Manifest przeciw idiotyzmowi na trybunach. Niemcy muszą dać przykład i zjednoczyć się w walce z chamstwem

Manifest przeciw idiotyzmowi na trybunach. Niemcy muszą dać przykład i zjednoczyć się w walce z chamstwem
screen z youtube.com
„Skandal”. Tak piszą media o tym, co stało się na Rhein-Neckar-Arena. Wydarzenia z meczu Hoffenheim z Bayernem Monachium zszokowały cały futbolowy świat. Na całe szczęście, idiotyzmowi obecnych na stadionie kibiców gości dorównała klasa piłkarzy. Spotkanie dokończyli, ale w sposób, który zostanie zapamiętany na długie lata. I zapewne zostanie uznany za symbol walki o to, by w futbolu rządziły wartości sportowe.
Wszyscy dobrze wiemy, jaki jest stosunek niemieckiego środowiska fanowskiego do RB Lipsk. Niedawno na łamach Meczyków ukazał się nawet tekst na ten temat. Klub Dietricha Mateschitza to obecnie uosobienie wartości, które u naszych zachodnich sąsiadów uważane są za niepożądane w futbolu. Wcześniej jednak anty-ulubieniec kibiców był inny. Za największy „sztuczny twór” uznawano TSG 1899 Hoffenheim.
Dalsza część tekstu pod wideo
I chociaż nienawiść do „Wieśniaków” przyćmiła antypatia do „Byków”, to w sobotę osiągnęła skandaliczne apogeum, które poskutkowało protestem ze strony głównych bohaterów widowiska. Dzień później sytuacja powtórzyła się w Berlinie. Należy więc zadać sobie pytanie. Skąd takie manifesty? I czy naprawdę stoją one w obronie prawdziwych futbolowych ideałów?

Preludium: Wojna informatycznego potentata z kibicami

Najmocniej Dietmarowi Hoppowi dostawało się od trybun na Signal Iduna Park. Najwierniejsze i najbardziej „bezpośrednie” środowiska kiboli BVB niejednokrotnie pokazywały, co sądzą o inwestorze klubu z Sinsheim. Wulgarne transparenty i obraźliwe okrzyki były stałym punktem wizyt Hoffenheim w Dortmundzie. Wszystko dlatego, że ktoś ośmielił się namieszać w „klasycznym” układzie sił niemieckiego futbolu dzięki wsparciu finansowemu.
Biznesmen kilka lat temu zagroził, że poda atakujących go kibiców do sądu. Ci odpowiedzieli... nasilając swoje działania przy najbliższej okazji. W końcu wytoczył proces i kilkadziesiąt osób dostało zakazy stadionowe. Jak można się domyślać, skutki były takie same. Hoppowi znowu się oberwało, tym razem interweniowała federacja. W poprzednim sezonie zagroziła sankcjami, ale ich nie wprowadziła. Aż nadszedł grudniowy mecz obu drużyn.
Borussia występowała w roli gości, ale to nie przeszkodziło grupie przyjezdnych kibiców w kontynuowaniu haniebnych ataków na osobę człowieka, który wprowadził „Wieśniaków” do Bundesligi. DFB postanowiła więc wcielić swoje groźby w życie. Ogłoszono, że grupy z Dortmundu nie przyjadą na Rhein-Neckar-Arena przez następne dwa lata, a klub Łukasza Piszczka zapłaci rywalom za pozostawione puste miejsca. Krok zdecydowany, ale jak najbardziej uzasadniony.
Sytuację podgrzał jeszcze komentarz właściciela Hoffenheim, który w obliczu niedawnego ataku w Hanau zasugerował, że trybuny opanowała „skrajna prawica”. Stwierdził również, że przydałoby się sprawdzić, czy powiązania z incydentem nie miały ugrupowania ultrasów. To tym bardziej ich rozjuszyło. Podczas sobotniego spotkania BVB z Freiburgiem pojawiły się kolejne transparenty, tym razem odwołujące się do „wykorzystywania zdarzeń z Hanau” (prawicowy ekstremista zamordował tam kilkanaście osób - przyp. autor.). Ruch „against modern football” był po prostu wściekły.
Do takiego z pewnością należą fani Bayernu, którzy prowadzą otwartą wojnę z Red Bullem. Tym razem postanowili wesprzeć odwiecznych rywali i w ramach odwetu za ukaranie braci z żółto-czarnego obozu, postanowili poinformować pana Hoppa o tym, że jest „skurw******”. I tutaj dochodzimy do dzisiejszych wydarzeń.

Akt I: Skandal w Sinsheim

67. minuta meczu. Bayern prowadzi na stadionie Hoffenheim 6:0, a na trybunach pojawiają się wspomniane transparenty. Sędzia podejmuje odważną decyzję i zarządza przerwanie gry. Tego typu incydent szokuje wszystkich, włączając w to sztab i piłkarzy drużyny z Monachium. Reakcja jest niemal natychmiastowa – przedstawiciele mistrzów Niemiec idą pod trybunę, aby zażegnać chamstwo.
Bodaj najgłośniejszym z grupy uspokajających był David Alaba, który w Hoffenheim spędził kiedyś pół roku na wypożyczeniu. Problem udało się zażegnać, ale tylko na chwilę. Po dziesięciu minutach obraźliwe transparenty powróciły. Spotkanie znowu przerwano, a do kibiców wybrała się tym razem grupa poszerzona o Hasana Salihamidzicia oraz Olivera Kahna, który wściekły przeskoczył przez banery reklamowe. Karla-Heinza Rummenigge powstrzymali jedynie piłkarze.
Kibole pozostali jednak nieugięci. Zespoły zeszły więc z boiska i czekały na dalszy rozwój wydarzeń w strefie mieszanej. Trybuny zaczęły się opróżniać, zamieszanie powoli przygasało. Piłkarze powrócili więc na murawę, aby dokończyć mecz, przy okazji dając do zrozumienia, co sądzą o takim zachowaniu. Przez kilkanaście minut wymieniali piłkę i rozmawiali w środkowej strefie boiska. Nie było podziałów, nie było walki. Razem postanowili zbojkotować chamstwo na trybunach.

Akt II: Kontynuacja

Kolejny dzień, niedziela. Union gości Wolfsburg. Zapowiada się interesujące spotkanie, obie drużyny wciąż mogą jeszcze powalczyć o miejsce w Lidze Europy. Można było się zdziwić, chcąc włączyć drugą połowę, bo... pierwsza wciąż trwała. Zegar wskazywał właśnie dwunastą minutę doliczonego czasu. W obliczu wcześniejszych wydarzeń łatwo było domyślić się, skąd takie przedłużenie. Kibole ze stolicy również postanowili zaatakować Hoppa.
Znowu sędziowie zarządzili opuszczenie murawy, a rolę mediatorów wzięli na siebie piłkarze. Rafał Gikiewicz i spółka zdołali przekonać obrażających biznesmena do ściągnięcia transparentu sugerującego, że jest synem kobiety lekkich obyczajów. Gra została wznowiona, spotkanie dokończono. To dowiodło jednak, że do kiboli nie trafiła wiadomość od piłkarzy Bayernu i „Wieśniaków” oraz ich sztabów szkoleniowych.
Niemieckie środowisko kibicowskie wypowiedziało wojnę Hoppowi. Nie są w stanie znieść tego, że domaga się kar, że nie ignoruje zaczepek i obrazy z ich strony. Jak może mieć czelność bronić swojego dobrego imienia, obrażanego z kompletnie absurdalnego powodu? Dlaczego Federacja śmie angażować się w całą sytuację? Groźby ze strony ultrasów z Bawarii mówią same za siebie – nie zamierzają wycofywać się z ataków na człowieka, który, jak zwrócił uwagę Michał Trela, sponsoruje ich klub.
Jeśli chcecie przerywać mecz za każdym razem, gdy obelgi pojawią się na trybunach, to już nigdy nie zagracie przez 90 minut. Ta przerwa była nadmierna i absurdalna – napisali przedstawiciele kiboli Bayernu. Rummenigge za to dał jasno do zrozumienia, że jest gotów stanąć po stronie dobrego znajomego i kolegi po fachu. Nieważne, czy przeciwko swoim, czy innym kibicom. Wezwał też futbolowe władze Niemiec do podjęcia odpowiednich działań.

Manifest prawdziwych piłkarskich wartości

Mieliśmy już jeden słynny mecz na „chodzonego”. „Hańbę w Gijon”, czyli starcie Niemców i Austriaków na mundialu w 1982 roku zapamiętamy jednak z powodów negatywnych. Sobotnie zachowanie graczy Bayernu i Hoffenheim będzie za to wspominane jako manifest jedności i prawdziwych sportowych wartości.
Kibole „Die Roten” i wszyscy, którzy ich wspierają, twierdzą, że to oni właśnie takie reprezentują. Tymczasem im zaprzeczyli. Piłka nożna ma jednoczyć, ma być dobrem ogólnym. Nie dzielić na równych i równiejszych, czystych i brudnych, prawdziwych i sztucznych. To sport, widowisko, a w Niemczech przed zepsuciem go przez nadmierny napływ pieniędzy chroni go zasada „50+1”, która przez 20 lat ograniczała wpływ Hoppa na klub z Sinsheim.
Zresztą biznesmen to ktoś więcej, niż tylko bogaty człowiek z kaprysem. Zainwestował w zespół, dla którego grał jako młody chłopak. Czy to właśnie nie jest futbol w najczystszej postaci? Przywiązanie do drużyny z dzieciństwa, chociaż grała w niższych ligach, to jedna z najpiękniejszych pierwotnych piłkarskich wartości. Hoffenheim nie wydaje setek milionów euro, nie kupuje gwiazd. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że to jedna z najlepiej zarządzanych niemieckich ekip.
Wszyscy piłkarze i pracownicy Bayernu stanęli po stronie rywali. Razem z nimi poszli do kibiców gospodarzy, jednocześnie przepraszając i dziękując za wsparcie. Za to, że pozostali, aby zobaczyć ich manifest przeciw nienawiści i chamstwu na trybunach. My za to zapamiętamy ich jako obrońców prawdziwych piłkarskich wartości. Jasne, idea walki biednych z bogatymi, jak w przypadku Pauli i HSV dodaje kolorytu, ale tam ma to wymiar symboliczny. Tutaj jednak było czyste chamstwo.
Powiedzmy sobie krótko – idiotyzm na trybunach należy tępić. To, co działo się na sektorze gości na Rhein-Neckar-Arena, co miało miejsce w Köpenick oraz wszelkie podobne temu incydenty nie powinny nigdy się powtórzyć.
Wielu winnych zostało już zidentyfikowanych. Można spodziewać się, że zostaną ukarani. To jednak zawodnicy Bayernu i Hoffenheim pokazali nam coś naprawdę ważnego. Nie możemy pozostać obojętni – musimy sprzeciwić się haniebnym praktykom kiboli. Czy to rasizm, czy homofobia, czy obrażanie kogokolwiek. Dlatego zapamiętajmy przede wszystkim ich postawę i to, czego bronili, a nie chamstwo na trybunach.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również