La Liga rusza bez Realu i FC Barcelony. Kolejka chętnych, by wysadzić “Barcę” z siodła i walczyć o wicemistrza

La Liga rusza bez Realu i Barcelony. Kolejka chętnych, by wysadzić “Barcę” z siodła i walczyć o wicemistrza
Christian Bertrand/shutterstock.com
W startującym jutro kolejnym sezonie ligi hiszpańskiej Real Madryt i FC Barcelona dołączą do mistrzowskiego wyścigu tydzień później. Dawno nie było tak dobrej okazji na zmianę układu sił w czołówce tabeli Primera Division. Nie tylko Atletico i Sevilla, które również włączą się do rywalizacji z opóźnieniem, mają ochotę na pokrzyżowanie szyków hegemonom. Sprawdzamy, kto przed rozpoczęciem rozgrywek prezentuje się najokazalej spoza dwójki dominatorów.
Próżno szukać punktów wspólnych pomiędzy Realem i Barceloną w trakcie bieżącego okienka transferowego. “Królewscy” działają po cichu. Spokojnie uszczuplają przeciążoną kadrę, pozbywając się kolejnych niechcianych przez Zinedine’a Zidane’a piłkarzy. Odeszli m.in. Achraf Hakimi, James Rodriguez, Brahim Diaz i Oscar Rodriguez. Na wylocie od dawna jest też Gareth Bale. Najprawdopodobniej do klubu nie dołączy żaden nowy zawodnik. Drużynę wzmocnił wracający z wypożyczenia do Realu Sociedad Martin Odegaard. I tyle. Mistrzowie Hiszpanii nie szaleją, by nie wpakować się w spore tarapaty finansowe, co w obliczu strat wynikających z pandemii koronawirusa byłoby nierozsądne. Stąd taktyka na przeczekanie gorącego lata. Do kadry madrytczyków trudno mieć uwagi. W końcu właśnie ten zespół świętował niedawno odebranie tytułu odwiecznym rywalom z Katalonii. No, może poza Edenem Hazardem, znów ignorującym wytyczne wagowe.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przez Barcelonę za to miało przejść tornado zmiatające z powierzchni praktycznie wszystkich dotychczasowych liderów drużyny, na czele z Leo Messim. Skończyło się na szumnych zapowiedziach. Nie ma żadnej rewolucji. Messi, a także Gerard Pique, Jordi Alba i Sergio Busquets na razie pozostaną w klubie. Z głównych postaci odejdzie właściwie tylko Luis Suarez. I do tego mniej istotny dla zespołu Arturo Vidal. To nie załatwi wszystkich problemów, nawet jak klub wzmocnią Memphis Depay czy Georginio Wijnaldum. Szczególnie, że media hiszpańskie i angielskie pisały o wciąż aktualnej chęci odejścia Antoine’a Griezmanna, niepocieszonego pozostaniem Messiego.
Okienko trwa jeszcze miesiąc, a na Camp Nou panuje wielkie zamieszanie. Ronald Koeman nie wie, jakich konkretnie piłkarzy będzie mieć do dyspozycji w trakcie prawdopodobnie bardzo trudnego sezonu. Niewykluczone, że nadchodzi “przed-przejściowy” rok dla “Blaugrany”. Taki, w którym niedawne filary zespołu postanowią dogorywać w barwach wicemistrza kraju. U progu rewolucji, która właściwie powinna trwać w tym momencie. Bo, umówmy się, rewolucją nie jest wykopanie z klubu Suareza, gwaranta kilkunastu goli w sezonie, wielce zasłużonego dla “Barcy”. Kataloński chaos przez wielkie “C” spróbują wykorzystać inne kluby, dla których srebrne medale ligowe byłyby sukcesem. A kto wie, może i faworyzowany Real wpadnie w dołek, dzięki czemu walka o mistrzostwo nabierze rumieńców? Sprawdźmy, co słychać u potencjalnych kandydatów do zrzucenia Barcelony “z siodła”.

Atletico - Przyczajony tygrys

Najbardziej oczywisty zespół, który w ostatnich latach kilka razy meldował się na drugim miejscu podium, też aktualnie pogrążony jest w małym chaosie kadrowym. Po zeszłorocznych zmianach w składzie ćwierćfinał Ligi Mistrzów i obronienie trzeciej pozycji w lidze trzeba uznać za spełnienie oczekiwań “Atleti”. Kibice chętnie by jednak zobaczyli swoich ulubieńców grających z większym animuszem. Diego Simeone ani myśli opuszczać czerwono-białego statku, ale musi wykrzesać z obecnej drużyny więcej. I przydałoby mu się kolejne odświeżenie kadry, przynajmniej w linii ataku. Duet Alvaro Morata-Diego Costa prochu już nie wymyśli, zresztą obaj piłkarze chętnie zmienią barwy klubowe. Sam Joao Felix, który dodatkowo nie grał na miarę pokładanych w nim nadziei, nie wystarczy.
W gronie zawodników przymierzanych do wzmocnienia “Rojiblancos” znajdował się m.in. Alexandre Lacazette, lecz w obecnej chwili nikłe są szanse na przyjście Francuza na Wanda Metropolitano. Prędzej do Londynu uda się filar pomocy Atletico, Thomas Partey. Za to powrócił temat Edinsona Cavaniego. Simeone pragnął Urugwajczyka w zespole już w zimie, ale wówczas władze klubu nie osiągnęły porozumienia z PSG. Cavani nie zdołał zakotwiczyć w Benfice ani brazylijskim Gremio, dlatego zdaniem włoskiego dziennikarza Gianluki di Marzio jednak może podpisać kontrakt z “Atleti”. Wiek wiekiem, ale “Edi” to wciąż napastnik z wysokiej półki.
Poza nim nie ma jednak właściwie żadnych informacji transferowych związanych z klubem z czerwono-białej części stolicy Hiszpanii. Chyba, że odejdzie Partey, bo na jego miejsce szykowany jest Marc Roca z Espanyolu. Do pierwszego zespołu na stałe dołączył jeszcze lewy obrońca Manu Sanchez, 20-letni wychowanek oraz nowy zmiennik Jana Oblaka, Chorwat Ivo Grbić. Najwyraźniej w Atletico doszli do wniosku, że kadra z ubiegłego sezonu wystarczy do walki na krajowym podwórku i arenie międzynarodowej. A może czekają na finisz okienka? Tak czy tak, “bandy świrów” Simeone nigdy nie można lekceważyć.

Sevilla - Na fali

O Sevilli mówi się ostatnimi czasy zdecydowanie częściej niż o Atletico. Nic dziwnego. Po znakomitym meczu finałowym podopieczni Julena Lopeteguiego znowu wygrali Ligę Europy. Trener “Los Nervionenses” może być usatysfakcjonowany. Szybko odbudował reputację utraconą fatalną kadencją w Realu Madryt. Teraz to on i jego zespół są na fali. Już w poprzednich rozgrywkach o mało co Sevilla nie wdrapała się na podium, wykręcając identyczny bilans punktowy jak “Atleti”. Teraz ambicje zespołu z Andaluzji sięgają jeszcze wyżej. Europejskie skalpy to za mało. Czas osiągnąć sukces w Hiszpanii i pokazać się z dobrej strony w Lidze Mistrzów. Na własnym podwórku podium to plan minimum. A dlaczego by nie rzucić rękawicy w walce o tytuł lub choćby drugą lokatę?
Sevilla straciła mózg i lidera drużyny, Evera Banegę, ale akurat o obsadę środka pola sympatycy zespołu Lopeteguiego nie powinni się martwić. Po latach gry w Barcelonie do swojego hiszpańskiego domu wrócił uwielbiany tutaj Ivan Rakitić.
Co jak co, ale on jakości w drugiej linii z pewnością nie obniży. Klub wykupił też Suso oraz Bono, golkipera, który po kontuzji Tomasa Vaclika okazał się bohaterem końcówki sezonu. “Sevillistas” wygrali także rywalizację o zakontraktowanie Oscara Rodrigueza. Wychowanek Realu Madryt ostatnio grał na wypożyczeniu w Leganes, gdzie zaprezentował nieprzeciętne umiejętności. A co istotne, obsadzi i “dyszkę”, i skrzydło.
Zostali Lucas Ocampos i Luuk de Jong, więc jedyna, poważna strata dla drużyny to odejście Sergio Reguilon. Mający za sobą fantastyczny sezon lewy obrońca wrócił do Realu i błyskawicznie został wystawiony przez “Królewskich” na sprzedaż. Sevilli nie stać jednak na zapłacenie “Los Blancos” 20-25 mln euro i pokrycie niemałych oczekiwań finansowych samego zawodnika. Dyrektor sportowy andaluzyjczyków, Monchi, dopiero co przyznał, że operacja ponownego wypożyczenia Reguilona jest niezwykle trudna do przeprowadzenia. Z drugiej strony, jeśli Sergio nie trafi do Premier League, z każdym dniem będą rosły szanse na jeszcze jeden rok w trykocie Sevilli. A to tylko zwiększy i tak już sporą siłę rażenia “Los Nervionenses”. Odnosimy wrażenie, że to właśnie świetnie naoliwionej maszyny z Andaluzji najbardziej powinni obawiać się Zinedine Zidane i Ronald Koeman.

Villarreal - “Żółta Łódź Podwodna” na dobrym kursie

Po mało udanych epizodach w Paryżu i Londynie do Hiszpanii wrócił Unai Emery. Można żartować, że jego prawdziwa trenerska twarz wyszła w trakcie pracy w PSG i Arsenalu, ale w ojczyźnie 48-latek nadal cieszy się sporą renomą. Nie mógł chyba znaleźć lepszego klubu na odbudowę. Villarreal dysponuje zbliżoną siłą do Sevilli, w której Emery święcił największe sukcesy. Właśnie w takim zespole, nieco z drugiego szeregu, Unai najbardziej się odnajduje. Zatrudniając doświadczonego szkoleniowca władze “Żółtej Łodzi Podwodnej” wysłały sygnał do ligowych rywali: sezon 2018/19 (14. miejsce) był wypadkiem przy pracy, dalej jesteśmy mocni. Kursowanie pomiędzy lokatami 5-7 niezbyt jednak uśmiechało się szefostwu Villarrealu, stąd decyzja o powierzeniu misji wprowadzenia drużyny do Ligi Mistrzów właśnie Emery’emu.
Zadbano także o uzupełnienie braków kadrowych. Z klubu odszedł Santi Cazorla - miejscowa żywa legenda, człowiek-instytucja, a przy tym wciąż wyborny piłkarz. Do środka pola ściągnięto więc tandem z rozbitej Valencii. I Dani Parejo, i Francis Coquelin powinni z miejsca stać się ważnymi puzzlami w układance Unaia. Pozycję skrzydłowego ma obsadzić niesamowity Takefusa Kubo, wypożyczony na rok z Realu Madryt. Zdolny, 19-letni Japończyk pokazał się z dobrej strony w Mallorce, teraz otrzyma szansę wykazania się w znacznie silniejszej ekipie.
Co ważne, poza Cazorlą i Bruno Soriano - choć w jego przypadku odejście ma wymiar symboliczny, ale nie jest to strata sportowa - ekipa z wschodniej Hiszpanii w ogóle się nie osłabiła. To właściwie ten sam zespół, który w zeszłym sezonie często zachwycał ekspertów, wzmocniony wyżej wymienioną trójką sprawdzonych w lidze piłkarzy (doszedł jeszcze rezerwowy bramkarz Gero Rulli). Pozostali Pau Torres, Gerard Moreno, Samu Chukwueze. Mamy do czynienia z otrzaskaną drużyną, z trenerem z górnej półki na ławce. To może być ten sezon. Ostatni raz Villarreal grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów w 2009 r. Ale dawno nie miał takich warunków na powrót do europejskiej elity, jak obecnie.
***
A jak reszta peletonu? Mniej wnikliwi obserwatorzy ligi hiszpańskiej mogą być zdziwieni, że grono drużyn aspirujących do nawiązania walki z dominującą dwójką zawęziliśmy do trzech i pominęliśmy choćby Valencię. Nie bez przypadku. To, co dzieje się aktualnie w ekipie “Nietoperzy”, to istny dramat. Tutaj ryba faktycznie psuje się od głowy. Problemy są od samej “góry”, gdzie niemal każdy domaga się głowy prezydenta VCF, aż po zdemontowaną kadrę zespołu.
Trener Javi Gracia lubi wyzwania. Bez dwóch zdań. W celu ratowania kiepskiej sytuacji finansowej klubu, odeszło czterech kluczowych graczy: Ferran Torres, Rodrigo Moreno i wspomniani wyżej kapitan Parejo oraz Coquelin. Nie przyszedł dokładnie nikt, nie licząc graczy powracających z wypożyczeń i awansowanych z rezerw. Sympatycy Valencii wciąż czekają na jakichkolwiek nowych piłkarzy. Przymierzano ich do zespołu całkiem sporo, ale konkretów na razie nie ma żadnych. Może coś ruszy po sprzedaży niechcianego, wiele zarabiającego bramkarza, Jaspera Cillessena. To będzie bardzo trudny sezon dla mistrza Hiszpanii z 2004 roku.
W związku z tym znów warto zawiesić oko na ekipie Realu Sociedad. Drużyna z San Sebastian sensacyjnie pozyskała Davida Silvę, który powinien zastąpić Martina Odegaarda. Oprócz tego nie straciła żadnego ważnego zawodnika, a przecież w zeszłym sezonie straciła zaledwie cztery punkty do piątego Villarrealu. Baskowie mogą być groźni. Za nimi plasuje się cała rzesza klubów mogących aspirować do walki o przynajmniej Ligę Europy. Rewelacyjna w poprzednich rozgrywkach Granada, nieprzewidywalne Getafe, Athletic Bilbao czy Betis. A może zaskoczy któryś z beniaminków? Zapowiada się na wyczerpujący, ale bardzo interesujący sezon. Niechaj trwa La Zabawa.

Przeczytaj również