Genialny pomysł Thomasa Tuchela. Przepiękna noc dla Chelsea. Puchar Ligi Mistrzów leci do Londynu

Genialny pomysł Thomasa Tuchela. Przepiękna noc dla Chelsea. Puchar Ligi Mistrzów leci do Londynu
MB Media/Pressfocus
To wielki sukces trenera Tuchela i tak samo wielki sukces dla Chelsea. Mimo przeciwności, mimo roli underdoga, mimo genialnego umysłu Pepa Guardioli - puchar Ligi Mistrzów leci do Londynu i zostanie postawiony w muzeum na Stamford Bridge.
Thomas Tuchel równe pięć miesięcy temu został wyrzucony z Paris Saint Germain. Ile niecałe pół roku znaczy w futbolu. Coś niebywałego i pięknego, jak Tuchel przeobraził zespół Romana Abramowicza po tym, jak wyglądał on za czasów Franka Lamparda. Odmienił zespół od środka i wpoił w piłkarzy taką pewność siebie, by mieli oni siłę unieść puchar Champions League.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przez wspomniane ostatnie pięć miesięcy niemiecki szkoleniowiec ograł Pepa Guardiolę trzy razy w trzech meczach. Człowieka, który zawsze wyciąga lekcje z porażek, z popełnianych błędów. Okazał się tęższym umysłem pod względem piłkarskim od trenera, który wszędzie gdzie był wygrał niemalże wszystko. I cholernie chciał wygrał dziś finał.
Czy to mecz, który zapamiętamy na lata? Pewnie nie, przebieg był momentami nawet nudzący. Owszem - piłkarze Chelsea grali jakby niemrawie. Trochę usypiająco kibiców, ale przede wszystkim usypiająco rywali. O to chodziło, piłkarze ’’The Blues” dopełnili taktycznego zadania od Thomasa Tuchela. Grali agresywnie, zawężając pole gry, przeszkadzając stale piłkarzom City, ale fair play. Taktyka imienia N'Golo Kante. To właśnie on był dziś najlepszy i został wybrany MVP.
Jednak sama akcja bramkowa dużo nam zrehabilitowała. Co to było za podanie Maisona Mounta. Rewelacyjnie dojrzał Kaia Havertza i jeszcze lepiej dograł piłkę pomiędzy obrońców Manchesteru City. Asysta godna finału Ligi Mistrzów. Bez problemu po długim czasie skojarzymy ją z tym meczem.
Bardzo dziwi sposób gry Manchesteru City w drugiej połowie. Nie można powiedzieć, że im nie zależało. Ale… to nie był zapał i pomysł na grę godne finału Champions League. Zero celnych strzałów przez całą drugą odsłonę spotkania. Zaledwie 50 procent posiadania piłki. Jakieś to, może nie że niesmaczne, ale nieprzekonujące i nieatrakcyjne. A mówimy o zespole mistrzów Anglii.
Warto też wspomnieć o postaci arbitra. Wielu mentorów fachu sędziowskiego powtarza, że idealny występ sędziego to taki, gdy podczas zawodów jest niewidoczny. Za to Mateu Lahoz to typ, który lubi się pokazać. Chce robić show, chce pokazać władzę. Dlatego też trudno go lubić za boiskowe zachowania.
Dziś jednak prezentował się bardzo dobrze, mimo kontrowersji czy też znaków zapytania. Robił wokół siebie szum, ale przede wszystkim był na murawie szefem dla piłkarzy i nie zrobił pośmiewiska ze swoich decyzji.
Świat piłki nożnej na najbliższy rok został właśnie pomalowany na niebiesko. To ich wieczór, to ich noc. Tak jak on…

Przeczytaj również