Miała być światowa potęga, jest masowy upadek klubów. Chińska piłka w wielkim kryzysie

Miała być światowa potęga, jest masowy upadek klubów. Chińska piłka w wielkim kryzysie
Xinhua / PressFocus
Jeszcze niedawno Chiny stanowiły dla środowiska piłkarskiego prawdziwe El Dorado o finansowej studni bez dna. Teraz jednak karta się tam odwróciła i za Wielkim Murem coraz częściej, zamiast o rekordowych transferach, słyszymy o upadkach kolejnych klubów. Katastrofa nie omija nawet tych największych.
Kiedy dekadę temu prezydent Chin Xi Jinping zapowiedział, że chiński futbol musi wyjść z cienia, wydawało się, że piłka na Dalekim Wschodzie zmieni się nie do poznania. I pod względem finansowym na pewno tak się stało. Futbolem zaczęły interesować się państwowe konglomeraty, które postanowiły zainwestować w ten sport naprawdę miliony. To dzięki nim do Chinese Super League ściągnięto cały tabun obcokrajowców, zarówno piłkarzy, jak i trenerów.
Dalsza część tekstu pod wideo
Teraz wszyscy oni, a właściwie ci, którzy w Chinach jeszcze zostali, próbują uciec stamtąd w prawdziwym popłochu. Wbrew oficjalnym intencjom rządowym, poziom tamtejszego futbolu, mimo naprawdę ogromnych inwestycji, wcale się znacząco nie podwyższył. Władze więc nie wytrzymały - kurek z pieniędzmi został zakręcony. Przy szalejącym kryzysie związanym z koronawirusem i problemach finansowych gigantów tamtejszego biznesu, oznacza to również spore kłopoty dla chińskich klubów - tych, które wciąż istnieją.

Skarbonki

Minione miesiące są bowiem fatalne dla chińskiej piłki klubowej. Tylko w ciągu ostatniego roku upadło już 16 klubów występujących dotychczas na trzech najwyższych poziomach rozgrywkowych. Ten największy z upadków dotyczy Jiangsu FC, który jeszcze niedawno był w stanie ściągnąć na ławkę trenerską postać pokroju Fabio Capello, a za transfery Ramiresa i Alexa Teixeiry zapłacić blisko sto milionów dolarów. Kolejne wielkie wydatki wreszcie przyniosły efekt w postaci ubiegłorocznego mistrzostwa Chin. Jednak po wycofaniu się z finansowania przez Suning Holdings Group, na co dzień właściciela również Interu Mediolan, klub w lutym ogłosił upadłość. Zaledwie trzy miesiące po sięgnięciu po tytuł najlepszej ekipy kraju.
- Kluby w Chinach padały już wcześniej, ponieważ w zdecydowanej większości są one własnością dużych koncernów, które je utrzymują. Gdy firmy te mają problemy, to logiczne, że nie będą płacić zawodnikom wielu milionów euro. Ale to fakt, że w ostatnich latach tych upadków było więcej. Jest to jednak w zupełności zrozumiałe, ponieważ kluby zaczęły wydawać tak duże pieniądze, że ciężko je było utrzymywać. W zdecydowanej większości kluby w Chinach nie zarabiają, są tylko skarbonkami, z których już pieniędzy się nie odzyskuje - mówi nam Maciej Łoś z “Piłkarskiego Państwa Środka”.
A przykłady marnowania pieniędzy w chińskim futbolu w ostatnich latach można mnożyć. Jednym z “najlepszych” jest pobyt Carlosa Teveza w Shanghai Shenhua. Argentyńczyk spędził na Hongkou Stadium tylko rok, ale zainkasował za to aż 40 milionów euro, a biorąc pod uwagę tylko cztery gole strzelone przez niego w tym samym czasie, okazał się on dość średnim wydatkiem. Z kolei jego rodak, Dario Conca, kiedy w 2011 roku podpisał kontrakt z Guangzhou Evergrande, z miejsca stał się trzecim najlepiej opłacanym piłkarzem na świecie, zaraz po Cristiano Ronaldo i Leo Messim.

Coraz mniej klubów i gwiazd

To właśnie Guangzhou Evergrande, a właściwie już Guangzhou FC, zdominowało ostatnie lata w chińskim futbolu. Od 2011 roku tylko dwukrotnie nie sięgnęło po mistrzostwo kraju, zajmując wtedy zresztą i tak drugie miejsce. To ten klub zatrudniał też w roli trenerów mistrzów świata - Marcelo Lippiego, a ostatnio Fabio Cannavaro, który był wówczas jednym z najlepiej opłacanych szkoleniowców na świecie. Zdobywca Złotej Piłki niedawno jednak odszedł, a dodatkowo w miejscu stanęła także budowa perły w koronie “Południowochińskich Tygrysów” - nowego stadionu, który ma pomieścić sto tysięcy kibiców i reklamowany jest jako największy obiekt piłkarski na świecie.
- Problem Guangzhou FC jest ściśle związany z potężnym kryzysem, który dotknął jego większościowego udziałowca Evergrande Real Estate Group. Jeszcze kilka lat temu Chińczycy z dumą mówili, że zespół z Tianhe Stadium jest potencjalnie najbogatszym klubem na świecie. Okazało się jednak, że Evergrande to kolos na glinianych nogach. Nie jest to jednak duże zaskoczenie. Oprócz Evergrande oraz Jiangsu Suning, również potężna Wanda Group przestała inwestować tak duże pieniądze w Dalian Pro. Na skraju upadku w zeszłym roku znalazł się także Tianjin Jinmen Tiger, który przestał być finansowany przez Tiencińską Strefę Rozwoju Ekonomicznego i Technologicznego (TEDA). Kilka tygodni temu o problemach oficjalnie poinformował z kolei Henan Songshan Longmen - wymienia Łoś.
Hulk, Graziano Pelle, Stephan El Shaarawy, Paulinho, Didier Drogba, Javier Mascherano, Nicolas Anelka, Ezequiel Lavezzi, Alexandre Pato - to tylko część z plejady gwiazd, która przewinęła się w ostatnich latach przez Chinese Super League. W obecnym sezonie CSL na próżno szukać jednak w niej piłkarzy o takim statusie - może oprócz Oscara i Marouane'a Fellainiego. Oni jednak swoje kontrakty podpisali jeszcze przed wprowadzeniem nowych regulacji, w myśl których nałożono limity na pensje dla zagranicznych zawodników. O nowe gwiazdy będzie więc teraz naprawdę ciężko.

Zawiły problem kadry

Chińskie władze ograniczają możliwości sprowadzania zagranicznych zawodników nie tylko dlatego, by zminimalizować wydatki tamtejszych klubów, ale także ze względu na chęć wzmocnienia reprezentacji Chin. Ta bowiem od lat dołuje i bezskutecznie próbuje dostać się na mistrzostwa świata, na których dotychczas zagrała ledwie raz (w 2002 roku) i nie zdołała na nich strzelić choćby gola.
- Problem jest bardzo zawiły i ma na niego wpływ wiele czynników. Po pierwsze, obecna generacja reprezentantów Chin została jeszcze wykształcona przed “boomem futbolowym” w kraju, zanim przy klubach powstały potężne akademie piłkarskie. Na owoce ich pracy trzeba jeszcze trochę poczekać. Po drugie, ze względu na bardzo duże pieniądze w CSL, Chińczycy nie mieli potrzeby opuszczać kraju i szukać szczęścia w Europie, gdzie zarabialiby nieporównywalnie mniej. Po trzecie, do Chin trafiali w ostatnich latach przede wszystkim zawodnicy ofensywni, którzy podnosili poziom ligi, ale zabierali także miejsce w ataku rodzimym piłkarzom - wymienia problemy “Drużyny Smoków” Łoś.
W CSL brakuje dobrych rodzimych napastników. Ma to ogromny wpływ na reprezentację, w której Wu Lei z Espanyolu, zdecydowanie największa gwiazda chińskiego futbolu ostatnich lat, otoczony jest naturalizowanymi piłkarzami z Brazylii. Na pewno kadrowiczom nie pomaga też fakt, że tamtejsza federacja na czas meczów eliminacyjnych postanowiła zawiesić rozgrywki ligowe. Nikt nie pomyślał jednak o tym, że przez to piłkarzom będzie po prostu brakowało rytmu meczowego.

Nadzieja tuż, tuż

Na razie reprezentacja Chin po czterech meczach trzeciej rundy eliminacji ma na swoim koncie zaledwie trzy punkty i w tabeli grupy B zajmuje piąte, czyli przedostatnie miejsce. Choć podopieczni Li Tie wciąż jeszcze teoretycznie mają szansę na awans do dalszej fazy, Katar bez wątpienia wydaje się dla nich coraz bardziej odległy. Jeśli stanie się on niemożliwy do realizacji, wyzwaniem numer jeden dla chińskiej kadry stanie się Puchar Azji 2023.
- Zawsze powtarzam, że to największa nadzieja na krok do przodu dla chińskiej piłki, zaraz obok Klubowych Mistrzostwa Świata w nowej formie, które miały pierwotnie odbyć się w tym roku. Powstają kolejne wielkie stadiony, nowa infrastruktura. Jeśli na kontynentalnym czempionacie Chiny zaprezentują się tak dobrze jak w 2004 roku [jako gospodarze “Drużyna Smoków” zdobyła wówczas wicemistrzostwo - przyp. red.], może rozpocząć się piłkarska gorączka. 17 lat temu finał z Japonią oglądało aż 300 milionów osób - mówi Łoś.
Bez wątpienia sukces na wielkiej imprezie może być katalizatorem dla chińskiego futbolu. W dalszej perspektywie nowe obiekty i rozwój infrastruktury z pewnością uczynią dużo więcej dobrego niż podstarzałe gwiazdy europejskiego futbolu udające się do Chin często na dogranie do sportowej emerytury. To powinno wręcz pójść w drugą stronę:
- Chiński futbol potrzebuje też piłkarzy grających w Europie, którzy zwiększą zainteresowanie fanów i będą dużym wzmocnieniem reprezentacji. Wu Lei jest obecnie jedynym przedstawicielem Chin w topowych ligach europejskich i gołym okiem widać, jak bardzo potrzeba większej liczby takich graczy. Obawiam się jednak, że przynajmniej dwa najbliższe lata będą dla kibiców chińskiej piłki naprawdę trudne - przewiduje nasz rozmówca.

Przeczytaj również