Miał jechać na MŚ, z własnej woli nie zagra do stycznia. Jego agent bił się z prezesem klubu. "Ryzykowna gra"

Miał jechać na MŚ, z własnej woli nie zagra do stycznia. Jego agent bił się z prezesem klubu. "Ryzykowna gra"
Christian Bertrand / Shutterstock.com
W poprzednim sezonie La Liga był najskuteczniejszym hiszpańskim napastnikiem i wiele wskazywało na to, że pojedzie z kadrą na MŚ w Kataru. Raul de Tomas podjął jednak ryzykowną grę o swoją przyszłość. Efekt? Teraz do stycznia nie będzie grał w oficjalnych meczach.
5 czerwca tego roku. Reprezentacja Hiszpanii mierzy się w spotkaniu dywizji A Ligi Narodów z Czechami. Na boisku w barwach “La Furia Roja” od pierwszej minuty występuje Raul de Tomas. Dla 27-latka to czwarty mecz w kadrze. Zadebiutował w niej niedługo wcześniej, bo w listopadzie 2021. Dla wychowanego w akademii Realu Madryt napastnika mecz z naszymi południowymi sąsiadami jest jednocześnie zwieńczeniem świetnego sezonu w barwach Espanyolu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pewnie ani sam zawodnik, ani też jego ówczesny klub nie spodziewali się wtedy, w jakich okolicznościach zakończy się ich współpraca. Najskuteczniejszy hiszpański napastnik La Liga w sezonie 2021/22 właśnie odszedł z klubu tylnymi drzwiami. We wtorek 13 września został nowym zawodnikiem Rayo Vallecano. Tam jednak będzie mógł zadebiutować dopiero w styczniu. A to z kolei ma poważne konsekwencje dla całej jego kariery.

Operacja “lato RdT”

Miał wszystko, by zostać jedną z legend Espanyolu. Prawdopodobnie pojechałby też na nadchodzące mistrzostwa świata. Te plany Raula de Tomasa są już jednak przeszłością. Piłkarz, za którego “Papużki” zapłaciły Benfice w styczniu 2020 roku aż 22,5 mln euro, właśnie powrócił na stare śmieci do Rayo, za kwotę wynoszącą “marne” osiem mln, która po uwzględnieniu zmiennych może dobić do 11 mln. Tym samym operacja “lato RdT” dobiegła końca. Co istotne, już po zamknięciu okna transferowego na najważniejszych europejskich i światowych rynkach. Co więc z tego, że sam zawodnik dopiął swego, uciekł z klubu, w którym już nie chciał występować, skoro w starym-nowym zespole zagra dopiero styczniu. Straci ponad trzy miesiące gry. I rzecz jasna nie pojedzie na mundial.
- Espanyol publicznie zakomunikował, że Raul nie jest na sprzedaż i jeśli ktoś będzie chciał go pozyskać, musi się liczyć z zapłatą klauzuli opiewającej na 70 milionów euro. Sam piłkarz bardzo chciał odejść z zespołu. Koniec końców pojawiła się oferta Rayo, która była chyba najlepszą opcją, bo pozwoliłaby uniknąć problematycznych sytuacji w szatni. Tak przynajmniej uważa sam klub. Oferta Rayo była też jedyną, która trafiła do “Papużek” - opowiada nam Alberto Martinez, dziennikarz zajmujący się Espanyolem w “Diario AS”.

Złożona historia

Właśnie ten brak ofert jest chyba największym problemem, który spotkał 27-latka - zresztą nie po raz pierwszy w karierze. Gdy De Tomas trafił do Espanyolu dwa i pół roku temu, miał w ciągu sześciu miesięcy przede wszystkim uratować “Blanquiazules” przed spadkiem do Segunda Division. I choć początek był naprawdę obiecujący (pięć goli w pierwszych pięciu meczach), potem nastała pandemia, po której napastnik zupełnie stracił formę. Barceloński zespół z hukiem opuścił hiszpańską elitę, a de Tomas usilnie chciał opuścić tonący okręt.
Ostatecznie, mimo usilnych próśb, wręcz błagania ze strony samego zawodnika, przy braku konkretnych ofert pozostał w klubie grającym na zapleczu La Liga. Przezorny zawodnik zmienił wówczas agentów, by taka sytuacja nie powtórzyła się w przyszłości. A do jego ciężkiej głowy świetnie trafił trener Vicente Moreno, pod którego wodzą Espanyol zanotował szybki awans. De Tomas zaś najpierw wywalczył Trofeo Pichichi dla najlepszego strzelca Segunda Division, by w kolejnym sezonie sięgnąć wspólnie z Iago Aspasem po Trofeo Zarra - nagrodę przyznawaną najbardziej bramkostrzelnemu Hiszpanowi w najwyższej lidze.
To jednak nie sam Raul de Tomas doprowadził Espanyolu do spadku, ani też nie tylko jego 23 gole sprawiły, że zespół po sezonie powrócił do Primera Division. Najważniejszy tam od zawsze był zespół, lecz madrycki napastnik nie do końca to rozumiał. Skoro strzelał jak na zawołanie, chciał być traktowany jak gwiazda, na co pozwalały mu też warunki kontraktowe z Espanyolem. Z pensją w wysokości sześciu milionów euro za sezon był najlepiej opłacanym graczem w historii klubu. Tyle że w pewnym momencie chciał jeszcze więcej. Pragnął gry dla największych - Realu, Bayernu czy ekip z Premier League.
- To naprawdę złożona historia. Sam piłkarz był tak naprawdę traktowany na specjalnych warunkach, od kiedy tylko przyszedł do zespołu i to powodowało scysje w szatni. Zarówno klub, jak i sam piłkarz chcieli zakończyć tego lata współpracę, ale brak konkretnych ofert okazał się brzemienny w skutkach. W mojej opinii najbardziej winien jest jednak sam sobie de Tomas, w dalszej kolejności klub, a najmniej o całe to zamieszanie obwiniałbym trenera Diego Martineza - uważa nasz rozmówca.

Piłkarz traci najwięcej

Latem 41-letni szkoleniowiec z Vigo zastąpił na stanowisku pierwszego trenera Moreno, z którym zresztą de Tomas przestał się w pewnym momencie dogadywać. Było wiadome, że po przyjściu Martineza sytuacja nie ulegnie poprawie. Trener ten nie przepada za zawodnikami z wybujałym ego, a siłą Granady pod jego wodzą był ludzki kolektyw. To oznaczało, że dni napastnika na Cornella-El Prat są już właściwie policzone.
Mijały jednak kolejne tygodnie, w mediach pojawiały się coraz to nowe plotki dotyczące przyszłości de Tomasa, ale temat jego odejścia z Espanyolu stał w miejscu. Z perspektywy czasu wydaje się, że doniesienia o zainteresowaniu “Królewskich” czy mistrzów Niemiec były bardziej wytworem wyobraźni ze strony środowiska piłkarza. Espanyol być może popełnił błąd, tak usilnie tkwiąc przy zaporowej klauzuli, bo przecież w post-covidowej erze piłkarskiej ceny transferów trochę przystopowały. To jednak nie “Papużki” są największymi przegranymi tego całego zamieszania.
- Myślę, że najwięcej przez ten chaos traci jednak koniec końców sam Raul de Tomas. Pozostanie bez gry aż do stycznia i robi też krok wstecz pod względem sportowym. Rayo jest mimo wszystko zespołem o mniejszej historii czy potencjale niż Espanyol. “Papużki” na pewno stracą na tym transferze sporo goli, ale zyskają w innych ważnych kwestiach - uważa Alberto Martinez.

Musi być uwielbiany

Ostatnie tygodnie RdT były jedynie dramatycznym zakończeniem tej transferowej nie tyle sagi, co raczej taniej telenoweli. Odmowa treningów z zespołem, unikanie jakiejkolwiek komunikacji czy wreszcie bójka między prezydentem klubu Raúlem Martinem Presą i agentami zawodnika w obecności samego piłkarza. Z pewnością nie tak wyobrażali sobie jego odejście kibice “Los Pericos”, dla których De Tomas strzelił w sumie 45 goli w 89 występach.
Przygoda 27-latka z Espanyolem już jednak definitywnie się zakończyła. Teraz jest piłkarzem Rayo, a Estadio de Vallecas to miejsce, w którym czuł się chyba najlepiej w karierze. To właśnie tam strzelał najwięcej. To ten klub pozwolił mu wypłynąć na szerokie wody. Teraz Rayo znów wyciągnęło do niego pomocną dłoń, pobiło dla niego swój rekord transferowy i w zamian dostało zawodnika, z którego trener Andoni Iraola będzie mógł skorzystać przecież dopiero w nowym roku. Być może jednak najważniejszy jest klimat, w którym Hiszpan po prostu będzie mógł skupić się przede wszystkim na grze.
- Przyszła forma Raula de Tomasa zależy od kilku czynników. Musi trafić do szatni, w której poczuje się uwielbiany. Ten typ zawodnika potrzebuje specjalnego traktowania od trenera oraz pomocy od zawodników. Jeśli to odnajdzie w Rayo, zawsze może być napastnikiem, który przesądzi o końcowym wyniku - podsumowuje dziennikarz “Diario AS”.

Przeczytaj również