Jak co roku: Legia znów popełnia ten sam błąd. Vukovicia trzeba było zwolnić od razu po zdobyciu mistrzostwa

Jak co roku: Legia znów popełnia ten sam błąd. Vukovicia trzeba było zwolnić od razu po zdobyciu mistrzostwa
Lens Strong / Shutterstock.com
W ostatnim czasie przy Łazienkowskiej funkcjonuje system 3 razy Z: zatrudnić, zwyciężyć, zwolnić. Aleksandar Vuković, podobnie jak kilku poprzedników, wygrał ligę, po czym właśnie stracił pracę na starcie kolejnego sezonu. Chociaż w tym przypadku tę decyzję można obronić, trudno nie posądzać Dariusza Mioduskiego o nadmierną niecierpliwość i sportową krótkowzroczność.
W oficjalnym komunikacie Legii Warszawa informującym o zwolnieniu “Vuko” możemy przeczytać, że decyzja została podjęta z uwagi na nadrzędny cel klubu, którym jest realizacja celów sportowych, w tym awans do europejskich pucharów. Troszkę kłóci się to z faktem, że jeszcze kilka tygodni temu Serb świętował mistrzostwo, a “Wojskowi” za trzy dni podejdą do eliminacji w Lidze Europy. Czy rewolucja tuż przed meczem z kosowską Dritą to rozsądne posunięcie?
Dalsza część tekstu pod wideo

Warszawski cykl życia

Przysłowie mówi, że pośpiech jest złym doradcą. Włodarze stołecznych chyba nie biorą sobie tych słów do serca, patrząc na schemat, który od lat powtarza się przy Łazienkowskiej. Ileż to już miało być długotrwałych i wieloletnich projektów, zweryfikowanych jednak przez pierwszy poważniejszy kryzys? Gdy opadają ostatnie korki mistrzowskich szampanów, a na wierzch zaczynają wychodzić mankamenty, pojawia się takie oświadczenie, jak dziś. Nikt nie może liczyć na drugą szansę.
Jeżeli Vukovicia zwolniono za nieprzekonujący styl, to trzeba sobie zadać pytanie: po co w ogóle trzymano go tak długo? Przecież były zawodnik Legii nie ukrywał, że sposób, w jaki gra jego drużyna, niezbyt go interesuje. Chce zwycięstw i nic ponadto.
- A czym właściwie jest styl? Styl to miał Wojciech Stawowy, który nie pracuje już w lidze od kilku lat. Większość chce wygrać mecz za pomocą prostych środków - mówił rok temu w wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego”.
Dariuszowi Mioduskiemu nie przeszkadzało takie podejście 41-latka, skoro już kilkakrotnie zdążył powierzyć mu rolę pierwszego trenera. Sęk w tym, że “Vuko” udowodnił, że najlepiej sprawdza się właśnie jako strażak. Kogoś, kto, kolokwialnie mówiąc, pozbiera szatnię do kupy i jak najprędzej wyciągnie zespół z kryzysu. Ale to nigdy nie był materiał na wieloletniego szkoleniowca.

Decyzja dobra, timing niekoniecznie

I choć może to zabrzmieć kuriozalnie, chyba lepszym pomysłem byłaby roszada na ławce trenerskiej od razu po zakończeniu poprzedniego sezonu. Dziwnie wyglądałoby odsuwanie mistrza od obowiązków, jednak taka sytuacja i tak regularnie się w Legii powtarza. Tylko zamiast przyznania się do tego, że Vuković to tylko koło ratunkowe, usilnie wierzono, że nagle warszawiacy uczynią krok naprzód, a bogata kadra zacznie prezentować się na miarę potencjału. A przecież nie było ku temu przesłanek, bo i ostatni tytuł nie został zdobyty w pięknych okolicznościach. Ktoś po prostu musiał wygrać w wyścigu żółwi.
I wtedy Dariusz Mioduski mógłby wyjść na środek, podziękować Vukoviciowi za wykonanie zadania i ogłosić rozpoczęcie nowego projektu. Tymczasem zwlekano, a siermiężna gra przestała działać i oto mamy efekty. Za trzy dni Legia ma jeden z najważniejszych meczów w tym roku. Dodatkowo powoli się zamyka okno transferowe. To wszystko spocznie na głowie nowego menedżera. Oczywiście, Czesław Michniewicz, który niedługo przejmie ster w Warszawie, to świetny trener, jednak dlaczego zgłoszono się po niego tak późno?
Czy naprawdę Legia musiała przegrać z Omonią i Górnikiem, żeby przelała się czara goryczy?
Trudno nie odnieść wrażenia, że przy Łazienkowskiej panuje pewien kult skupiania się wyłącznie na wynikach. Jest mistrzostwo? Dobrze, trener zostaje, następne lata nasze. Nikt nie skupia się na tym, że triumf mógł być wypadkową apatii rywali, a w warszawskiej układance nie wszystkie trybiki pracują na odpowiednim poziomie. I zwykle dopiero, gdy nieprzekonujący styl idzie w parze z serią porażek, to sternik Legii zauważa, że coś tu nie gra. A gdy nie gra, trzeba zmian. Najlepiej krótkoterminowych, które w dłuższej perspektywie się nie sprawdzają. I tak w kółko.

Przeczytaj również