Fernando Santos selekcjonerem idealnym? Niekoniecznie. "To jego największe przekleństwo"

Fernando Santos selekcjonerem idealnym? Niekoniecznie. "To jego największe przekleństwo"
Marco Iacobucci EPP / shutterstock.com
Doświadczony trener, który miał okazję z sukcesami prowadzić topową reprezentację. Na pierwszy rzut oka ktoś taki byłby absolutnie idealnym kandydatem do objęcia polskiej kadry. Fernando Santos, bo o nim oczywiście mowa, nie jest jednak szkoleniowcem bez wad.
Po kilku tygodniach bezkrólewia PZPN w końcu znalazł następcę Czesława Michniewicza. Cezary Kulesza, w swoim stylu, postawił na człowieka, który długo w ogóle nie był łączony z reprezentacją Polski. W mediach przewinęło się mnóstwo nazwisk potencjalnych selekcjonerów, faworytami zdawali się być Vladimir Petković i Paulo Bento, ale ostatecznie to Fernando Santos ma objąć schedę po Michniewiczu. Wybór padł na doświadczonego trenera, dla którego praca z kadrą nie będzie żadną nowością. Z jednej strony to powinno wystarczyć, aby uznać decyzję o zatrudnieniu 68-latka za słuszną. Z drugiej jednak nie można zapominać o tym, że Portugalczyk nie jest trenerem pozbawionym wad.
Dalsza część tekstu pod wideo

Na zero z tyłu

Jeśli ktoś myślał, że po defensywnie usposobionym Czesławie Michniewiczu w reprezentacji Polski dojdzie do taktycznej rewolucji, prawdopodobnie musi czuć się zawiedziony. Portugalczyk na papierze jest znacznie lepszym trenerem od poprzednika, jednak wyznającym zbliżoną filozofię futbolu. Santosa również można uznać za zwolennika słynnego już cytatu Massimiliano Allegriego, który przyznał kiedyś, że najważniejsze są wyniki, a jeśli ktoś chce spektaklu, to niech idzie do cyrku, a nie na mecz jego zespołu.
- Wy mówicie futbol defensywny, ja mówię futbol skuteczny. W piłkę gra się po to, żeby wygrać, a przez to musisz zrobić jak najwięcej, aby twoja drużyna nie straciła gola - tłumaczył Santos w 2018 roku.
- Fernando Santos to trener, któremu od zawsze zależy na dobrej grze w obronie. To trener, który wygrał z naszą reprezentacją mistrzostwa Europy, a potem Ligę Narodów. Ostatnie wyniki być może już tak nie zachwycają. Santos to trener pragmatyczny i tego nie zmienimy - przyznał w rozmowie z "TVP Sport" Goncalo Feio, portugalski trener Motoru Lublin.
Santosowi na początku trenerskiej kariery niezbyt dobrze udało się wdrożyć swoje idee futbolu nastawionego na wynik. Jako szkoleniowiec klubowy może się “pochwalić” bilansem 44% zwycięstw, co raczej nie jest oszałamiającym osiągnięciem. W przeszłości poprowadził co prawda FC Porto i AEK Ateny do sukcesów na krajowym podwórku, jednak znacznie bardziej znamy go z futbolu reprezentacyjnego. 12-letnie doświadczenie w roli selekcjonera Grecji i Portugalii prawdopodobnie okazało się jednym z decydujących czynników, które sprawiły, że zaraz rozpocznie pracę z polską kadrą.
- Najważniejszym kryterium było to, czy kandydat wcześniej prowadził już jakąś reprezentację - przyznał swego czasu Cezary Kulesza na antenie radia “RMF 24”.
Reprezentacje Grecji i Portugalii prowadzone przez Santosa są żywym odzwierciedleniem jego trenerskiej filozofii. Obie te drużyny były budowane “od tyłu”, nawet jeśli sytuacja kadrowa sugerowałaby zupełnie odmienny styl. W ekipie z Półwyspu Iberyjskiego od lat grają klasowi napastnicy, świetni skrzydłowi i topowi rozgrywający, jednak dla 68-latka zawsze najważniejsza była odpowiednia postawa w obronie. Nic dziwnego, że na przestrzeni 109 spotkań pod jego wodzą Portugalczycy stracili tylko 87 bramek. Prowadząc Grecję, gdzie przecież dysponował znacznie słabszym materiałem ludzkim, też udało mu się tracić mniej niż gola na mecz. To wynik więcej niż imponujący. Zwłaszcza, że z ekipą “Hellady” zdołał przy okazji wyjść z grupy zarówno na EURO 2012, jak i podczas mistrzostw świata w Brazylii. Od tych wyczynów minęło sporo czasu, jednak to pokazuje, że Santos może się sprawdzić, prowadząc reprezentację ze średniej światowej półki. A taką jest Polska, chociaż aspirujemy znacznie wyżej.

Sukces w cieniu krytyki

Fernando Santos jako selekcjoner przyzwyczaił się do ciągłej krytyki jego osoby. Nawet w chwilach największego triumfu można było znaleźć głosy negujące trenerską jakość Portugalczyka. Nie wynikało to wyłącznie ze złośliwości mediów i ekspertów, ale raczej stylu jego drużyn. Ten niemal zawsze pozostawiał wiele do życzenia. Wystarczy przypomnieć mistrzostwa Europy z 2016 roku, kiedy Santos odniósł bezapelacyjnie największy sukces w karierze. Dokonał tego, chociaż jego Portugalia była krytykowana od pierwszego do niemal ostatniego meczu na turnieju.
- Dla mnie nie ma znaczenia, czy drużyna gra spektakularnie czy nie. Czasami grasz w mało efektowny sposób i wygrywasz. Innym razem grasz spektakularnie, ale przegrywasz - powiedział Santos podczas EURO 2016, kiedy jego zespół wyeliminował Chorwację.
- Czasami musisz być pragmatyczny. To miłe, kiedy twoja drużyna gra pięknie, ale nie zawsze w taki sposób wygrywa się wielkie turnieje - dodał przed meczem z Polską, który zakończył się porażką ekipy Adama Nawałki po serii rzutów karnych.
W 2016 roku Portugalia zdobyła mistrzostwo Europy, jednak jej gra była równie ciekawa, co obserwowanie topniejącego śniegu. Znane przysłowie mówi, że zwycięzców się nie sądzi, ale trudno przejść obojętnie wokół prawdopodobnie najnudniejszego mistrza Europy w historii. Santos już na zawsze pozostanie na kartach historii jako pierwszy i jak na razie jedyny trener, który poprowadził Portugalię do tak okazałego sukcesu. Nikt jednak nie zapomni, że jego podopieczni podczas tamtego czempionatu wygrali zaledwie jeden mecz w podstawowych 90 minutach. W słabej grupie z Austrią, Islandią i Węgrami zdobyli zaledwie trzy punkty. Tylko nowy regulamin EURO sprawił, że Portugalia w ogóle awansowała do fazy pucharowej z trzeciego miejsca.
- Krytyka stylu? Niech sobie gadają, niech mówią, że wygraliśmy niezasłużenie. Awansowaliśmy do finału i wierzę, że go wygramy. Ja na pewno wrócę do domu szczęśliwy - podsumował Santos na konferencji prasowej przed finałowym meczem z Francją.
- Wiele mówi się o tym, że ważniejsza jest dla nas obrona niż atak. Prawda jest taka, że dla nas najważniejsze jest odnoszenie zwycięstw - to słowa Santosa z 2018 roku, kiedy jego Portugalia pokonała Polskę 3:2.

Marnowany czas

Fernando Santos zdobył mistrzostwo Europy, jednak jego ostatnie lata w reprezentacji Portugalii nie będą miło wspominane. Paradoksalnie można stwierdzić, że trener zaczął się gubić, kiedy dostał do dyspozycji aż zbyt dobry skład. Ekipa z 2016 roku wygrała EURO, choć na papierze nie miała takiej siły rażenia. W środku pola poza świetnym wówczas Renato Sanchesem występowali co najwyżej solidni Adrien Silva i Joao Mario. Atak złożony z Cristiano Ronaldo, Naniego i Ricardo Quaresmy był dobry, ale nie powalał na kolana. Dopiero potem ważną rolę w drużynie zaczęli odgrywać tak znamienici zawodnicy, jak Bruno Fernandes, Bernardo Silva, Rafael Leao, Joao Felix, Diogo Jota czy ostatnio Goncalo Ramos. Złote pokolenie zawodników, którzy mieliby pewne miejsce w większości reprezentacji na świecie. Santos miał skład marzeń, ale nie potrafił go odpowiednio wykorzystać. Portugalski kłopot bogactwa teoretycznie mógł być dla szkoleniowca zbawieniem, jednak w praktyce okazał się jego przekleństwem.
Styl Santosa sprawdzał się tylko wtedy, kiedy drużyna była skrojona pod defensywne usposobienie. Później trener nie dostosował się do tego, że ma do dyspozycji plejadę gwiazd. Ani razu wajcha nie została przesunięta w stronę futbolu “na tak”, który pozwoliłby wykorzystać pełen potencjał ofensywnych wirtuozów. To w sposób znaczny odbiło się na rezultatach. Na mundialu w 2018 roku Portugalia nie spełniła oczekiwań, odpadając już na etapie 1/8 finału. Trzy lata później podczas mistrzostw Europy Cristiano Ronaldo i spółka znów pojechali do domu po pierwszym meczu fazy pucharowej.
Dopełnieniem regresu Santosa był ostatni mundial. Portugalia z ogromnym trudem w ogóle awansowała na turniej w Katarze, potrzebowała do tego barażów. W samym Katarze zespół wymieniany w gronie faworytów nie zachwycił. Prawdziwym pokazem siły tej drużyny był jedynie mecz 1/8 finału, kiedy zdemolowała 6:1 Szwajcarię. Problem w tym, że najlepszy występ był preludium przed najgorszym. Portugalia pożegnała się z turniejem, rozgrywając dramatycznie słabe spotkanie z Marokiem. Bezradny Santos został wtedy taktycznie pokonany przez Walida Regraguiego. Ekipa z Afryki grała swoje, zmuszając rywali do bezproduktywnego klepania. Portugalski gwiazdozbiór został rozszarpany przez “Lwy Atlasu”.
- Czuliśmy wielkie pragnienie zwycięstwa, ale nie udało nam się osiągnąć celu. Zawodnicy ciężko pracowali, ale to nie wystarczyło do zwycięstwa. Moja przyszłość? W najbliższych dniach porozmawiam z prezesem na ten temat. Rezygnacja? Takie słowo nie istnieje w moim słowniku - podkreślał Santos po odpadnięciu z Marokiem.

Perypetie z Ronaldo

Ostatecznie 68-latek stracił pracę w reprezentacji Portugalii. Możemy tylko przypuszczać, że odejście w pewnym sensie przyniosło trenerowi ulgę. W ostatnich tygodniach kadencji Santos musiał zmagać się zarówno z wymagającym przygotowaniem drużyny do występów na mundialu, jak i milionem afer z Cristiano Ronaldo w roli głównej. Najpierw głośny wywiad u Piersa Morgana, później rzekoma chęć opuszczenia przez napastnika zgrupowania ze względu na utratę miejsca w składzie, a w międzyczasie spór o gola strzelonego z Urugwajem w fazie grupowej. W takich warunkach nie dało się normalnie pracować.
- Ani ja, ani Cristiano, ani nikt w naszej drużynie nie prosił FIFA o to, aby sprawdzić gola Bruno Fernandesa. Media cały czas tworzą fałszywe informacje, aby mieć o czym pisać - grzmiał Santos w trakcie mundialu
Pod koniec kadencji Portugalczyk podjął najodważniejszą decyzję w postaci posadzenia Ronaldo na ławkę rezerwowych. Eksperyment ten najpierw okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ następca Cristiano, Goncalo Ramos, strzelił hattricka Szwajcarii. To spotkanie miało być zapowiedzią nowej ery reprezentacji Portugalii. Wszystko jednak legło z hukiem w następnym meczu z Marokiem.
- Fernando Santos to średni trener, który próbował upokorzyć najlepszego piłkarza świata, sadzając go na ławce. Cieszę się, że taki selekcjoner stracił pracę - powiedział Miguel Albuquerque, portugalski polityk, cytowany przez dziennik "Record".
- Dziś twój trener i przyjaciel postąpił źle. Przyjaciel, o którym powiedziałeś tyle ciepłych słów. Ten sam, który wprowadził cię do gry i widział, jak wiele się zmieniło, ale było już za późno. Nie można nie doceniać najlepszego piłkarza świata - takimi słowami porażkę z Marokiem podsumowała Georgina Rodriguez, partnerka Ronaldo. Sam napastnik jako jeden z niewielu reprezentacji Portugalii nie pożegnał Fernando Santosa.
Odkładając na bok różnorakie afery, przykład Ronaldo pokazuje, że beneficjentem zmiany selekcjonera może okazać się Robert Lewandowski. Nie ulega wątpliwości, że kapitan naszej kadry w ostatnich miesiącach nie grał najlepiej z “orzełkiem” na piersi. Pod wodzą Czesława Michniewicza strzelił tylko cztery gole w dziesięciu spotkaniach. Niewykluczone, że przybycie Santosa przywróci “Lewemu” dawny blask. Portugalczyk przez ostatnie osiem lat pokazał, że lubi budować drużynę, w której jedna gwiazda odpowiada za zdobywanie bramek. Świadczy o tym bilans Cristiano Ronaldo, który u Santosa strzelił 68 goli. Poza nim tylko dwóch Portugalczyków przekroczyło barierę dziesięciu trafień. Z przekonaniem graniczącym z pewnością zakładamy, że Polska Fernando Santosa będzie drużyną jednego superstrzelca i kilku pomagierów.

Skrojony pod Polskę?

W przypadku Fernando Santosa największym cieniem na jego trenerskiej karierze kładą się takie sobie wyniki z Portugalią pełną zawodników topowej klasy. Może jednak jest on po prostu szkoleniowcem, który najlepiej radzi sobie z drużynami solidnymi, ale nic ponadto. Przypomnijmy, że jako selekcjoner Grecji osiągnął naprawdę dobry bilans 26 zwycięstw, 16 remisów i siedmiu porażek. Z Portugalii odszedł w delikatnej niesławie, ale też napisał tam kawał historii. Dopiero później zaczął stąpać po równi pochyłej.
Biorąc pod uwagę dotychczasowe poczynania Santosa, można wstępnie wyobrazić sobie, jak będzie wyglądać prowadzona przez niego reprezentacja Polski. Śladami poprzednika Portugalczyk pewnie zacznie budować drużynę od defensywy. Styl będzie zakładał grę solidną, chociaż pozbawioną fajerwerków. Skoro nie było ich w drużynie z Felixem, Bernardo Silvą, Leao czy Fernandesem, trudno spodziewać się tego w Polsce, gdzie poza Robertem Lewandowskim i Piotrem Zielińskim każdy z ofensywnych zawodników ma mniejsze lub większe ograniczenia.
Największą zaletą Santosa na pewno jest ogromne doświadczenie, którego w takim stopniu nie oferował żaden inny kandydat. Nie można jednak w ciemno przyklasnąć zatrudnieniu selekcjonera znanego ze skrajnie defensywnego stylu. Pamiętamy przecież, że Lewandowski i Zieliński po meczu z Francją wyrazili wyraźną dezaprobatę wobec marnowania ofensywnego potencjału reprezentacji Polski. Santos to trener z innej półki niż Czesław Michniewicz, jednak obaj w dość podobny sposób postrzegają futbol.
Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem nasza kadra, nawet jeśli będzie grała defensywnie, to pójdzie za tym konkretny pomysł. Czym innym jest stanie we własnej szesnastce i błaganie o najniższy wymiar kary, a czym innym niskie, ale proaktywne ustawienie. W obronie też można grać pięknie, charakternie, co na ostatnim mundialu pokazało choćby Maroko. Stety bądź niestety, taktyka “Lwów Atlasu” najlepiej sprawdzała się właśnie na tle byłej już drużyny Santosa.

Bóg z nami

Na koniec warto dodać istotny aspekt związany z nowym selekcjonerem, jakim jest jego religijność. 68-latek w wielu wywiadach podkreślał, jak ważną rolę w jego życiu odegrała modlitwa czy regularne wizyty w Fatimie. Zawsze dobrze jest mieć Boga po swojej stronie, o czym Portugalczycy przekonali się podczas wygranych mistrzostw Europy.
- Przed finałem z Francją poprosiłem swoich zawodników, aby byli "nieskazitelni jak gołębie i roztropni jak węże". To słowa z ewangelii św. Mateusza, chciałem w ten sposób, aby pamiętali o pokorze, ale jednocześnie nie obawiali się silnego rywala - przyznał Santos na łamach "Agencia Ecclesia".
Ostatnimi czasy PZPN ewidentnie lubi stawiać na portugalskich trenerów, którzy nie wstydzą się wiary katolickiej. Jeden przywitał się z reprezentacją Polski cytowaniem słów Jana Pawła II. Miejmy nadzieję, że drugi zacznie, a przede wszystkim skończy kadencję w roli selekcjonera w zupełnie inny sposób. Tak nam dopomóż Bóg.

Przeczytaj również