Kibice Legii Warszawa i Lecha Poznań w jednym samochodzie. A podczas rewanżu kamienie i bicie piłkarzy

Kibice Legii i Lecha w jednym samochodzie? Tak było. A podczas rewanżu kamienie i zrywanie z piłkarzy medali
Youtube
O trudnych stosunkach między kibicami Legii Warszawa i Lecha Poznań można pisać książki. To nie tylko rywalizacja dwóch wielkich w skali naszego kraju klubów, ale też całych regionów, dużych miast. Rywalizacja zaogniona w dodatku przez historie Bartosza Bereszyńskiego, Krystiana Bielika czy Kaspra Hamalainena. Ale w przeszłości bywało i tak, że na chwilę wszelkie waśnie szły na bok. Choćby w 2004 roku, gdy obie drużyny spotkały się w finale Pucharu Polski. Zaczęło się miło. Skończyło nieco mniej.
W tamtym okresie rozgrywano jeszcze dwa mecze finałowe. Najpierw Lech i Legia miały więc spotkać się w Poznaniu, a dwa tygodnie później już w stolicy. Jeszcze przed pierwszym starciem poinformowano jednak, że sympatycy z Warszawy nie wejdą na stadion przy Bułgarskiej. Tak ze względów bezpieczeństwa.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wzajemne uprzejmości

Co oczywiste, nie spodobało się to fanom Legii, ale i kibice “Kolejorza” postanowili okazać solidarność swoim rywalom. Im też zależało bowiem na tym, by finał odbył się w pełnym składzie. Również na trybunach. Udali się więc pod Urząd Miasta w Poznaniu z transparentem “Chcemy Legii”. To nie zrobiło jednak żadnego wrażenia na osobach decyzyjnych.
No to kibice poradzili sobie nieco inaczej. Warszawiacy przybyli w okolice Poznania, a tam czekali już na nich sympatycy Lecha. Brzmi jak początek do historii o kolejnej ustawce, ale nie tym razem. Jedni i drudzy wsiedli wspólnie do samochodów z poznańskimi rejestracjami, po czym udali się na stadion. W taki sposób grupa kibiców Legii pojawiła się na meczu, mimo wcześniej wydanego zakazu i zaintonowała okrzyk “Lech, Lech, szacunek!”. Gospodarze wywiesili natomiast transparent o treści: “Legio, ze wszystkich naszych wrogów, ciebie szanujemy najbardziej”.
Komentatorzy tamtego meczu już na początku transmisji zwrócili uwagę na zaskakujące zachowanie kibiców obu drużyn.
- Znakomite zachowanie fanów Lecha przed tym spotkaniem. Przede wszystkim przywitano brawami bramkarza Legii, Artura Boruca, kiedy jako pierwszy ze wszystkich piłkarzy wychodził na przedmeczową rozgrzewkę. Także piłkarze Legii witani byli brawami. Nie było wśród kibiców wszystkich, którzy bili brawo legionistom, niektórzy gwizdali, ale zdecydowana większość z aplauzem przyjęła gości z Warszawy. Są na stadionie kibice Legii Warszawa. Jest naszym zdaniem około trzystuosobowa grupa kibiców Legii, która dzięki współpracy z fanami Lecha jest w tej chwili na sektorze i w zorganizowany sposób będzie dopingować swój zespół - komentował tamte wydarzenia Maciej Iwański z "TVP", a Tomasz Jasina dodał również, że być może będzie to początek ocieplenia stosunków między sympatykami obu zespołów.
Na samej murawie lepsi okazali się gospodarze, którzy wygrali 2:0. Dwukrotnie do siatki trafił wówczas Piotr Reiss, dzięki czemu “Kolejorz” mógł jechać na Łazienkowską z niezłą zaliczką.

Mniej miły rewanż

Kibice Lecha nie musieli kombinować, jak dostać się na stadion w Warszawie, bo zostali tam zwyczajnie wpuszczeni. I przez długi czas atmosfera między fanami obu drużyn dalej była dobra. Z trybun nie leciały bluzgi czy obrażające przyśpiewki. Jednak do czasu…
Z relacji kibicowskich trudno wywnioskować kto zaczął, ale nagle w ruch - przy odpowiednim akompaniamencie - poszły kamienie. Na boisku Legia wygrała 1:0, co oczywiście w dwumeczu oznaczało triumf Lecha. Szał radości piłkarzy i kibiców z Poznania rozwścieczył legionistów, którzy rzucali w stronę swoich rywali właściwie wszystkim, co mieli pod ręką - krzesełkami, butelkami, kamieniami.
A żeby tego było mało, oberwało się też samym piłkarzom Lecha. Dzięki “pomocy” miejscowych kibiców wielu z nich musiało błyskawicznie pożegnać się ze zdobytymi dopiero co medalami.
***
W ostatnich latach stadiony są już dużo bezpieczniejsze, więc praktycznie nie dochodzi do tego typu sytuacji. Ale stosunki między Legią i Lechem dalej są gorące. Piłkarze rywalizują na murawie, kibice na trybunach, a co jakiś czas pojawi się jeszcze jakiś dodatkowy zapalnik.
Choćby w postaci transferu z jednego klubu do drugiego. Eric Cantona mówił kiedyś, że można zmienić żonę, poglądy polityczne, religię, ale nie można zmienić ulubionej drużyny. Kibice dodaliby pewnie do tego zdanie o absolutnym zakazie przechodzenia do wrogiego zespołu. Ale piłkarze nie zawsze mają ochotę tych niepisanych warunków przestrzegać.
Z Lecha do Legii przechodzili więc w tej nowszej historii choćby Bartosz Bereszyński czy Krystian Bielik, ale oni nie zdążyli na dobre rozkręcić się w pierwszej drużynie Lecha. Nasłuchali się oczywiście od kibiców z Poznania, jednak temat ucichł całkiem szybko. Inaczej było z Kasprem Hamalainenem. On nie dość, że przez kilka lat był liderem zespołu z Bułgarskiej, przyczyniając się wydatnie m.in. do zdobycia mistrzostwa Polski, to po transferze do Warszawy stał się prawdziwym katem Lecha. A to poznaniaków bolało szczególnie.
Najpierw w doliczonym czasie gry pognębił swoich kolegów przy Łazienkowskiej, strzelając w dodatku… ze spalonego. A potem - już w grupie mistrzowskiej - uciszył Bułgarską świetnym uderzeniem głową, gdy do końca spotkania było zaledwie kilkanaście sekund. Warto wspomnieć, że to również było decydujące trafienie, bo Legia wygrała wówczas 2:1, choć jeszcze do 88. minuty przegrywała 0:1.
Co wtedy działo się w głowie Hamalainena, który po przenosinach do Warszawy musiał nasłuchać się wielu cierpkich słów? Trudno powiedzieć. Szczególnej radości Fin po tym trafieniu nie okazywał. Co natomiast czuli kibice Lecha? To już łatwiejsze do przewidzenia.
***
Dziś Lech i Legia spotkają się ponownie. Bez kibiców, bez Hamalainena, ale z wieloma świetnymi zawodnikami, którzy na pewno są w stanie stworzyć ciekawe widowisko. Przed przerwą spowodowaną pandemią jedni i drudzy grali wyjątkowo dobrze. Po powrocie zdążyli nieźle zaprezentować się też w Pucharze Polski. Zacieramy więc ręce!
“Wojskowi” do meczu przystąpią m.in. bez zawieszonych za kartki Jose Kante i Pawła Wszołka oraz kontuzjowanych Macieja Rosołka i Arvydasa Novikovasa. W ekipie z Poznania zabraknie Roberta Gumnego, a znaki zapytania można postawić przy Rogne i Gytkjaerze, którzy mieli ostatnio małe problemy zdrowotne. Duńczyk prawdopodobnie będzie jednak do dyspozycji trenera.
My z hitu PKO Ekstraklasy przeprowadzimy oczywiście relację na żywo. Bądźcie z nami!
Dominik Budziński

Przeczytaj również