Gruchotał kości rywalom, tankował piwo i ujadał jak wściekły pies. Roy Keane - od boksera do... doktora

Gruchotał kości rywalom, tankował piwo i ujadał jak wściekły pies. Roy Keane - od boksera do... doktora
D. Ribeiro/shutterstock.com
Po Vinniem Jonesie oraz Ericu Cantonie przedstawiamy Wam sylwetkę następnego piłkarskiego brutala, przed którym rywale drętwieli z przerażenia. Słynnego zawodnika Manchesteru United cechowały: wrząca w żyłach irlandzka krew, buntowniczy charakter jak przystało na romantyka futbolu, tytaniczna praca wykonywana w środkowej strefie boiska, demoniczna determinacja i niewyparzony język. Kombinacja konfliktowości w duchu współzawodnictwa pozbawionego barier z umiłowaniem wszelkich aspektów piłki nożnej. Witamy w świecie Roya Keane’a.
O ile renoma futbolowego zadymiarza szybko przyczepiła się do irlandzkiego pomocnika, o tyle większość znajomych z podstawówki kojarzyła go raczej ze spokojem i milczeniem podczas zajęć lekcyjnych. Jednak poza placówką edukacyjną był aktywny, poszukiwał sportowej tożsamości. Miejsca, w którym mógłby ukierunkować własne emocje na właściwy tor. Kiedy ukończył trzy lata, rodzice zapisali go do sekcji pięściarskiej, gdzie nieraz boksował w odrobinę za dużych rękawicach, trenując też w akademii piłkarskiej Rockmount.
Dalsza część tekstu pod wideo
Potem, podążając za tradycjami rodzinnymi, ostatecznie wybrał piłkę nożną. Usłyszał multum odmownych odpowiedzi od znaczących angielskich firm (Chelsea, Aston Villa, Derby County), zanim zadebiutował w seniorskim futbolu jako zawodnik Cobh Ramblers, skąd powędrował do Nottingham Forest. Trzy lata później, gdy odpalił domowy teleodbiornik po zatankowaniu kilku piw w lokalnej knajpie, brat Irlandczyka odebrał połączenie. Dzwonił Sir Alex Ferguson, który oznajmił Royowi, że skoro nie podpisał jeszcze przygotowanego przez Blackburn kontraktu, powinien wpaść do siedziby Manchesteru United. Zatem wpadł i został. Legendą.

Awanturnik w „Teatrze Marzeń”

„Keano” bez najmniejszych problemów zaaklimatyzował się w Manchesterze. Sumiennie realizował nakreślone przez trenera Fergusona plany taktyczne, trenował w pocie czoła, natomiast w czasie wolnym zwiedzał okoliczne puby. To było sanktuarium Roya, gdzie wprawdzie wlewał w siebie hektolitry złocistego trunku, ale zawsze zachowywał ostrożność, ponieważ Sir Alex wysyłał w ślad za swoimi zawodnikami szpiegów, którzy informowali go o ewentualnym naginaniu przez piłkarzy zasad dotyczących kodeksu trzeźwości.
Niemniej pierwsze skrzypce w życiu Irlandczyka grał futbol. Poza czyszczeniem środka pola bezwzględnymi metodami, pomocnik „Czerwonych Diabłów” potrafił również kreować sytuacje i wolne przestrzenie kolegom z drużyny oraz zdobywać bramki, aczkolwiek nie na nim spoczywała odpowiedzialność za strzelanie goli. On miał za wszelką cenę powstrzymać zapędy oponentów, a najdotkliwiej przekonał się o tym Alf-Inge Haaland.
Przy przewinieniu otwierającym konflikt z norweskim graczem Keane nabawił się kontuzji więzadła krzyżowego. Drugi faul, noszący piętno barbarzyńskiego, był istną wendettą, która definitywnie zakończyła karierę „Alfiego”. Kara pięciu meczów zawieszenia i 150 tysięcy funtów to marne zadośćuczynienie, zważywszy na fakt, że irlandzki łotrzyk nigdy nie okazał skruchy stosunkując się do tamtego wydarzenia. Więcej na temat incydentu pisaliśmy tutaj.
Roy uiszczał wówczas rachunek sumienia, jakby to był kwit za dziesięć kufli chmielowego wywaru w tawernie. Bez żadnego żalu za grzechy, o postanowieniu poprawy czy spowiedzi nie wspominając. Od tamtej pory w szatni nazywano go „Schizo” albo „Psychopath”. Keane - jeśli można to tak ująć - dojrzał charakterem do swojej reputacji, a precyzując: nawet ją przerósł o kilkanaście pięter. Rzec aktualnie, że stał się wtedy boiskowym bandytą, to jak splunąć i w gruncie rzeczy nie wypowiedzieć ani jednego słowa.

Wyzwanie rzucone Scholesowi

Nie od przedwczoraj wiadomo, że piłkarze w ramach integracji wyskakują na miasto, zaliczając bary lub restauracje, gdzie mogą podzielić się ze sobą szczegółami z życia osobistego. Ponadto uwielbiają rywalizować na rozmaitych płaszczyznach niezwiązanych czy też pośrednio połączonych z futbolem. Eric Cantona organizował kultowe losowania czeków z kapelusza, natomiast Zbigniew Boniek przeżył chrzest, podczas którego został oblany kubłem lodowatej wody z hotelowego balkonu, a następnie zrewanżował się oprawcom.
Roy wraz z piekielną załogą „Czerwonych Diabłów” także uczestniczył w różnego rodzaju akcjach, pomagających w zadzierzgnięciu więzów przyjaźni pomiędzy zawodnikami. Kilka lat temu Przemysław Rudzki przytoczył fantastyczną opowieść „Keano”, która fenomenalnie oddaje atmosferę wesołej ferajny Manchesteru United z okresu, gdy smak wielkiego futbolu poznawał David Beckham.
Jak widać, ekipa bawiła się przednio, choć często kosztem innych. Obecnie sytuacja wygląda zgoła odmiennie, gdyż „Schizo” niepochlebnie komentuje występy telewizyjne Paula Scholesa, zarzucając mu pazerność na zbicie grubej kasy: - Scholesy zbyt skromny na to? Cóż, przecież teraz się w to wpieprzył po uszy, zgadza się? Może w grę wchodzi więcej pieniędzy? Gdyby siedział tu, na wprost mnie, powiedziałbym mu to samo.
Publiczne cięgi zbiera też Sir Alex Ferguson, oskarżany przez Irlandczyka o kumoterstwo: - Niektórzy mówią o zarządzaniu ludźmi przez Fergusona. Nie dajcie się na to wszystko nabrać. Byłem w klubie, kiedy odszedł Bryan Robson. Byłem tu, gdy odszedł Steve Bruce. To dwie osoby oddane Manchesterowi. Nie podobało mi się ich traktowanie. Ferguson powtarzał zawsze, że często robi to, co jest najlepsze dla Manchesteru United. Nonsens. Jego syn, Darren grał w drużynie i dwa razy sięgnął po medal. Miał szczęście. Brat Sir Alexa przez długi czas był szefem skautów. Dziwię się, że jego żony nie zatrudniono w sztabie.

Al Capone z piekła rodem

Sportowe dossier Roya Keana jest niezwykle bogate. Z Manchesterem United siedmiokrotnie sięgał po mistrzostwo Anglii, cztery razy zdobywał krajowy puchar, raz zwyciężył w prestiżowych rozgrywkach Champions League i u schyłku kariery wygrał mistrzostwo Szkocji w barwach Celticu Glasgow. Wystąpił w 66 potyczkach międzypaństwowych, w których zanotował 9 trafień. Jednak z kadrą Irlandii też nie zawsze było mu po drodze.
Pewnego razu „Psychopath” z kumplem spóźnili się na wyjazd reprezentacyjny, a wybitny szkoleniowiec, Jack Charlton, czczony na Wyspach bardziej od mitologicznych bogów w Grecji, udzielił swoim podopiecznym twardej reprymendy. Tak tę aferę wspomina Roy:
- Gdzie wy, ku**a, byliście?! Wszyscy na was czekamy, na was dwóch!
- Dlaczego nie poszedłeś bez nas? Nie prosiłem cię, żebyś na nas czekał.
W ciszy patrzyłem mu prosto w oczy. Ani mnie nie przestraszył, ani nie wywarł żadnego wrażenia. Był kimś, kto nie lubi, gdy druga osoba rozdaje karty. Wycofał się. Wziąłem swoje rzeczy i poszedłem na koniec autobusu.
- Zostałeś wyłączony z drużyny, ty.
Spojrzałem do góry i zobaczyłem Micka McCarthy’ego. „Captain Fantastic” we własnej osobie, gapiący się na mnie z wyższością.
- Pie**ol się - odpowiedziałem.
Po zawieszeniu butów na kołku „Keano” trenował Sunderland i Ipswich Town. Z pierwszym wymienionym zespołem zdołał nawet awansować do Premiership, ale po kilku sezonach zrezygnował z prowadzenia drużyn klubowych, a z upływem lat otrzymał posadę eksperta piłkarskiego w stacji telewizyjnej Sky Sports, gdzie pracuje do dziś. Oczywiście nadal posiada zdolność podsumowywania świata futbolu językiem ostrzejszym niż brzytwa. Bo przecież tytuł doktora honoris causa uniwersytetu Cork do czegoś zobowiązuje.
Wchodzić w jakąkolwiek polemikę z Royem, to jak włożyć głowę pod gilotynę. Brian Clough skwitował kiedyś „Schizo” następującymi słowami: „Mówi się, że Al Capone zrobił coś dobrego w życiu. Problem tkwił w tym, że on wychodził na ulice i zabijał ludzi. Keane staje się takim Alem Capone w Manchesterze United”. Cóż, parafrazując klasykę polskiej kinematografii: „Pan Keane jest debeściak. I jego piekielna mafia też jest debeściak”.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
07 Apr 2020 · 14:30
Źródło: własne

Przeczytaj również