rewanżu stoper Barcelony został wzięty na celownik przez ultrasów "Los Pericos". Przy każdym kontakcie Pique z piłką na Cornella el Prat rozbrzmiewała kakofonia gwizdów, buczenia i obelg. Oberwało się nawet partnerce stopera Barcelony.
Na jednym banerze oczywiście nie poprzestano. Sympatycy "Papużek" stworzyli nawet na "cześć" Gerarda Pique dosyć nietypową piosenkę, która podczas derbów stawała się niemal drugim hymnem Espanyolu.

Małe mistrzostwo Espanyolu

Wbrew pozorom, zespół "Papużek" potrafił napsuć krwi Barcelony nie tylko za sprawą wybryków swoich fanów. W 2007 roku odbyły się derby stolicy Katalonii, które do dzisiaj są jednymi z najczęściej przywoływanych w mieście Gaudiego.
W przedostatniej serii gier sezonu 2006/07, Espanyol przyjeżdżał na Camp Nou, nie walcząc tak naprawdę o nic. Europejskie puchary już dawno odjechały, zresztą podobnie, jak widmo ewentualnej relegacji. Komfortowa sytuacja oczywiście nie uśpiła bojowego nastawienia "Los Pericos".
Zwłaszcza, że ich rywale zza miedzy znajdowali się w centrum zażartej walki o mistrzostwo. Przed 37. kolejką Barcelona oraz Real Madryt zgromadziły na swoich kontach tyle samo oczek, jednak to podopieczni Fabio Capello okupowali fotel lidera ze względu na lepszy bilans.
"Królewskich" również czekał trudny mecz z Realem Saragossa, jednak w tym korespondencyjnym pojedynku pierwszy gol padł na Camp Nou. O dziwo, nie był on autorstwa Samuela Eto'o, Xaviego czy Henry'ego, a… Raula Tamudo, który sensacyjnie wyprowadził Espanyol na prowadzenie. Kilka minut później Real również stracił bramkę, jednak w wirtualnej tabeli "Los Blancos" nadal byli liderami.
Wszystko zmieniło się za sprawą pewnego młodego Argentyńczyka, który wyrównał stan rywalizacji na Camp Nou. Następnie ten sam zawodnik skompletował dublet, dając "Blaugranie" upragnione prowadzenie. Niezwykły 20-letni talent. Może kojarzycie, nazywał się Lionel Messi.
Espanyol był bezradny, a dodatkowo Real Saragossa dosyć sensacyjnie prowadził z Realem Madryt 2:1. Przez kilkadziesiąt minut wszystko układało się po myśli Barcelony, a na Camp Nou już wyciągano szampany z zamrażarek. Nawet wyrównująca bramka dla Realu w wykonaniu Ruuda van Nistelrooya nie mogła przerwać nadchodzącej fety. I wtem…
Wydarzył się cud, jeden z najbardziej niespodziewanych momentów w historii derbów Barcelony. Raul Tamudo, najlepszy strzelec w historii klubu z Cornella el Prat, kto jak nie on, urwał się Puyolowi i skierował futbolówkę prosto do siatki obok bezradnego Valdesa. 2:2.
Tamudazo, jak nazwali to Hiszpanie. Misja Espanyolu zakończona sukcesem. Marzenia o tytule Barcelony pogrzebane.
"Papużki" świętowały na Camp Nou, jak gdyby to one właśnie zostały mistrzami Hiszpanii. Zawodnikom Barcelony, Frankowi Rijkaardowi oraz prezesowi klubu, Joanowi Laporcie pozostało tylko bezradnie przyglądać się utraconej szansie.
Tym razem Espanyol znów stanie przed szansą, by zaszkodzić Barcelonie, która walczy o tytuł z Realem Madryt. Naturalnie sytuacja jest nieco odmienna od tej sprzed 13 lat, ponieważ do zakończenia sezonu pozostało jeszcze kilkanaście kolejek.

Nowe rozdanie

Poza tym "Papużki" potrzebują punktów nie tylko po to, aby zatrzymać marsz Barçy po tytuł, ale także w celu własnej walki o utrzymanie. Po 18 kolejkach Espanyol szura po dnie tabeli z dorobkiem zaledwie 10 oczek. Ostatni raz "Niebiesko-Biali" odnieśli zwycięstwo na ligowym podwórku 27 października. Najstarsi "górale" z Cornella powoli zapominają o smaku trzech punktów.
Winą za te katastrofalne rezultaty słusznie obarczony został zwolniony już Pablo Machin, który ewidentnie nie radzi sobie w innych klubach, niż Girona. 44-latek kompletnie nie potrafił wykorzystać zasobów kadry, a w jego systemie gry w ogóle nie odnajdywali się środkowi napastnicy. Dość powiedzieć, że najlepszymi strzelcami "Papużek" są środkowi pomocnicy - Darder i Roca.
W rolę strażaka, który ma za zadanie wyprowadzić Espanyol na prostą, wcielił się doświadczony w La Liga Abelardo. 49-letni Hiszpan bardzo dobrze radził sobie w Sportingu Gijon oraz Deportivo Alaves, zatem na Cornella el Prat wszyscy liczą, że zdoła uratować Espanyol przed spadkiem.
Co ciekawe, Abelardo dotychczas był raczej kojarzony ze stolicą Katalonii, ale wyłącznie ze względu na bogatą przeszłość w roli zawodnika Barcelony. Były obrońca rozegrał ponad 250 spotkań w bordo-granatowym trykocie.
Z drugiej strony, obecny szkoleniowiec "Blaugrany", Ernesto Valverde zapisał się w historii Espanyolu, ponieważ przez łącznie 4 lata reprezentował barwy "Niebiesko-Białych" w roli zawodnika, a następnie trenera. Dokonania "Txingurriego" były na tyle duże, że jedna z bram na Cornella el Prat nosi jego imię.

Podzielona Barcelona

Patrząc na tabelę oraz historię bezpośrednich starć, raczej nie jest trudno wytypować faworyta. Barcelona przewodzi w tabeli, Espanyol zamyka ligową stawkę, a spośród ostatnich dwudziestu derbów tylko raz "Papużki" wychodziły zwycięsko.
Szans na triumf Espanyolu można upatrywać jedynie w tym, że w derbach, niczym w piosence Anity Lipnickiej, wszystko się może zdarzyć. Oraz w efekcie nowej miotły. Jeśli Abelardo zdoła skutecznie wdrożyć swoje metody pracy, kto wie, czy na Cornella el Prat nie dojdzie do kolejnego cudu.
Aby tak się stało, Hiszpan będzie musiał wydobyć wszystko co najlepsze z zawodników linii ataku - Piattiego, Melendy i Calleriego. Odrodzenie ofensywy jest koniecznością, ponieważ na półmetku ligi Espanyol zdobył mniej goli, niż sam jeden Leo Messi.
Argentyńczyk to przy okazji najlepszy strzelec (25 bramek) oraz asystent (11 kończących podań) w historii derbów Barcelony. Sześciokrotny zdobywca Złotej Piłki zrobi wszystko, aby po raz kolejny zapisać się w pamięci kibiców na Cornella, którzy już teraz zapewne przeżywają koszmary z Leo w roli głównej.
Czy Messiemu uda się kolejny raz znaleźć drogę do siatki Espanyolu? A może to znów "Papużki" rozwiną skrzydła, przeszkadzając Barcelonie w zdobyciu tytułu mistrzowskiego? O tym przekonamy się już o 21:00. Jedno jest pewne - Barcelona szybko nie położy się dziś spać.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również