Tu tkwi siła tak mocnego startu Lecha Poznań. "Dobrze podziałało na gwiazdy"

Tu tkwi siła tak mocnego startu Lecha Poznań. "Dobrze podziałało na gwiazdy"
Damian Kosciesza / PressFocus
- Jeszcze nic nie zrobiliśmy - odpowiadał po czwartym ligowym zwycięstwie z rzędu Bartosz Salamon na antenie “Ligi+Extra”, gdy prowadzący pytali go o świetny start Lecha Poznań. W przypadku “Kolejorza” ostrożność w opowiadaniu o planach jest zrozumiała, choć to nieprawda, że do tej pory nic nie zrobił. Na start ligi wysyła mocny sygnał, że stulecie klubu może zostać okraszone mistrzostwem.
Zwycięstwo z Lechią Gdańsk było kolejnym, w którym Lech nie tylko zadbał o strzelenie goli, ale też znów wyłączył atuty przeciwnika. Podopieczni Piotra Stokowca mieli związane nogi i nie oddali ani jednego celnego strzału. Do tej pory „Kolejorz” stracił dwa gole - oba po rzutach karnych. Defensywa spisuje się lepiej niż koledzy pod bramką rywali, bo tam, kreując sobie wiele sytuacji, mogliby być bardziej skuteczni. Nie zmienia to faktu, że klub zalicza najlepszy ligowy start od blisko trzech dekad.
Dalsza część tekstu pod wideo

Najmocniejsza kadra w lidze

Droga do celu jest jeszcze długa i byłoby nieodpowiedzialne wręczać komukolwiek koronę. Natomiast widać, że w Poznaniu przygotowano się, aby stulecie świętować z przytupem. Już przed sezonem pisałem, że kadra Lecha jest bardzo mocna nawet, gdy kibice narzekali w mediach społecznościowych, że brakuje im kolejnych transferów. Według mnie te pretensje wynikały bardziej z hucznych zapowiedzi szefów po katastrofalnych rozgrywkach, a potem oszczędnej polityce komunikacyjnej wzbraniającej się od tłumaczenia, dlaczego na niektóre wzmocnienia trzeba będzie poczekać dłużej.
Dziś Lech ma kadrę kompletną, a Maciej Skorża może przebierać w jakościowych zawodnikach na każdą pozycję. W żadnym ligowym zespole nie ma dziś takiej konkurencji, a z nowych twarzy ledwo lub w ogóle nie zdążyli przedstawić się jeszcze Joel Perreira, Adriel Ba Loula czy Pedro Rebocho. Do składu od razu wskoczył nowy-stary członek ekipy, Barry Douglas, i nie zawodzi.
Siłą tak mocnego startu Lecha wydaje się długi okres przygotowawczy, w którym można było zmyć wstyd upokarzającego 11. miejsca z poprzedniego sezonu. Twardy reset dobrze podziałał na gwiazdy, które już były w zespole. Także na Salamona, który nie dawał jakości wymaganej od niego, gdy przychodził w zimowym oknie transferowym. Teraz wyrasta na lidera z krwi i kości.

Lekcje odrobione przez Skorżę

Takie pretensje można zgłosić zresztą do wielu innych zaliczających na wiosnę potężny zjazd. W niczym niepodobnych na boisku do piłkarzy wywalczających imponujący awans do fazy grupowej Ligi Europy. Zawiódł też Maciej Skorża broniący się rękoma i nogami przed przejęciem klubu w trakcie sezonu. Gdy jednak już złapał za stery, nie potrafił dać odpowiedniego impulsu.
Latem Skorża odrobił lekcje i skupił się na poprawie gry w defensywie. To po prostu widać. Stare prawdy piłkarskie mówią, że trofea wygrywa się szczelną obroną. Nie trzeba daleko szukać przykładów tej teorii. Legia Warszawa od momentu przyjścia Czesława Michniewicza straciła w lidze siedemnaście goli w 26 ligowych meczach. Na finiszu rozgrywek zachowywała czyste konto w siedmiu kolejnych, zdobywając w nich zaledwie trzy bramki. Taka postawa zapewniła jej spokojne wygranie kolejnego tytułu.
Po tylu kopniakach w brzuch ostrożność wypowiedzi Salamona zupełnie nie dziwi. Natomiast ze swojej siły i wykonanej pracy zdają sobie sprawę szefowie “Kolejorza”, z którymi rozmawiałem chwilę w Warszawie przy okazji wyborów nowych władz PZPN.
Czy jest dystans do stawiania ich klubu na najwyższym stopniu podium? Tak. Jednak przez Karola Klimczaka i Piotra Rutkowskiego przebijała też pewność, że zrobili dużo, aby pomóc zespołowi spełnić wyznaczony cel na stulecie. - Na pewno nie sprzedamy Kuby Kamińskiego - jak mantrę powtarzał właściciel Lecha, choć na stole miał już jedną (odrzuconą) kilkumilionową ofertę z VfL Wolfsburg. Ich perła ma przed transferem pomóc w ściągnięciu pajęczyny z gabloty.

Zdjęcie rdzy z gwiazd

Letnie mercato w wykonaniu Lecha to m.in. rekordowy transfer Ba Louly, ale bardziej niż przyjście skrzydłowego Viktorii Pilzno imponuje ściągnięcie rdzy z już obecnych w drużynie bardzo dobrych piłkarzy. Kto wie, czy najlepszym “transferem” klubu nie okaże się Joao Amaral, powracający z rocznego wypożyczenia, lub grający ogony u Dariusza Żurawia Nika Kwekweskiri.
Przypadek “Kwekwe” pokazuje, ile znaczy czas i odpowiednie zarządzanie grupą. Gruziński pomocnik trafił do Poznania zimą, ale niespecjalnie wkomponował się do drużyny. Na jego grę trzeba nałożyć jednak kilka poprawek. Przede wszystkim zaburzony okres przygotowawczy przez zamieszanie z dokumentami w dobie pandemii COVID-19. Gruzin odbił się od polskiej granicy i przyjechał później niż oczekiwano. Zanim na dobre rozpakował walizki, w Poznaniu było już po sezonie. Decyzja Skorży o jego zatrzymaniu dziś okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Można wymieniać dalej. Naładowany energią Kamiński, robiący postępy Michał Skóraś czy uczestnik EURO 2020 - Lubomir Satka. Nie są to nazwiska nowe i choćby wspomniany awans do LE był dowodem, że w Poznaniu mają spore pokłady jakości. W tym roku brak europejskich pucharów i wydłużona kołdra musi dawać Lechowi poczucie siły. Zwłaszcza gdy w Warszawie sytuacja jest o 180 stopni odwrotna - trzy fronty i Michniewicz biegający z wiadrem pod przeciekającym dachem.
Jeśli Lech będzie wygrywał, to w ciszy. Głos podniesie dopiero wtedy, gdy przypieczętuje mistrzostwo.

Przeczytaj również