Legendarny klub idzie na rekord Premier League. Szaleństwo transferowe trwa w najlepsze. "Igrają z ogniem"

Legendarny klub idzie na rekord Premier League. Szaleństwo transferowe trwa w najlepsze. "Igrają z ogniem"
Ritchie Sumpter/News Images/SIPA USA/PressFocu
W XXI-wiecznej historii Premier League tylko dwa kluby przekroczyły liczbę 15 transferów w trakcie letniego okienka. Taka sytuacja utrzymywała się jednak tylko do piątkowego poranka, bowiem właśnie wtedy do Crystal Palace oraz Watfordu dołączyło Nottingham Forest. Beniaminek ma na swoim koncie 16 wzmocnień, co rodzi oczywiste pytania - gdzie zmierza ten projekt i czy w tym transferowym szaleństwie jest metoda?
Powrót Nottingham Forest na salony Premier League nie przeszedł przez echa. Dawny zwycięzca Pucharu Europy, klub, który wychowywał wielkich piłkarzy, klub, który na angielskich boiskach bił się o największe cele w końcu trafił do miejsca, które wiele osób określa mianem naturalnego dla "The Tricky Trees". Do Premier League awansowała jednak nie ta sama drużyna, która rzeczoną promocję wywalczyła.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wszystko przez wzgląd na model budowania składu, który przez lata funkcjonował na City Ground. W sezonie 2021/22 - gdy Nottingham grało jeszcze w Championship - latem do drużyny dołączyło dziesięciu nowych zawodników. Aż pięciu z nich trafiło tam na zasadzie wypożyczenia, ale w umowach nie znajdowała się klauzula wykupu. Oznaczało to, że po zakończeniu drużyny piłkarze ci musieli wrócić do swoich macierzystych klubów.
W ten sposób Steve Cooper - który zastąpił Chrisa Hughtona na stanowisku pierwszego trenera - stracił gros ważnych zawodników. Do Boro znów zawitał Djed Spence, do Manchesteru United James Garner, natomiast Philip Zinckernagel do Watfordu. O tym, jak istotni byli to gracze, najlepiej świadczy fakt, że każdy z nich zaliczył przynajmniej 40 występów w samej lidze.
Nottingham Forest, które w dużej mierze bazowało na wypożyczeniach, musiało zatem pogodzić się ze stratą liderów. Takie wydarzenia można jednak zrekompensować tylko w jeden sposób - ściągając nowych zawodników w ich miejsce. Trzeba przyznać, że włodarze beniaminka Premier League podeszli do tego zadania bardzo ambitnie i z rozmachem, który w oczach niektórych powoli zaczyna zakrawać o szaleństwo.
O ile bowiem na początku chwalono "The Tricky Trees" za transfery wyważone i roztropne, o tyle w tym momencie do szatni Steve'a Coopera zawitało już szesnastu nowych piłkarzy. W XXI-wiecznej historii Premier League tylko jedna ekipa - Crystal Palace 2013/14 - dokonała latem większej liczby ruchów. "Orły" zajęły wówczas 11. miejsce. Czy podobna metodyka i postawienie wszystkiego na jedną kartę będzie oznaczało podobny sukces w wypadku Nottingham? I jak ma się do tego historia?

Echa przeszłości

Utworzenie Premier League zmieniło oblicze światowego futbolu. Na Wyspach pojawiły się wówczas pieniądze, które nie tylko pozwoliły Anglikom na stopniowe niwelowanie dystansu względem Serie A, ale też końcowe wzbicie się na szczyt, jeśli idzie o pieniądze, które wykładano na transfery. W XXI wieku Premier League szalała już na dobre, czego odzwierciedleniem jest liczba dokonywanych ruchów.
Od sezonu 2000/01 liderzy pod względem przeprowadzonych wzmocnień ściągali przynajmniej dziesięciu nowych piłkarzy. Losy tych drużyn bywały jednak różne. Zdarzały się dramatyczne spadki, ale też sukcesy, bo za taki wypada przecież uznać wynik, który wykręciło wspomniane już Crystal Palace.
Nottingham Forest, które trwające letnie okienko z pewnością zakończy jako klub z największą liczbą transferów, z pewnością liczy, że podzieli los "Orłów". Sprowadzenie Morgana Gibbsa-White'a za szokującą kwotę, która może sięgnąć 45 milionów funtów, jest szesnastym wzmocnieniem beniaminka, który obecnie nie może szczególnie narzekać na wyniki, bo po dwóch kolejkach ma na swoim koncie trzy punkty.
Jak jednak podobni im rekordziści kończyli w przeszłości? Czy takie szaleństwo transferowe zawsze - lub przynajmniej przeważnie - kończyło się dobrze dla zespołów kupujących na potęgę? Spójrzmy na miejsca w tabeli, które zajmowały takie kluby.
Miejsce w strefie pucharowej (1.-7.): Chelsea (2003/04), Fulham (2008/09)
Miejsce w środku tabeli (8.-13.): Manchester City (2002/03), Tottenham (2004/05), Crystal Palace (2013/14), Watford (2015/16)
Okolice strefy spadkowej (14.-17.): Everton (2000/01), Bolton (2001/02), Portsmouth (2005/06), Wigan (2006/07), Fulham (2007/08), Hull City (2008/09), QPR (2011/12), Watford (2016/17), Watford (2017/18), Brighton (2018/19), Aston Villa (2019/20)
Spadek z Premier League (18.-20.): Portsmouth (2009/10), Blackpool (2010/11), QPR (2012/13), Hull City (2014/15), Fulham (2020/21), Watford (2021/22)
Oczywiście, kwestią sporną jest to, jaką jakość niesie każdy ze ściągniętych piłkarzy, lecz historia ewidentnie stoi po stronie Nottingham Forest. Pięć klubów żegnało się z elitą niedługo po swoim transferowym szaleństwie. Portsmouth żyło jednak ponad stan, Blackpool szło w masowe zatrudnienia, bez żadnej idei, QPR chwiało się od kilkunastu miesięcy, Fulham i Watford nie potrafiły wypracować określonego i spójnego planu działania.
Nottingham Forest jawi się inaczej. Ich wzmocnienia póki co imponują, a liczba ruchów wcale nie musi odstraszać. Obawy w stosunku do tego, czy równowaga w szatni nie zostanie zachwiana są słuszne, lecz - jak widać na powyższych przykładach - szkoleniowcy Premier League z reguły radzą sobie z takim wyzwaniem. Steve Cooper do tej pory prezentował wszystko, aby optymistycznie zapatrywać się i na ten aspekt jego pracy. W końcu jako były trener Swansea City doskonale wie, jak radzić sobie z licznymi rotacjami w kadrze.
Ciekawy jest również fakt, że dotychczasowi rekordziści pod względem liczby letnich transferów - Crystal Palace (18; 2013/14) oraz Watford (16; 2015/16) - radziły sobie zaskakująco dobrze. Londyńczycy dojechali na wspominanej już 11. pozycji, natomiast "Szerszenie" finiszowały na trzynastym miejscu i miały osiem punktów zapasu nad strefą spadkową. Kibice Nottingham z pewnością zaakceptują podobny rezultat.

Imponująca głębia

Dobrą informacją dla kibiców "The Tricky Trees" jest fakt, że wcale nie muszą się o utrzymanie modlić. Już po dwóch kolejkach Premier League widać, że kadrowo ekipa Steve'a Coopera jest w stanie się obronić. Sama gra również nie należy do najgorszych, nawet jeśli inauguracja była słabiutka, zaś zwycięstwo z West Hamem United mocno szczęśliwe.
Angielski szkoleniowiec po prostu potrzebuje czasu, aby poustawiać wszystkie pionki na boiskowej szachownicy. Nottingham Forest powinno być rozliczane za swój styl nie teraz, lecz w perspektywie kilku następnych miesięcy. Obecnie beniaminek skupi się na punktowaniu w sposób, który zapewne daleki będzie od imponującego. Założenie, że sprawy mogą potoczyć się inaczej, jest dość życzeniowe. To nie FIFA lub Football Manager, gdzie wystarczy kilka tygodni, aby rewolucja przyniosła obfite owoce.
Steve Cooper niewątpliwe ma na czym budować. W przeciwieństwie do Brendana Rodgersa, który transferów w Leicester City łaknie jak kania dżdżu, Walijczyk otrzymał nie tylko zaufanie, ale też środki na to, aby to zaufanie przekuć w realny sukces. Wspomniany już transfer Morgana Gibbsa-White'a jest na ten moment jednym z największych w letnim okienku Premier League. Dość powiedzieć, że łączna kwota transakcji jest jedynie o 0,5 mln funtów niższa niż w wypadku ściągnięcia Gabriela Jesusa przez Arsenal.
A to przecież nie jedyny imponujący ruch w wykonaniu władz Nottingham. Spokojnie można wyróżnić kilka innych wzmocnień, które sprawiają, że ekipę beniaminka odbiera się w sposób wyjątkowy.
  • Jesse Lingard - bił się o niego West Ham United - wolny transfer
  • Dean Henderson - bramkarz lepszy od Davida de Gei - wypożyczenie
  • Moussa Niakhaté - kapitan Mainz - transfer za 10 mln euro
  • Remo Freuler - filar Atalanty - transfer za 9 mln euro
Nottingham w istocie czerpie pełnymi garściami z dobrodziejstw finansowych, które są nierozerwalnie związane z awansem do Premier League. Wydaje się jednak, że czyni to w sposób odpowiedzialny, nawet jeśli liczba transferów nie tyle zadziwia, co po prostu szokuje. Można się rzecz jasna zżymać, że wydawanie fortuny ma Morgana Gibbsa-White'a powinno skutkować wywiezieniem do Tworek, ale Nottingham na głębię składu, która jest imponująca nie tylko w warunkach beniaminka. Ona imponuje w skali całej ligi.
Gwiazdką oznaczono tych zawodników, którzy mają w CV przynajmniej 50 występów w ligach TOP5.
Nottingham skład
własne
A to prawdopodobnie nie koniec wzmocnień, bowiem - nie ma co kryć - Nottingham Forest idzie na bezwzględny rekord Premier League. Chociaż transfer Aouara na Wyspy ponownie upadł, to "The Tricky Trees" są już po słowie z Brighton w sprawie transferu Neala Maupaya. Coraz więcej mówi się też o nowym stoperze, który mógłby wesprzeć McKennę. Jeśli uda się zrealizować te cele, ambitny klub ściągnie osiemnastu nowych piłkarzy. Chyba nikt nie wątpi, że włodarzom nie zadrży ręka, aby w takim wypadku dodać kolejne ogniwo.

Dwie strony medalu

Bogactwo składu, którym dysponuje Steve Cooper, zasługuje na uznanie. Z tą niezwykłą mocą wiąże się jednak wielka odpowiedzialność, bowiem beniaminek nie może sobie pozwolić na spadek z Premier League. Byłby on dlań piramidalną katastrofą, która w konsekwencji mogłaby skazać "The Tricky Trees" na kolejnych 20 lat banicji w niższych ligach. Przy założeniu czarnego scenariusza i podzielenia losów wspomnianych już QPR 2012/13 lub Fulham 2020/21, Nottingham byłoby zmuszone do przeprowadzenia garażowej wyprzedaży. Wszystko, aby ratować finanse.
W odróżnieniu od poprzedniego sezonu, postawiono na transfery definitywne. Wypożyczono jedynie Hendersona, który po zakończeniu rozgrywek wróci do Manchesteru United. Pozostali zawodnicy zostali skuszeni nie tylko grą na poziomie Premier League, ale też gigantycznymi tygodniówkami. Freuler, Mangala, a przede wszystkim Lingard nie przyszli występować dla Coopera tylko z powodu nieposkromionej ambicji.
W wypadku Anglika zabezpieczono się rocznym kontraktem, który nie wywoła spustoszenia po ewentualnym spadku do Championship. Niemniej Nottingham Forest igra z ogniem. Władze legendarnego klubu zrobiły już niemal wszystko, aby pozostanie w elicie nie było traktowane jako osiągnięcie, lecz de facto minimum. Nie wszystko da się jednak przewidzieć. Na to nikt nie ma wystarczających środków.
Nottingham Forest wywołało już niemałe zamieszanie. Projekt beniaminka jest imponujący i utrzymanie w Premier League prawdopodobnie będzie stanowiło trampolinę do jeszcze lepszego wynik w kolejnych rozgrywkach. Szkopuł w tym, że do tego celu jeszcze daleka droga, a konstrukcja wzniesiona przez zarząd jest tyleż powalająca, co niebezpiecznie chybotliwa. Udało się nie tyle zrekonstruować kręgosłup drużyny, a wręcz poprawić warunki pracy Steve'a Coopera, lecz teraz cały klub czeka zadanie nieporównywalnie trudniejsze, rozłożone na 38 dni meczowych. W tym sezonie jeszcze nie raz nadejdzie noc dla "The Tricky Trees", a ta bywa ciemna i pełna strachów.

Przeczytaj również