FC Bayern. Monachijski czołg wjeżdża na miny i traci na sile. Powtórka sprzed roku? Zapomnijmy

Monachijski czołg wjeżdża na miny i traci na sile. Powtórka sprzed roku? Zapomnijmy
MDI / Shutterstock.com
Prowadzą w Bundeslidze i swojej grupie Ligi Mistrzów. Miażdżą Atletico, wygrywają “Klassikera”, najpewniej mają najlepszy ofensywny pakiet w Europie. To wszystko prawda. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że w twardym pancerzu Bayernu pojawiają się pierwsze pęknięcia. Być może to tylko kwestia czasu, kiedy wytworzą się potężne wyrwy.
Przeciwnicy i neutralni kibice nadstawiają uszu, by usłyszeć jakąkolwiek niepokojącą informację z obozu w Monachium. Ekipa Hansiego Flicka dokonała rzeczy niemożliwych w poprzednim sezonie. Z łatwością podbiła Bundesligę, rozbiła w puch Bayer Leverkusen w Pucharze Niemiec, a przede wszystkim szturmem wzięła Ligę Mistrzów, wygrywając wszystkie spotkania, nokautując w rundzie finałowej po kolei Chelsea, Barcelonę, Lyon, PSG. Zwalniając przy tym Mauricio Pochettino oraz Quique Setiena. Ich najlepszy piłkarz, Robert Lewandowski został królem strzelców wszystkich rozgrywek, w których wzięli udział. W myśl zasady “bij mistrza” cała Europa będzie chciała przerwać passę hegemona. Ten wprawdzie jeszcze nie chwieje się na nogach, ale wydaje się, że osiągnął już swój punkt kulminacyjny.
Dalsza część tekstu pod wideo

Defensywa kruszeje

Pierwszy cień na Bayern rzuciła sprawa Davida Alaby, którą opisaliśmy szerzej w zeszłym tygodniu. Najwyraźniej pozostaje tylko pytanie, czy Austriak odejdzie w styczniu, czy też po wygaśnięciu umowy, latem przyszłego roku. Ci, którzy niespecjalnie kibicują mistrzom Niemiec, mogą być podnoszeni na duchu przez tego rodzaju wieści, zastanawiając się, czy niepokój wokół jednego z kamieni węgielnych Flicka może zakłócić przechodzenie jego Bayernu do epoki dominacji. Sygnały, że w drużynie jest kilka niedokręconych śrubek, widać w ostatnich spotkaniach.
Zwycięstwo Bawarczyków nad FC Koeln (2:1), odniesione na początku miesiąca, wisiało na włosku. To był oczywiście występ tego rodzaju, którego moglibyśmy się spodziewać, zwłaszcza w tak szalonych czasach i gąszczu totalnie wypełnionego kalendarza. Później jednak przyszła pozornie łatwa wygrana 6:2 z Salzburgiem, wynikająca głównie ze znakomitej maszyny ofensywnej, która w 11 minut potrafiła czterokrotnie wpakować piłkę do siatki. W defensywie natomiast przeważała atmosfera plażowania i popijania drinków z palemką. Austriacy strzelili dwa gole, ale mogli zrobić Bayernowi więcej przykrości. W sumie piłkarze Flicka dopuścili do 11 strzałów na własną bramkę.
Triumfatorzy LM stracili już 17 bramek w 13 meczach tego sezonu, z czego 11 w samej Bundeslidze. Szukając drużyny z większą liczbą puszczonych goli musimy dojść aż do siódmej w tabeli Borussii Moenchengladbach (12) i jedenastego Eintrachtu Frankfurt (również 12). Tę słabość w grze obronnej aż za dobrze obnażyła drużyna z Dortmundu w ostatnim “Klassikerze”.
Hansi Flick po spotkaniu powiedział, że zwycięstwo 3:2 nad BVB stanowiło ważny krok dla zapewnienia jego klubowi “dominacji w Niemczech”. Ale wcale się tak nie stało. Albo inaczej, nie do końca tak się stało. Podczas gdy mecz mógł podkreślić bezradność reszty stawki Bundesligi względem południowego giganta, przesłaniem wynikającym z przebiegu gry były słabości Bayernu, a nie jego niezachwiana siła.
Mats Hummels stwierdził nawet, że do ich porażki przyczyniły się gole stracone po rykoszetach, a brakowało im jedynie szczęścia. Przyznał też, że jego koledzy powinni lepiej zachowywać się pod bramką rywali. I rzeczywiście, gospodarze stworzyli więcej dobrych szans niż ich przeciwnicy (xG, czyli gole oczekiwane: 2,43 po stronie Borussii, 1,49 po stronie Bayernu), nawet jeśli liczby nieco wypaczyły niezaliczone trafienia Lewandowskiego, który znajdował się na minimalnych pozycjach spalonych. Niemniej jednak był to dopiero drugi raz za panowania Flicka, kiedy inny ligowiec stworzył więcej okazji niż Bayern. Ostatni raz przydarzyło się to “Die Roten” w rozgrywanym pod koniec września meczu z Hoffenheim, gdy niespodziewanie przegrali 1:4.

Niezastąpiony lider

W spotkaniu z BVB poważnej kontuzji łąkotki nabawił się Joshua Kimmich i wiadomo już, że pomocnika czeka długa przerwa. Jego nieobecność zaostrzy problem. W drużynie nie ma nikogo takiego jak on. Gracza, który łączy doskonałą technikę, ogromną siłę woli i ciężką pracę, aby osiągnąć niszczycielski efekt.
Zastępca Kimmicha, Corentin Tolisso, to nie ten sam poziom. Nie dawał sobie rady z Jadonem Sancho i trudno przypuszczać, by w przyszłości nadążał za innymi zawodnikami światowego formatu. Inny środkowy pomocnik, Javi Martinez, wciąż może wykonywać dobrą robotę tworząc “rygiel”, ale jego mobilność jest zbyt ograniczona, aby dawać coś z przodu. Nowy nabytek Marc Roca to ciągle ziemia nieznana, co nie pozostawia Flickowi zbyt wiele miejsca na efektywną rotację aż do lutego/marca. Dopiero teraz widać, jak duże straty może ponieść drużyna po opuszczeniu pokładu przez Thiago Alcantarę.
Trener nie ma innego wyjścia, jak uciec się do młodzieży. Tanguy Kouassi oraz Roca będą musieli błyskawicznie przyzwyczaić się do stylu gry i taktyki Bayernu, aby w razie potrzeby przynajmniej w części załatać dziurę po Kimmichu. Chociaż oś drugiej linii Goretzka-Tolisso może zazwyczaj spełniać swoje zadania, nikt nie ma wątpliwości, że to żadne długoterminowe rozwiązanie. Osobowość Joshuy napędzała cały zespół w sposób nieosiąglany dla innych pomocników (może z wyjątkiem Thomasa Muellera). Dla dobra Bayernu dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić już powinien rozglądać się za dostępnymi opcjami na rynku transferowym.

To tylko ostrzeżenia

Hansi Flick i jego chłopcy na razie mogą się poklepywać po plecach, gratulując sobie dobrej roboty, ponieważ spokojnie usadowili się na pierwszym miejscu w Bundeslidze i nie grozi im nic strasznego w grupowych rozgrywkach Champions League. Bayern potrafi też wyjść obronną ręką, gdy pierwszy traci gola, jak w przypadku meczów z Salzburgiem i Borussią. To buduje mentalność mistrzów. Ale pozwolenie rywalom na łatwe pokonywanie Manuela Neuera to proszenie się w przyszłości o większą liczbę nieszczęść.
Oni nadal będą lepsi od większości swoich przeciwników, ale można się spodziewać, że ich problemy systemowe zaczną postępować. Bez jakości i świeżości oraz ciągłej konkurencji wymaganej w każdej mistrzowskiej ekipie, w końcu nastąpi stagnacja, a później regres w wynikach. Rezultaty będą “obracać się” gwałtownie w obu kierunkach, przez co na karkach piłkarzy siądzie większa presja, a kolejne kontuzje i inne symptomy zmęczenia zapoczątkują błędne koło, które nie tak łatwo zatrzymać. W dziwnych futbolowych czasach wahadło może łatwo wychylić się w drugą stronę. Od seryjnych zwycięstw do nieoczekiwanych porażek.

Przeczytaj również