Kiedyś zwyzywał Kloppa, teraz pomoże słynnemu klubowi. Od lat toczy prywatną wojnę. "Anglicy go nienawidzą"

Kiedyś zwyzywał Kloppa, teraz pomoże słynnemu klubowi. Od lat toczy prywatną wojnę. "Anglicy go nienawidzą"
fot. Conor Molloy/News Images/Pressfocus.pl
James McClean jest jedynym głośnym nabytkiem Wrexham w trakcie letniego okienka. Reprezentant Irlandii swoją rozpoznawalność zbudował nie tylko na umiejętnościach piłkarskich, ale też przypominaniu o wydarzeniach, które dla wielu Anglików są niewygodne. Ma jednak ku temu swoje powody.
James McClean jest Irlandczykiem z krwi i kości. Wychował się w okolicach północnoirlandzkiego Derry, gdzie mieścił się też pierwszy profesjonalny klub w jego karierze. Przyszły piłkarz Premier League przyszedł na świat w 1989 roku, gdy konflikt między Anglią i Irlandią wciąż był aktualny. McClean miał zaledwie dziewięć lat, gdy doszło do zamachu w Omagh. W wyniku ataku bombowego zginęło blisko 30 osób, a przeszło 200 zostało rannych. McClean wyrastał więc w przekonaniu, że wojna stanowi realne zagrożenie dla bezpieczeństwa jego rodziny. Zdania nie zmienił nawet po latach, a jego postawa stała się powodem krytyki ze strony kibiców. Był czas, gdy na byłego zawodnika futbolu gaelickiego gwizdały całe trybuny.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Poziom ataków, które na niego spadają, jest nie do do uwierzenia. Przez długi czas było to zamiatane pod dywan. To obrzydliwe, że ta sytuacja trwa tak długo i urosła do takiej skali. Żadna z najważniejszych osób federacji się za nim nie opowiedziała. Jak przyjaciel i były kolega z zespołu żałuję teraz, że nie stanąłem bardziej w jego obronie i nie powiedziałem: to musi się skończyć. To było nie do zaakceptowania - powiedział David Meyler w rozmowie z "The Athletic". Meyler dzielił z McCleanem nie tylko szatnię w kadrze Irlandii, ale i Sunderlandzie. To właśnie pobyt w zespole "Czarnych Kotów" sprawił, że o dumnym reprezentancie Derry zrobiło się głośno w całej Wielkiej Brytanii.

Geneza

Początek problemów w Irlandii sięga jeszcze XVII wieku, gdy na wyspę masowo trafiali protestantów ze Szkocji oraz Anglii, co było efektem szeroko zakrojonej akcji przesiedleńczej. Bardzo szybko doprowadziło to do różnic nie tylko wyznaniowych, ale i społecznych. Wykształcił się podział, którego skutki odbijały się na Wielkiej Brytanii przez następne stulecia - katolicy, których odsetek w ludności stopniowo spadał, przez lata opowiadali się za oddzieleniem kraju od korony. Inaczej do sprawy podchodzili protestanci promujący integralność Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii. Efektem tych tarć była seria konfliktów, które niekiedy przeradzały się w akcje zbrojne. Prawdziwy kryzys nadszedł jednak w XX wieku.
Tuż po zakończeniu pierwszej wojny światowej o niepodległość zaczęła walczyć Irlandia, w której wciąż żywe pozostawały wspomnienia związane ze sprowadzeniem Wielkiego Głodu. Dwuletnie zmagania nacjonalistów pod przewodnictwem IRA zakończyły się porozumieniem mało satysfakcjonującym dla sporej liczby osób zaangażowanych - powstało Wolne Państwo Irlandzkie, a Irlandia Północna została włączona do korony. Odpowiedzią na częściowe odłączenie się od Anglii była wojna domowa, która wstrząsnęła Irlandią w latach 1922-1923. Jednocześnie IRA wciąż dążyła do integracji rozerwanych terytoriów, co było skutecznie blokowane przez angielskich polityków. Nieostrożne działania rządu z siedzibą w Londynie doprowadziły również do alienacji sporej grupy katolików zamieszkującej przede wszystkim Irlandię Północną. Mimo tego do lat 60. udało się zapewnić stosunkową stabilność, chociaż dochodziło do zamieszek w Belfaście oraz ataków IRA na terytoriach północnych.
Katolicy, których konsekwentnie spychano na boczny tor w kwestii edukacji, możliwości pracy oraz wszelakich godnych warunków do życia, zaczęli w końcu protestować. Do najważniejszego i najbardziej pamiętnego wydarzenia doszło w 1972 roku. Na ulicach Londonderry rozegrała się Krwawa Niedziela, która na zawsze wyryła się w pamięci wszystkich mieszkańców Wielkiej Brytanii. Pokojowa manifestacja - zakazana przez brytyjski rząd - przerodziła się w gehennę. W wyniku ostrzelania pochodu, poprzedzonego użyciem gazu łzawiącego oraz armatek wodnych, zginęło 14 osób. Sześć z nich nie miało skończonych 18. lat, sześć pochodziło z dzielnicy, w której wychował się James McClean. Pięcioro zabitych otrzymało strzał w plecy lub tył głowy. To nie było tłumienie zamieszek, to była egzekucja dokonana przez elitarny oddział wojskowy, który wysłano z Londynu.
Wojna w Ulsterze trwała do 1998 roku i zakończyła się podpisaniem porozumienia wielkopiątkowego. To nie wygasiło jednak całego konfliktu, bo już cztery miesiące później doszło do zamachu bombowego w Omagh, za którym stała RIRA, paramilitarna i terrorystyczna organizacja z Irlandii Północnej. Bilans strat wyspiarskiego konfliktu jest koszmarny. Szacuje się, że w wyniku wewnętrznych starć zginęło około 2000 cywili, a rozdarcia pozostają żywe mimo upływu lat. Wielka Brytania za Krwawą Niedzielę przeprosiła dopiero w 2010 roku, chociaż kolejne rządy odmawiają ponownego przeanalizowania sprawy i skazania któregokolwiek z wojskowych. Nic więc dziwnego, że dla wielu osób związanych z Derry nie ma w sercu miejsca dla angielskich żołnierzy. James McClean jest na to przykładem.

McClean na froncie

W 2011 roku James McClean opuścił Derry City i trafił do Sunderlandu za 350 tysięcy funtów. Irlandczyk początkowo przebijał się przez rezerwy angielskiego klubu, a serca kibiców zdobył w wygranym 4:3 derbowym starciu z drugą drużyną Newcastle United, gdy zdobył jedną z bramek. Kiełkujące zaufanie do zawodnika - który za kadencji Martina O'Neilla przebił się do wyjściowej jedenastki - zostało kompletnie zburzone w listopadzie 2012 roku. McClean miał wtedy pierwszą okazję do wyrażenia swojej niezłomności w kwestii Irlandii. Jako jedyny zawodnik "Czarnych Kotów" odmówił przypięcia maku, który jest symbolem angielskiego Dnia Pamięci. W teorii 11 listopada to w Wielkiej Brytanii okazja do uczczenia poległych podczas I i II wojny światowej. W praktyce jednak oddaje się hołd wszystkim żołnierzom, a na to młody piłkarz nigdy nie chciał się zgodzić.
Konsekwencje jego działania były błyskawiczne. Sunderland sprzedał obiecującego zawodnika już w 2013 roku. Dwa lata później McClean przyznał, że okres na Stadium of Light był dla niego wyniszczający. Nic w tym dziwnego, wszak gest sprzeciwu został bezwzględnie potraktowany na angielskich stadionach. Chociaż od tamtego wydarzenia minęło już ponad 10 lat, to sam reprezentant Irlandii - jak i cała jego rodzina - jest regularnie atakowany. Był czas, gdy buczeli na niego wszyscy, także kibice drużyn, których barwy nosił. Z ust fanów padały całe wiązanki, gdy tylko McClean zbliżał się do linii bocznej, mógł wsłuchać się w "je**ć papieża", "pier***ony katolik", "pier***ić IRA", "je**ny Irlandczyk", "skur***yński Fenian". Cierpiał, ale nigdy się nie zmienił.
W 2014 roku - gdy nadal był zawodnikiem Wigan Athletic - postanowił przedstawić swój punkt widzenia na całą sprawę. Opublikował otwarty list, który skierował bezpośrednio do ówczesnego prezesa "The Latics", Dave'a Whelana. Wiadomość została upubliczniona niedługo po tym, jak McClean odmówił przypięcia maku przy okazji starcia z Boltonem. Podkreślił wówczas, że jego postawa nie wynika z braku kultury, braku poszanowania ofiar dwóch światowych konfliktów. Problem leżał gdzie indziej i wybiegał daleko poza lata 40. XX wieku.
- Mak jest symbolem nie tylko I i II wojny światowej, ale też konfliktów po 1945 roku. I tutaj zaczyna się mój problem. Dla ludzi z północnej Irlandii, takich jak ja, a zwłaszcza dla mieszkańców Derry, miejsca masakry w Krwawą Niedzielę w 1972 roku, mak zaczął oznaczać coś zupełnie innego. Proszę zrozumieć, panie Whelan, że w większości miejsc w Derry, każdy wciąż żyje w cieniu jednego z najciemniejszych dni w historii Irlandii - nawet jeśli, tak jak ja, został urodzony prawie 20 lat po wydarzeniu. To tylko część tego, kim jesteśmy, zakorzeniona w nas od urodzenia. Panie Whelan, dla mnie noszenie maku byłoby takim samym gestem braku szacunku dla niewinnych ludzi, którzy stracili życie w The Troubles- a zwłaszcza w Krwawą Niedzielę - tak jak byłem w przeszłości oskarżany o brak szacunku dla ofiar I i II wojny światowej - napisał Irlandczyk.
- Pokazałbym wówczas, że nie mam szacunku do swoich ludzi. Nie jestem podżegaczem wojennym, anty-Brytyjczykiem, terrorystą ani nikim, na kogo starano się mnie kreować w przeszłości. Jestem spokojnym facetem. Wierzę, że wszyscy powinni żyć obok siebie, niezależnie od przekonań religijnych lub politycznych, które szanuję i proszę, aby ludzie w zamian szanowali moje. Od zeszłego roku jestem ojcem i chcę, aby moja córka dorastała w spokojnym świecie, jak każdy rodzic. Jestem bardzo dumny z tego, skąd pochodzę i po prostu nie mogę zrobić czegoś, co uważam za złe. W życiu, jeśli jesteś mężczyzną, powinieneś bronić tego, w co wierzysz - podsumował McClean.
Wigan nie skreśliło McCleana, grał tam do 2015 roku. Następnie przeszedł do WBA, Stoke City, a w 2021 roku wrócił na DW Stadium. W samej Premier League zaliczył 158 występów, zdobył 11 bramek i zanotował 13 asyst. W reprezentacji Irlandii doczekał się statusu legendy, na swoim koncie ma 101 meczów. Dla wielu angielskich kibiców pozostaje jednak graczem wyklętym, bo atakowanie McCleana - zgodnie z tym, co powiedział David Meyler - nigdy nie ustało. Sprawą zawziętego piłkarza Football Asssociation nigdy nie zajęło się na tyle, aby udzielić mu wsparcia. McClean dbał więc o siebie sam, a w 50 rocznicę Krwawej Niedzieli - 30 stycznia 2022 roku - wybiegł na boiska Championship z czarną opaską upamiętniającą tamtą masakrę.
Postawa obecnego zawodnika Wrexham - tak jak wzrok Cilliana Murphy'ego skierowany Księcia Harry'ego - jest dowodem na to, że Irlandia będzie pamiętać.

Nie tylko maki

By jednak oddać całą sprawiedliwość postaci Jamesa McCleana, nie można skupić się wyłącznie na wątku Dnia Pamięci. Nikt z przypadku nie utrzymuje się przecież w Premier League przez pięć sezonów i nie zalicza przeszło 150 spotkań. Irlandczyk zawsze był chwalony za swoją determinację i zaangażowanie w defensywie, dzięki czemu korzystano z niego zarówno na pozycji skrzydłowego, jak i wahadłowego. Jednocześnie były podopieczny między innymi Tony'ego Pulisa strzelił w angielskiej lidze kilkanaście goli - na liście pokonanych przez niego bramkarzy figurują między innymi Wojciech Szczęsny, Jussi Jaaskelainen, Hugo Lloris oraz Adrian. Teraz, chociaż na karku ma już 34 lata, McClean może być zaś traktowany jako gwiazda.
Latem stał się bohaterem najgłośniejszego w ostatnim czasie transferu dokonanego przez Wrexham. Walijski klub - któremu blask starają się przywrócić Ryan Reynolds oraz Rob McElhenney - nie ma wielu piłkarzy z CV lepszym niż reprezentant Irlandii. Na dobrą sprawę McClean może uznawać jedynie wyższość Bena Fostera. Podejścia do doświadczonego zawodnika nie zmienia nawet fakt, że do tej pory wystąpił w jednym meczu na poziomie League Two. O jego przydatność dla ekipy Phila Parkinsona można być raczej spokojnym.
Pewność dotyczy również tego, że McClean nie będzie gryzł się w język, jeśli coś mu się nie spodoba. Przekonał się o tym nawet Juergen Klopp. W grudniu 2015 roku jego Liverpool zremisował z WBA (2:2), a Dejan Lovren musiał zejść z boiska w wyniku brutalnego Craiga Gardnera. Niemiecki szkoleniowiec oczywiście skrytykował pomocnika, a Irlandczyk odpowiedział w swoim stylu: - Szanuję dokonania Kloppa za to, co zrobił w Dortmundzie. Ale moim zdaniem jest w nim coś z idioty. Nie możesz się tak zachowywać na meczu. Przegrywasz, remisujesz, wygrywasz, nieważne. Okaż trochę klasy - rzucił.
Przy tym wszystkim 34-latek zdaje się być po prostu dobrym facetem. Zbiera pieniądze dla potrzebujących, sfinansował mieszkanie potrzebującej ciężarnej kobiecie, kupił specjalny rower dla dziecka z rozszczepem kręgosłupa, a jego marka odzieżowa przygotowuje ubrania dla bezdomnych. Nigdy zaś nie pojawiły się informacje dotyczące jakiegokolwiek niewłaściwego zachowania z jego strony. Z swoją żoną tworzy udany związek od 2010 roku, doczekali się czwórki dzieci. Jedno z nich - córeczka Willow-Ivy - jest autystyczna. Sam McClean przyznał, że on również został zdiagnozowany, a rozgłos tego faktu wykorzystał nie tylko do wsparcia dziecka, ale również promowania Światowego Dnia Świadomości Autyzmu.
To zdecydowanie nie jest zwyczajny piłkarz.

Przeczytaj również