Motywował graczy filmami porno, walczył z synem dyktatora, teraz ma dokonać cudu. Szaleniec wraca do gry

Motywował graczy filmami porno, walczył z synem dyktatora, teraz ma dokonać cudu. Szaleniec wraca do gry
screen youtube
Kontrowersyjny, ekscentryczny, barwny. Taki jest nowy trener Crotone i Arkadiusza Recy. Czy okaże się zbawieniem, ratując klub przed spadkiem z Serie A? Niewielu w to wierzy. Serse Cosmi to jednak postać nietuzinkowa i zasłużona w światku włoskiej piłki. Wokół niego urosło dziesiątki legend. Oto tylko niektóre z nich.
Trener, który, jak mówią, zrobił się sam. Serse Cosmi, optymistyczny perugijczyk, zawsze z wielką pasją kultywował piłkarską religię, nie przejmując się zbytnio, gdy przez wiele lat zmuszano go do pracy z amatorami. Pracował bez wytchnienia wśród rzeźników, pasterzy i urzędników w ekipach, które nawet wieloletnim sympatykom calcio niewiele mówią. Pontevecchio, Arezzo. Kto by to pamiętał. Ale prawda jest taka, że to niezwykle inteligentny i bystry szkoleniowiec. Ukończył słynny “uniwersytet” trenerski w Coverciano, skąd wyszedł z bardzo wysoką oceną 110 i wyróżnieniem, przedstawiając pracę zatytułowaną “Il trequartista”. Zawsze był zwolennikiem grania 3-5-2, a boiskowe “dziesiątki” wielbił i nadawał im olbrzymie znaczenie. No tak, ale to nie z duszy taktyka, ani nawet z faktu, że praktycznie nie zdejmuje “bejsbolówki”, znana jest postać Cosmiego. We Włoszech to postać-instytucja.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Czy masz ochotę trenować Perugię?
To pytanie, zadane z zaskoczenia 4 lutego 2000 r., trafiło do niego jak kula z rewolweru. Umysł Cosmiego szybko zaczął odtwarzać przeszłość: dzieciństwo nad brzegiem Tybru, potem Pontevecchio, mundialowe gole Paolo Rossiego… Taśma nie przestawała się kręcić tam i z powrotem. Wrócił do rzeczywistości. Siedział w biurze prezesa Luciano Gaucciego, ekscentrycznego właściciela Perugii, który szukał bojownika, z którym mógłby pójść na wojnę. Dla 42-letniego fachowca ten klub był czymś więcej niż tylko marzeniem.
- Tak. Czuję, że mogę to zrobić.

Nietypowe metody

Kilka lat wcześniej był nikim. Prowadził swoje czwartoligowe Pontevecchio na polach kukurydzianych, a najbardziej dał się poznać z hm, powiedzmy sobie, niecodziennych sesji motywacyjnych.
Jego szalony pomysł zrodził się w sobotę rano, w przededniu meczu ligowego. Poszedł do sklepu w Perugii, żeby kupić... film porno. Podczas podróży zaproponował więc podopiecznym trochę inną odprawę meczową. Włożył kasetę do magnetowidu, a na ekranie pojawiła się brunetka z ogromnym biustem. Tytuł filmu? “Cycolina na mistrzostwach świata”. Gracze przez chwilę osłupieli, potem cały autobus ryknął śmiechem. Chyba poskutkowało, bo zespół wracał do domu z trzema punktami i twardszymi charakterami. Następnie poszedł o krok dalej. Po co oglądać wdzięki w telewizji, skoro można obejrzeć to na żywo? Po prostu zabierał ich do klubu ze striptizem.
- Muszę powiedzieć, że żaden inny ruch, ani pomysł taktyczny nie okazał się bardziej skuteczny. Od tego czasu porno przed spotkaniem stało na porządku dziennym. Być może to już kwestia przyzwyczajenia, albo przesądu. W szatni zawsze byłem jednym z nich - zachwalał swoje relacje z zawodnikami Cosmi.
Z kolejną drużyną, Arezzo, eksperyment nie miał już takiego powodzenia.
- Twarze dyrektorów, pewne słowa szeptane do uszu i jednoznaczne spojrzenia zmusiły mnie do naciśnięcia “stop” na pilocie. Cóż, pomyślałem, seks niszczy tych, którzy tego nie robią - wspominał trener, który dopiero wchodził do poważnej piłki.
Odrzucił goliznę i zaproponował wspólne słuchanie głośnej muzyki. Kliknęło. Ekipa już po roku awansowała z Serie C do zaplecza włoskiej ekstraklasy. Najlepsze teraz miało nadejść.

Jak ujarzmić Wieżę Babel

Kiedy ponad 21 lat temu Cosmi otrzymał nominację na trenera “Il Grifoni”, Gaucci otwierał właśnie projekt, który miał zrewolucjonizować włoski futbol: wzmacniać drużynę nieznanymi talentami, a następnie sprzedawać ich za fortunę, zgodnie z wytycznymi tzw. operacji Nakata. Japończyk, który przybył do Perugii za trochę ponad 3 miliardy lirów (3,5 mln euro), odszedł po dwóch latach za 10-krotność tej ceny. Wszystko powinno się kręcić wokół intensywnej działalności rozpoznawczej piłkarzy z każdego zakątka świata.
Na potrzeby nowej polityki ustalono tożsamość idealnego trenera. Ta idealnie odpowiadała profilowi Cosmiego: nieznany fachowiec, spoza Serie A i B, o silnym charakterze, ale jednocześnie chętny do przyjmowania wytycznych klubu. Cosmi był niezmiernie zafascynowany tym dziwnym projektem. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej Gaucci tonował nastrój.
- Nie mówmy na razie o długoletniej umowie - zastrzegł prezes. Cosmi zaryzykował. - Mój kontrakt to Perugia, a nie papierek i kilka zdań na nim - odpowiedział.
W ten sposób “kupił” nowego pracodawcę. Płaca w wysokości 150 milionów lirów na sezon, ledwie 20 więcej niż to, co gwarantował mu wcześniej trzecioligowiec. W umowie jedna klauzula: opcja przedłużenia “małżeństwa” na kolejne cztery sezony. Cosmi miał rok, żeby przekonać Gaucciego.
Wyszedł ze spotkania i natychmiast rozpoczął pracę zwiadowczą, która pozwoliłaby Perugii wyjść poza jej własny wymiar. Właściciel bardzo mu pomógł. Urządził mu niemalże stację kosmiczną, swoiste centrum multimedialne: pokój z ośmioma ekranami i możliwością nagrywania 16 meczów jednocześnie z całego świata. Na dachu budynku 5 anten satelitarnych i łącze internetowe. Wszystko dla sprawdzania danych i statystyk każdego gracza, który włożył korki i zameldował się na boisku. Uwaga skupiona była na wschodzących krajach piłkarskich, ale także na Belgii, Szwajcarii, Chorwacji, Polsce, Skandynawii i Rosji. Tam, gdzie “łatwo dopaść ofiarę”. Potem oczywiście klasyka gatunku: Ameryka Południowa, Japonia, Chiny. No i szczególny nacisk położono na Afrykę.
Tak do klubu trafił Koreańczyk Jung Hwan Ahn i Argentyńczyk Pablo Guinazu. Również i włoski rynek Perugia przeczesała na wskroś. Opłaciło się. Profesjonalne kontrakty podpisali m.in. Marco Di Loreto oraz Fabio Liverani, którzy w późniejszych latach robili całkiem niezłe kariery na Półwyspie Apenińskim. Z Cruzeiro wrócił utalentowany boczny obrońca Ze Maria, a z Evertonu kapitan: niejaki Marco Materazzi. W Anglii poznał się tylko od złej strony: 27 występów i 4 czerwone kartki. Sześć lat później został mistrzem świata. To na jego klatce piersiowej Zinedine Zidane efektownie zakończył karierę.
Perugia pod okiem anonimowego trenera zaczęła nabierać kształtów.
Z Materazzim od razu zaiskrzyło. Pierwsza kłótnia? Jakoś od razu po przyjeździe Junga Hwana Ahna. Trener przedstawiał go drużynie. Zobaczył opaskę kapitana na ramieniu Giovanniego Tedesco i poznał go z Koreańczykiem. Wtedy podszedł Materazzi i skierował swoje słowa do Cosmiego.
- Mister, pan nawet nie wie, kto jest kapitanem Perugii. Ja nim jestem - mocno nacisnął. Ten nie stracił rezonu. - O nie, kochany. Ja zdecyduję o tym, kto będzie kapitanem. Jeśli ci to nie odpowiada, możesz usiąść - zareagował.
Starcie dobiegło końca. I tak zaczęła się między nimi wielka przyjaźń.

Po Intertoto prosto w dół

Cosmi na ławce trenerskiej zamieniał się w demona. Wiercił się, krzyczał, wydawał się opętany. Nosił elegancki garnitur, zawiązywał krawat, zaś głowę przykrywał… czapką bejsbolówką, najprostszą, jak z osiedlowego bazaru. Jak przyznawał, nosił ją z powodu fizycznych defektów. Najprościej mówiąc, nie mógł się pogodzić z łysieniem. Szybko stał się też osobowością telewizyjną. Wulkaniczny charakter, ekscentryczny styl i kultowa czapka wypełniły rozrywkowe salony.
Sezon 2000/01 zakończył z Perugią na jedenastym miejscu. 42 punkty. - O 32 oczka więcej niż przewidywali tzw. eksperci - grzmiał zuchwalczo podczas wywiadu.
Kolejna kampania była jeszcze lepsza. “Gryfoni” zajęli ósmą lokatę. Pomimo transferów Materazziego do Interu i Liveraniego do Lazio, malutka Perugia umocniła status “pierwszego wśród prowincjuszy”. Z wolnego rynku wyłapała Fabio Grosso, wziętego z czwartej ligi. Przyszły mistrz świata niczym się nie wyróżniał. Ot, dość statyczny rozgrywający. - Nie zagrałby ani minuty w tej roli nawet w Serie B - komentował Cosmi. Przeniósł go na lewe skrzydło i stworzył potwora.
Niestety, ale musiał też znosić kaprysy właściciela. W 2003 roku w środkowych Włoszech wylądował syn libijskiego przywódcy Muammara Kaddafiego. Mówi się, że Gaucci został zachęcony do podpisania z nim kontraktu przez premiera Włoch Silvio Berlusconiego, jako sposób na poprawę stosunków między Italią, a afrykańskim krajem rządzonym przez krwawego despotę. Kariera Saadi-Ala jednak nie wyszła poza boisko, ponieważ oblał testy dopingowe zaledwie po trzech miesiącach od wejścia do szatni Perugii. Po okresie banicji wreszcie otrzymał szansę, by zabłysnąć, występując przez 15 minut jako rezerwowy w wygranym 1:0 spotkaniu z Juventusem. Pomimo zatrudnienia Diego Maradony jako konsultanta technicznego i zhańbionego dopingową przeszłością kanadyjskiego sprintera Bena Johnsona jak osobistego trenera, Kaddafi nie był wystarczająco dobry, by utrzymać się w elicie. Cosmi załamywał ręce nad jego dyspozycją. Wielokrotnie znajdował wymówki, by nie uwzględniać “syna libijskiej ziemi” w składzie. Miał i tak sporo innych problemów na głowie.
Zwycięstwo w Pucharze Intertoto, dziwnym tworze europejskiej centrali, zmuszającym kluby do gry w lipcu, było tylko dobrym zwiastunem kiepskiego czasu Perugii. Awans do trzeciej rundy Pucharu UEFA poprzedzał wpadki w lidze i zmierzanie klubu w otchłań drugiej ligi. A Cosmi, po odejściu z Perugii,, coraz częściej zmieniał otoczenie. Po zaledwie 24 meczach zwolniono go z Udinese, długo też nie zagrzał miejsca w Genoi. Rekord pobił w Palermo. Pokazano mu drzwi po zaledwie miesiącu. Gdy przejmował jakąś ekipę z Serie A, zwykle zostawiał ją na samym dnie, albo przynajmniej w strefie spadkowej. Ostatnio po 16 latach wrócił do swojego domu. Perugii. Zamknął klamrą karierę, zrzucając “Gryfonów” do trzeciej ligi. Teraz ma zbawić Crotone Arkadiusz Recy. Cudu raczej nie można się spodziewać. Kilku nowych pikantnych historii? Zdecydowanie tak.

Przeczytaj również