Kryzys już przed pierwszym gwizdkiem. Lech Poznań zagubiony w przekazie. "Jazda w nieznane bez nawigacji"

Kryzys już przed pierwszym gwizdkiem. Lech Poznań zagubiony w przekazie. "Jazda w nieznane bez nawigacji"
Press Focus
Od mistrzostwa dla Lecha minęło aż sześć lat. W kolejnych sezonach dominowała już Legia, która tylko raz oddała lidera Piastowi. Jeśli sezon 2021/22 znów kończyłby się fetą w Warszawie, byłoby to już osiem na dziesięć wygranych tytułów. Nokaut i kompletna dominacja, na którą w Poznaniu patrzą z zaciśniętymi zębami. Przy Bułgarskiej marzą o odwróceniu trendu, ale dziś dzieje się coś zupełnie odwrotnego. Klub znów wciąga spirala kryzysu, który oparty jest bardziej o podeptane nadzieje przez zagubiony przekaz niż faktyczne sportowe kłopoty. Według mnie "Kolejorz" będzie walczył o tytuł i ma na niego spore szanse. O co więc chodzi?
Kolejny triumf największego rywala w nadchodzącym sezonie byłby szczególnie bolesny, bo to czas, w którym Lech świętuje stulecie. Dlatego już w trakcie najgorszej kampanii od lat i kompromitacji na krajowym podwórku przy Bułgarskiej nie siedziano bezczynnie. Dariusza Żurawia zastąpił Maciej Skorża i choć zdążył obiecać walkę o dublet, to końcówka minionego sezonu, już pod jego batutą, nakazała brać mocną poprawkę na tak optymistyczne zapowiedzi na najbliższą przyszłość.
Dalsza część tekstu pod wideo

Irytacja na granicy wrzenia

Czy Lech faktycznie może walczyć o mistrzostwo? Tak. Nawet jeśli nie będzie ulubionej w Poznaniu rewolucji kadrowej. Zespół już teraz ma sporo jakości, ale na zewnątrz nikt w to nie wierzy, co jest sednem problemu i wywołuje permanentny pożar. Doszliśmy do momentu, w którym władze klubu irytują kibiców do absolutnych granic. Nie ważne co zrobią czy powiedzą. Ten związek osiągnął temperaturę wrzenia. Komunikacja prezesów nie działa i przypomina mi tą w Manchesterze United, uprawianą przez braci Glazerów. Brak mistrzostwa, nieudane transfery, tarcia z kibicami i wreszcie bojkot. Oj znają ten scenariusz na Wyspach.
Rozumiem rozgoryczenie fanów. Chcą wiedzieć co się dzieje wewnątrz klubu, a wygląda to tak, jakby działo się niewiele lub bardzo źle. Słowa nie idą w parze z działaniami lub te działania nie są wskazane dokładniej na osi czasu. To powoduje frustrację i mnoży pytania: "Kiedy zobaczymy efekty waszej pracy?".
Sam Piotr Rutkowski zapowiedział w rzadko udzielanym wywiadzie dla "Sportowych Faktów", że "w tym okienku wydamy na transfery najwięcej pieniędzy z wszystkich polskich klubów". Tymczasem dzieje się zupełnie coś odwrotnego. Przynajmniej na razie. Jest końcówka lipca i klub nie wyłożył (oprócz pensji) na piłkarzy ani złotówki. Dużo mówiło się o transferze Damiana Kądziora, a ostatecznie pozyskał go Piast, co wywołało tsunami krytyki. Co dalej? Nie wiadomo, bo wszyscy milczą. Wygląda to na jazdę w nieznane bez nawigacji. Stąd irytacja.

Transfery: Lech zmuszony do czekania?

Osobiście zakładam, że Lech czeka na okazje ze swojej listy i są to na tyle dobrzy piłkarze, że działacze muszą uzbroić się w cierpliwość aż odpadną im inne opcje. Okienko zamyka się dopiero za pięć tygodni. Jest czas na zrobienie kilku jakościowych transakcji, ale fani nie muszą wiedzieć o tych zamiarach. Przede wszystkim nie muszą wiedzieć o zasadach funkcjonowania rynku po jakim musi poruszać się polski klub - biedny w skali Europy i zmuszony do czekania w kolejce po lepszy towar. Taka rzeczywistość jednak nie zwalnia Lecha z podejmowania aktywności, które być może uważają za zbędne lub niebezpieczne PR-owo. Nie wyręczy ich z nich rzecznik czy trener.
Prezesi lub dyrektorzy powinni reagować i przez prosty (i prawdziwy) komunikat spróbować uspokoić otoczenie: "Będą transfery, ale należy poczekać do X” lub "Jesteśmy na takim lub innym etapie, bo...".
Natomiast obecny przekaz to utrata dziewięciu tygodni, bo Lech nie sprowadził piłkarzy na ważne pozycje. Klub oddaje mistrzostwo walkowerem zanim w ogóle zaczął się sezon. Pali się, przynajmniej według stojących przed stadionem, a nikt nie reaguje. Jak w memie z uśmiechniętym pieskiem siedzącym wewnątrz gigantycznego pożaru.
Kadra Lecha wymaga wzmocnień, ale to bardziej malowanie ścian niż przebudowa całego piętra. Skorży brakuje przede wszystkim drugiego lewego obrońcy do rotacji z Douglasem i jeszcze jednego jakościowego skrzydłowego, który mógłby od razu wskoczyć lub mocno rywalizować o wyjściowy skład. Być może ktoś z klubu powinien to powiedzieć. Kogo szuka i czego jeszcze potrzebuje.
Natomiast czy na teraz trener może wystawić mocną jedenastkę? Jak najbardziej. I to w kilku ustawieniach taktycznych.
Luźny przykład:
Van der Hart - Douglas, Satka, Salamon, Pereira - Kamiński, Tiba, Murawski, Ramirez – Ishak, Sobiech
Prawda, że wygląda to bardzo solidnie? Na kilka pozycji spokojnie znalazłoby się innych jakościowych piłkarzy pozwalających zmienić formację na 1-4-3-3 czy 1-4-2-3-1. Nie zgodzę się więc, że kadra Lecha wymaga niesamowitej rewolucji. Pod warunkiem, że za nazwiskami stoi odpowiednia forma, ale na to bezpośredni wpływ ma już cała grupa - piłkarze i sztab.
Wspólnie mięli wyjątkowo długi czas na odpowiednie przygotowanie do sezonu. Wykonawcy są, bo Lech praktycznie się nie osłabił. Pytanie, czy wszyscy złapali pomysł na grę, będą zdrowi i czy trener wdrożył odpowiednią taktykę. To zawsze te same składniki na sukces. Jeśli tak, przyjdą wyniki, a za nimi lepsza atmosfera.
Bo choć Lechowi przydałby się znacznie lepszy przekaz do kibica, to hucznych zapowiedzi czy dziesięciu imponujących na papierze transferów nie przykryje marne miejsce w tabeli.

Przeczytaj również