Luis Suarez zagubiony jak dziecko we mgle i wyścig z workiem węgla. Futbolowe stadiony w oparach absurdu

Luis Suarez zagubiony jak dziecko we mgle i wyścig z workiem węgla. Futbolowe stadiony w oparach absurdu
Christian Bertrand / Shutterstock
Piłka nożna to sport, w którym - podobnie jak w wielu innych dyscyplinach - zdarzają się kolosalne wtopy, przekomiczne kiksy, czy sytuacje przesiąknięte oparami absurdu. Jeśli myślicie, że wpadki towarzyszą wyłącznie naszej rodzimej Ekstraklasie, grubo się mylicie. Jednak kilka paradoksalnych incydentów z polskich boisk również znalazło się na przygotowanej przez nas liście surrealistycznych futbolowych przypadków.
Tytułem wstępu, nie zamierzamy nikomu uwłaczać, bo wiadomo nie od wczoraj, że różnie w sporcie bywa i pomyłki są wpisane w zawód profesjonalnych piłkarzy. Po prostu czasami warto spojrzeć na niektóre kuriozalne błędy z odmiennej perspektywy, może zadumać się nad tym, co też kierowało zawodnikami biorącymi w nich czynny - bądź bezczynny - udział. Ale przede wszystkim chodzi o dobrą zabawę futbolem, więc gorąco zapraszamy do lektury.
Dalsza część tekstu pod wideo

Panie sędzio, ręka!

Na pierwszy ogień idzie Luis Suarez, którego szerszej publiczności specjalnie przedstawiać nie trzeba. Bramkostrzelny, szybki, zwrotny, idol urugwajskich fanów, bożyszcze tamtejszych nastolatek (aczkolwiek zdania są podzielone). W każdym razie, uwieczniona na poniższym materiale wideo akcja to kawał dobrej roboty w wykonaniu Suareza. Oczywiście z naciskiem na słowo „kawał”. Nawet można pokusić się o ładniejsze określenie: „dowcip”.
Próba dośrodkowania, strzał na bramkę, cokolwiek miało z tej mąki wyjść, z pewnością nie był to chleb. Zatem Urugwajczyk postanowił zainterweniować, sygnalizując sędziom zagranie ręką chilijskiego golkipera w polu karnym. Próba wymuszenia „jedenastki” została zakończona fiaskiem. Tonący brzytwy się chwyta, ale należy przyznać, że Suarez jest napastnikiem, któremu bez dwóch zdań nie brakuje ułańskiej fantazji.

Kamień węgielny

Przenosimy się na Podlasie, a konkretniej do Białegostoku. Wprawdzie nie jest to incydent stricte piłkarski, lecz pochylamy się nad pomysłowością organizatorów podczas meczu Jagiellonia-Cracovia. W przerwie spotkania ogłoszono konkurs, w którym podstawowym zadaniem uczestników był bieg z workiem pełnym węgla zarzuconym na plecy. W trakcie konkursu jeden z fanów nie wytrzymał ciężaru, wysypując zawartość worka na murawę.
Całe szczęście, że na posterunku wartę sprawował rodowity Ślązak, wcześniej trener Jagi, a obecnie Cracovii, Michał Probierz. Szkoleniowiec „Pasów” pomógł ekipie porządkowej pozbierać zalegający na boisku grudy, służące do opału. Mówi się, że przykład powinien iść z góry. Tym razem definitywnie przybył z podziemnych złóż kopalń węgla kamiennego.

Dwunasty zawodnik

Angielska Premiership też posiada sporo groteskowych uroków, jak chociażby swego czasu wiecznie czwarty Arsenal. Jednak jeżeli spodziewaliście się, że będziemy ganić „Kanonierów”, rozczarujecie się. Najzwyczajniej, przez wiele lat fortuna nie sprzyja temu zespołowi, zwłaszcza gdy w ich szeregi wkradają się piłkarze, którzy zupełnie niechcąco sabotują grę zespołu, czego najlepszym świadectwem jest właśnie ta sytuacja.
Owszem, zaprezentowana scenka to wyłącznie zbieg okoliczności, ale o lekkim zabarwieniu satyrycznym. Istne zaprzeczenie tezy, że bramkarz stanowi finalną linię obrony, bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby ostatnim bastionem bloku defensywnego był napastnik drużyny przeciwnej. Grunt, żeby futbolówka nie zatrzepotała w sieci.

Chłopaki, na nich!

Niestety, nie będzie to historyjka z Kazimierzem Węgrzynem w roli głównej, lecz kompletna odwrotność słynnego tekstu sprzedanego kiedyś na antenie Canal Plus. Tak czy inaczej, trzeba dogłębnie zanurkować w oceanie nieprawdopodobnego pressingu, który gracze poznańskiego Lecha wywierali na rywalach z Wisły Kraków. Tempo niesamowite, mecz na pełnych obrotach, aż szachowi mistrzowie zdążyli wrócić do europy z tournee po USA.
Kto wie, możliwe, że to oznaki zmęczenia wyniszczającym sezonem, pomijając już fakt, iż dopiero październik. Odtwarzanie tego fragmentu potyczki jest nawet wskazane, szczególnie gdy kibice cierpią na bezsenność. Melisa z ogródkowych upraw zielarek, cudowne pastylki od psychoanalityka, kołysanki dla dzieci, nic nie przebije fenomenu ekstraklasowych zjawisk.

Zasłużone brawa

Z szerokim uśmiechem wracamy na Wyspy Brytyjskie, by podziwiać nie tyle kunszt panowania nad piłką zawodnika West Hamu United, co reakcję fana. Człowiek żyje dla takich momentów. Cały tydzień czekał, żeby wybrać się na mecz ulubionej drużyny i kiedy jego oczom ukazują się tego rodzaju cuda-wianki, czuje się stuprocentowo usatysfakcjonowany. Kiks rozgrywek, więc owacja na stojąco jest jak najbardziej mile widziana.
Żywiołowe reakcje sympatyków piłki kopanej zawsze podgrzewają atmosferę na stadionach, natomiast najczęściej powtarzanym przez graczy, oklepanym hasłem jest: „Gramy dla kibiców”. W większości przypadków to gra na nerwach, ale tutaj dobitnie widać, że również w celu rozweselenia fanów do łez. Lepiej się rozerwać, niż rozerwać kogoś na strzępy.

Obrońca z urzędu

Zdążyliśmy już wziąć na tapet snajpera Arsenalu wcielającego się w obrońcę, zatem teraz - dla równowagi w futbolowej przyrodzie - defensor, który ponad wszystko zapragnął wpisać się na listę strzelców we własnym polu karnym. Świeżynka wprost z ekstraklasowych aren, mecz płockiej Wisły przeciwko kieleckiej Koronie i niefortunna interwencja Alana Urygi, trafiającego w słupek. Dobitka Petteri Forsella stanowiła tylko formalność.
Magicznej aury Ekstraklasy nie jest w stanie zakłócić żadna klątwa rzucona przez czarnoksiężników, wiedźmy, czy inne szeptuchy. Tęskniliśmy za polską ligą. Marzyliśmy, by powróciła do łask między innymi z powodu jej nieprzewidywalności, aczkolwiek tego typu akcje utwierdzają nas w przekonaniu, że trzeba uważać, o czym się marzy.

Oka Conte(m)

Na koniec przygotowaliśmy dla Was perełkę, skompilowaną przez ludzi uwielbiających obserwowanie piłki nożnej z dystansu. Porcja solidnej rozrywki z legendarnym odkopnięciem futbolówki w wykonaniu Antonio Conte. Włoska szkoła, niemiecka precyzja, globalna radość, ponieważ o takie postrzeganie naszej ukochanej dyscypliny sportu nic nie robiliśmy.
Jakie są Wasze ulubione piłkarskie wpadki? Dajcie znać w komentarzach!
Mateusz Połuszańczyk

Przeczytaj również