Liverpool FC. Niedoszła legenda. Brendan Rodgers mógł być tam, gdzie jest dziś Juergen Klopp

Niedoszła legenda. Brendan Rodgers mógł być tam, gdzie jest dziś Juergen Klopp
Matthew Ashton / AMA / PressFocus
Były menedżer Liverpoolu, Brendan Rodgers, wraca dziś na Anfield po raz pierwszy, od kiedy “The Reds” wreszcie zostali koronowani mistrzami Anglii. To dobry moment, by zastanowić się, czy poprzednik Juergena Kloppa dołożył swoją cegiełkę do ostatnich sukcesów Liverpoolu.
To było po prostu pewne. Nawet dla kibiców Manchesteru United. Na trzy kolejki przed końcem sezonu 2013/14 Premier League mogła wygrać już tylko jedna drużyna. Oczekiwanie zakończone. Po 24 długich latach tytuł mistrza Anglii wracał na Anfield. Steven Gerrard w końcu dopinał swego. Brendan Rodgers stawał się legendą Liverpoolu FC.
Dalsza część tekstu pod wideo
Oczywiście wszyscy pamiętamy, jak zakończyły się tamte rozgrywki. Raz jeszcze okazało się, że w futbolu zwyczajnie nie istnieje słowo “pewne”. Nawet, kiedy w konkretnym przypadku uwierzyli w nie absolutnie wszyscy dookoła. W 2014 roku Premier League wygrał ostatecznie Manchester City. Oczekiwanie Liverpoolu nie zostało zakończone. Tytuł mistrza Anglii powrócił na Anfield dopiero ponad sześć lat później. Steven Gerrard nigdy nie dopiął swego. Brendan Rodgers nie jest dziś uważany za jednego z legendarnych menedżerów “The Reds”.

Szybcy i bramkostrzelni

A od osiągnięcia tego statusu dzieliło Irlandczyka tak niewiele. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Liverpoolowi z wspominanego sezonu 2013/14 daleko do niesamowitego, mistrzowskiego zespołu Juergena Kloppa z ubiegłych rozgrywek. Ekipa Rodgersa zakończyła przecież sezon z wyraźnie niższym dorobkiem punktowym (84 do 99) i nie sięgnęła po komplet “oczek” w dwa razy większej liczbie meczów (12 do 6) niż Liverpool z rozgrywek 2019/20. Straciła też znacznie więcej goli (50 do 33).
Z drugiej strony, to Rodgers dowodził najbardziej bramkostrzelną drużyną “The Reds” w najnowszej historii klubu. Liverpool z poprzedniego sezonu zdobył w Premier League aż o 16 bramek mniej, niż zrobił to zespół z sezonu 2013/14 (85 do 101). Tamten Liverpool również mógł pochwalić się imponującymi seriami kolejnych zwycięstw (11) i meczów bez porażki (16), a także nie jednym, a dwoma najlepszymi strzelcami (Luisem Suarezem i Danielem Sturridgem) oraz najlepszym asystentem rozgrywek (Gerrardem).
Aż w 11 spotkaniach tamtego sezonu Liverpool strzelał w meczu więcej niż trzy gole. Dla porównania: bijącej rekord za rekordem ekipie Kloppa taka sztuka udała się przez całe ubiegłe rozgrywki “tylko” sześć raz. Zespół Rodgersa potrafił rozgromić Arsenal (5:1), Everton (4:0) i, dwukrotnie, Tottenham (5:0 i 4:0). Najlepszy piłkarz wspominanych rozgrywek w całej lidze, Suarez, trafił do siatki 31 razy w 33 występach. Liverpool Rodgersa po prostu zmiatał rywali z powierzchni ziemi.

Podwaliny?

Brendan Rodgers wraca dziś na Anfield jako menedżer, przed trwającą kolejką, lidera Premier League. Prowadzone przez niego Leicester City, podobnie jak Liverpool sześć lat wcześniej, było w poprzednim sezonie o krok od sprawienia sensacji. Awans do Ligi Mistrzów wymknął się “Lisom” sprzed nosa, jakżeby inaczej, na samym finiszu rozgrywek. Ten sezon Leicester znowu zaczęło jednak mocnym akcentem.
W tym artykule nie chcemy analizować tego, jak należy ocenić ponad trzyletni okres pracy Rodgersa w Merseyside. To zostało zrobione już wiele razy. Przyjrzymy się za to temu, czy Irlandczyk mógłby dziś dumnie wypiąć pierś i powiedzieć: “położyłem jakieś podwaliny pod ostatnie sukcesy Liverpoolu”.
Na pierwszy rzut oka powyższe zdanie może wydawać się mocno naciągane. Po mistrzostwo Anglii sięgnęli w ubiegłym sezonie następujący zawodnicy, którzy pamiętają jeszcze kadencję Rodgersa:
  • Jordan Henderson
  • Adam Lallana
  • Dejan Lovren
  • Roberto Firmino
  • James Milner
  • Divock Origi
  • Joe Gomez
Nie za dużo? A może więcej, niż się spodziewałeś? Sześciu z siedmiu wymienionych wyżej graczy pojawiło się na Anfield, kiedy drużynę prowadził Rodgers. Każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do mistrzowskiego tytułu. Jedni odegrali role kluczowe (Firmino), inni ważne (Milner, Gomez), jeszcze inni poboczne, ale także nie bez znaczenia (Origi, Lallana, Lovren). Niewykluczone, że największy wkład Brendana Rodgersa w spektakularny, ligowy triumf Liverpoolu z ubiegłych rozgrywek powiązany jest jednak z osobą obecnego kapitana zespołu.
Oczywiście od razu można w tym miejscu zauważyć, że przecież Irlandczyk zasugerował sprowadzonemu zaledwie rok wcześniej przez Kenny’ego Dalglisha Hendersonowi przenosiny do Fulham, kiedy tylko objął posadę menedżera “The Reds” latem 2012 roku. Ówczesny 22-latek się nie zgodził, po czym rozwinął się pod wodzą nowego szkoleniowca w jedną z najważniejszych postaci drużyny podczas niesamowitego sezonu 2013/14. Zapomnij na chwilę o golach Suareza i Sturridge’a, asystach Gerrarda czy dryblingach Philippe Coutinho. Henderson również był w tamtych rozgrywkach nie do zatrzymania.
Tak bardzo, że przez cały sezon opuścił zaledwie trzy ligowe mecze. W tym, zgadłeś, te przeciwko Chelsea i Crystal Palace, w których Liverpool pogrzebał szanse na wyczekiwany tytuł.
- Zawsze mówiłem, że to było dla nas absolutnie kluczowe - wspominał całkiem niedawno Rodgers. - To była dla nas wielka strata ze względu na wpływ Jordana na ducha drużyny.
Może tamto niepowodzenie, jak to z porażkami bywa, pomogło też aktualnemu kapitanowi “The Reds”, a za jego pośrednictwem całej drużynie, na drodze do tegorocznego sukcesu w Premier League?

Należne miejsce

A może to wszystko przesada i upłynęło zwyczajnie zbyt wiele czasu, by pisać o jakichkolwiek podwalinach, jakie Brendan Rodgers miałby położyć pod ostatnie triumfy Liverpoolu na zarówno krajowej, jak i międzynarodowej arenie? Irlandczyk opuścił w końcu Anfield w nie najlepszej atmosferze. Pod koniec sezonu 2014/15 prowadzona przez niego drużyna, mimo kolejnego okresu bardzo dobrej gry pomiędzy grudniem a marcem w trakcie tamtych rozgrywek, przegrała wszystko, co było do przegrania. Od awansu do Ligi Mistrzów po półfinał Pucharu Anglii.
Poprawy nie było też na starcie kolejnego sezonu. Rodgers wydawał się nie do końca panować nad swoimi relacjami z zarządem, współpracownikami, mediami czy wreszcie zespołem. Zaufanie stracili do niego kibice. Z perspektywy czasu zmiana na stanowisku menedżera Liverpoolu była nieunikniona. Można też zauważyć, że Juergen Klopp potrzebował następnie kilku lat, by przywrócić “The Reds” należne temu wielkiemu klubowi miejsce.
Z drugiej strony, na to miejsce o mały włos nie zaprowadził z powrotem Liverpoolu nie kto inny jak Brendan Rodgers. Po latach aż trudno w to uwierzyć, ale to właśnie obecny szkoleniowiec Leicester City mógł dołączyć do grona legendarnych menedżerów klubu z Anfield. Mógł zostać człowiekiem, który odzyskał dla Liverpoolu upragnione mistrzostwo Anglii, a na fali spektakularnego sukcesu poprowadził następnie drużynę do kolejnych wielkich triumfów. To Irlandczyk mógłby później uczestniczyć w projektowaniu nowego ośrodka treningowego i pozostawić za sobą imponującą spuściznę.
Tak oto jedno potknięcie może odmienić wszystko.

Przeczytaj również