Kara śmierci za... żelki? Amerykański koszykarz w tarapatach

Jarred Shaw ma wielkie kłopoty. Amerykański koszykarz został zatrzymany po odebraniu przesyłki z żelkami z narkotykową wkładką.
Jarred Shaw nie zrobił oszałamiającej kariery ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Ameryce Południowej. W 2022 roku postanowił zatem przenieść się do Indonezji. Przywdziewał trykoty mocy lokalnych klubów.
W maju jego kariera się załamała. 10 policjantów pod przykrywką dokonało nalotu na jego mieszkanie w Dżakarcie po tym, jak odebrał przesyłkę z pochodzącymi z Tajlandii 132 żelkami z narkotykową wkładką.
35-letniego Amerykanina aresztowano. W konsekwencji został on też zwolniony przez swoją ostatnią ekipę, Tangerang Hawks i ukarany dożywotnim zakazem gry przez miejscową ligę koszykarską.
Shawa oskarżono o przemyt, za który w kraju grozi dożywocie albo kara śmierci. Aktualnie oczekuje on na wyrok. Cały czas próbuje się tłumaczyć, że stosował żelki jako lek na przewlekłą chorobę.
- Używam marihuany jako leku. To jedyne, co pomaga mi na ból brzucha przy chorobie Crohna. Popełniłem głupi błąd. Ale ten błąd nie powinien kosztować mnie życia ani całej przyszłości - powiedział w rozmowie z The Guardian.
Shaw przyznał, że w poprzednich rozgrywkach rezygnował z leczenia choroby jelit w obawie przed indonezyjskim prawem. Zdecydował się na ten krok tuż po zalegalizowaniu marihuany w Tajlandii.
Nie spodziewał się jednak, że funkcjonariusze policji wysuną wobec niego tak straszne oskarżenia. Zarzucili mu także, że planował on podzielić się niemal kilogramem żelków z klubowymi kolegami.
- Nie miałem nawet tyle. Większość wagi to żelki, a nie narkotyki. To niesprawiedliwe - powiedział Shaw. Obecnie pozostaje on w areszcie, wciąż czekając na wyznaczenie terminu pierwszej rozprawy.
35-letni Amerykanin uruchomił zbiórkę na pokrycie kosztów pomocy prawnej oraz sprowadzenie go do domu. Wsparły ją już setki internautów, zarówno ze Stanów Zjednoczonych, jak i całego świata.