Leszek Ojrzyński: Życie wyrwało mi kawałek serca. Ale już czas wracać do pracy [NASZ WYWIAD]

Leszek Ojrzyński: Życie wyrwało mi kawałek serca. Ale już czas wracać do pracy [NASZ WYWIAD]
Press Focus
Półtora roku temu zrezygnował z pracy w Wiśle Płock, aby zająć się chorą żoną. Niestety, 31 stycznia Urszula Ojrzyńska zmarła - przegrała walkę z chorobą nowotworową. Dla Leszka Ojrzyńskiego to był bardzo trudny czas. Wciąż jest. - Bez Uli wszystko jest inne. Nowe - mówi nam szkoleniowiec, który obecnie przebywa w Anglii, gdzie opiekuje się synem Kubą - bramkarzem młodzieżowych zespołów Liverpoolu. Rozmawiamy o żałobie, trudnym czasie pandemii, treningach z synem i chęci powrotu do pracy, na którą jest już gotowy.
TOMASZ WŁODARCZYK: To był dla pana bardzo trudny rok.
Dalsza część tekstu pod wideo
LESZEK OJRZYŃSKI: Od stycznia wszystko jest dla mnie nowe. Gdy odeszła żona zaczął się nowy etap mojego życia, które wyrwało mi kawałek serca. Pierwsze Święta Wielkiej Nocy, pierwsze wakacje bez niej, we wrześniu rocznica ślubu...
A kilka dni temu Wszystkich Świętych...
Przez pandemię nie mogłem pojechać do Polski, aby odwiedzić grób Uli. Musiałbym przejść kwarantannę. To bardzo trudny rok. Życie wystawiło mnie na wielką próbę, ale muszę to uszanować. Przejść ten etap.
Jest pan w Anglii. Opiekuje się 17-letnim synem, który jest zawodnikiem Liverpoolu.
Kuba nie jest pełnoletni więc gdyby mnie tu nie było, musiałby mieszkać w rodzinie zastępczej. Nie chciałem z żoną takiego rozwiązania. Najpierw wyjechała ona, ale gdy zaczęła się gorzej czuć latem 2019 roku, zrezygnowałem z pracy w Wiśle Płock i dołączyłem do niej. Teraz jesteśmy w dwójkę z Kubą. Córka jest już pełnoletnia. Zaczęła studia w Polsce. Przez pandemię dochodzi więc jeszcze rozłąka z nią, ale radzimy sobie jak możemy. Spędziliśmy wspólnie wakacje. Nie jest łatwo. Ale wspólnie musimy to przeżyć.
W trakcie lockdownu na pewno jeszcze więcej myśli kłębiło się w głowie.
Czasu było mnóstwo, aby myśleć - o żonie, życiu i przyszłości. Miałem lepsze momenty, a zaraz po nich przychodziły te bardzo złe. Przed zamknięciem ludzi w domach starałem się czymś zająć i moim lekarstwem okazał się futbol. Chodziłem na mecze Liverpoolu, Evertonu, jeździłem do Manchesteru czy na spotkania syna w zespołach młodzieżowych. Gdy w marcu wszystko stanęło, trzeba było zorganizować się na nowo. Dlatego znaleźliśmy z synem boisko nieopodal mieszkania. Nie najlepsze, w dużym parku nieopodal, ale dało się spokojnie potrenować z piłkami, postawić pachołki i tyczki.
Jak wyglądał ten czas?
Kuba był wtedy przydzielony do pierwszego zespołu. Miał więc pełną opiekę trenerów współpracujących z Jürgenem Kloppem. Realizował rozpiskę z klubu, uczestniczył w webinarach podczas których zawodnicy mieli wspólne treningi. Organizowano im różne zawody, aby wzniecić rywalizację. To było ciekawe doświadczenie móc podpatrzeć, jak funkcjonuje wielki klub w tym dziwnym dla wszystkich okresie. Co ciekawe młodsi piłkarze trenowali więcej niż gwiazdy, bo w klubie rozumiano, że życie przez 24 godziny na dobę w czterech ścianach wygląda inaczej. Są dzieci i żony. Nagle pojawiają się obowiązki, których wcześniej nie było. Odciążono ich, a zawodnicy U-23 wykonywali dodatkowe jednostki. Dietetycy zapewnili nam pełnowartościowy catering, aby nie chodzić po sklepach i ograniczyć do minimum szanse na zakażenie. Codziennie mogliśmy wybierać jedzenie z trzech zestawów, które było rano dostarczane przez pracowników Liverpoolu. Klub zapewnił też sprzęt, którego używaliśmy do dodatkowych zajęć w parku. To była przewaga syna. W trakcie kwarantanny mógł się normalnie poruszać. Przepracować mocną jednostkę. Tyle mogłem pomóc.
I w ten sposób zająć głowę.
W jakimś stopniu na pewno, choć nie będę ściemniał, że to łatwy dla mnie czas. Nagle wyrwano mi kawałek serca więc blizna będzie jeszcze się długo goić. Psycholog mówi, że żałoba zajmuje dwa lata. Tyle ponoć dochodzi się do pełnej normalności, osiąga wewnętrzny spokój.
Korzysta pan z pomocy specjalisty?
Byliśmy z dziećmi raz. To bardziej im chciałem zapewnić takie wsparcie. Ja muszę to przetrawić po swojemu. Przeżyć ten trudny czas, który przyjmuję z wielką pokorą. Dzieciaki też zobaczyły, jak wygląda taka sesja i ostatecznie nie chciały korzystać z porad specjalisty. Wspólnie się wspieramy i na swój sposób radzimy sobie ze stratą żony i matki.
Doskwiera panu samotność?
Brakuje mi żony, z którą przeżyłem dwadzieścia lat. To czas nie do zastąpienia. Ale jest jeszcze syn i córka, dla których mam po co żyć i muszę im pomagać. Odnowiłem też sporo starych znajomości. Zawsze stroniłem od mediów społecznościowych, bo uważałem, że nie jest mi to potrzebne. I tak rodzina miała ze mną ciężko, bo dużo pracowałem. Po powrocie do domu miałbym jeszcze siedzieć z głową w telefonie?
Teraz to się zmieniło.
Założyłem konto na Facebooku, bo chciałem oglądać mecze syna, ale odezwało się sporo fajnych osób. Rozmawiamy, wspieramy się i wymieniamy myśli, bo część też przeżyła podobną tragedię. Pomaga mi taki kontakt. Wokół jest dużo ciepłych ludzi. Nadajemy na jednych falach.
Kuba będzie obchodził osiemnastkę w lutym. Do tego czasu nie zamierza pan podejmować pracy?
W normalnych okolicznościach pewnie bym tak zrobił, ale wszystko się zmieniło. Jestem już gotowy. Chcę wrócić na ławkę trenerską. Poczuć tę adrenalinę po półtorarocznej przerwie. Kocham piłkę. Brakuje mi tego stuprocentowego zaangażowania. Wsiąknięcia w klub. Rozważę każdą ciekawą propozycję, bo nie ma już co czekać. Szczególnie, że trzeba zaopiekować się dzieciakami, a człowiek nie będzie wiecznie żył z oszczędności. Teraz sytuacja w Ekstraklasie i I lidze jest specyficzna, dość komfortowa. Spada mało zespołów, są baraże do elity, więc zmian będzie niewiele. Większość łatwo zapewni sobie byt, a przy okazji nie musi wykonywać nerwowych ruchów. Zwalniać i mieć na utrzymaniu dwóch szkoleniowców. Dlatego jeśli przytrafi się okazja, skorzystam już teraz.
Odzywał się już ktoś? Kilka miesięcy temu był pan blisko objęcia Arki i Widzewa.
To prawda, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Rozmowy w Gdyni przypadły na czas kwarantanny. Musiałbym pracować zdalnie przez dwa tygodnie. Wtedy nie chciałem sobie na to pozwolić, bo trzeba było działać szybko i spróbować uratować ligę. Latem rozmawiałem z Widzewem, ale ostatecznie nie udało się podpisać umowy także w Łodzi. Może byłem zbyt wymagający i stawiałem za wysoko poprzeczkę? Teraz moja optyka na wiele spraw wygląda inaczej. Jestem głodny wyzwań. Mam nadzieję, że szybko uda mi się znaleźć ciekawą propozycję. Czekam z pokorą. Zobaczymy, co przyniesie życie.
A Kuba? Jak radzi sobie w Liverpoolu?
Czeka go jeszcze bardzo długa droga. To jeden z największych klubów na świecie. Dwa lata temu postanowiliśmy skorzystać z oferty The Reds, choć wiadomo, kto stoi w tu w bramce. Alisson jest jednym z najlepszych, a Kuba miał już okazję z nim pracować. To wielka wartość. W pierwszym sezonie pojechał z klubem na dwa obozy. Został włączony do pierwszego zespołu. Po pandemii ograniczono składu przez kwestie sanitarne i teraz jest tylko dopraszany na zajęcia. W tym tygodniu będzie pracował z Kloppem w czwartek i piątek. Regularnie gra w zespole do lat 18.
Zadebiutował także w drużynie U-23. Rozwija się dobrze, ale konkurencja jest gigantyczna. Nie wspominając o Alissonie jest tu jeszcze siedmiu innych golkiperów. Ciągle ktoś dochodzi. Liverpool sprowadził Fabiana Mrozka. Przyszedł tez młody Brazylijczyk. Presja jest duża, ale to nie może dziwić. Kuba sobie radzi i jest zadowolony. Zebrał już fajne doświadczenie. Mam jego klipy z treningów jak broni strzały Mohameda Salaha czy Sadio Mane. Mógł wymienić uwagi z Alissonem. To bezcenne.

Przeczytaj również