Najlepszy klub w Europie? Obecnie tylko ligowy średniak. "Wtedy zaczęły się problemy"

Najlepszy klub w Europie? Obecnie tylko ligowy średniak. "Wtedy zaczęły się problemy"
Li Ying / PressFocus
Za kilka dni minie rok odkąd Thomas Tuchel został szkoleniowcem Chelsea. Niemiec przejmował zespół mocno zagubiony, mający swoje problemy, a niemal z miejsca stworzył maszynę, która była po prostu nie do zdarcia. “The Blues” w imponującym stylu wygrali Ligę Mistrzów i mogło się wydawać, że w tym sezonie będą przynajmniej tak samo mocni. Może nawet mocniejsi. Rzeczywistość okazała się jednak mniej cukierkowa.
Tuchel menedżerem Chelsea został dokładnie 26 stycznia 2021 roku. Potrafił momentalnie posprzątać bałagan, który zastał na Stamford Bridge. Trudno było już odrobić pokaźne straty w Premier League, ale tam osiągnął cel minimum. Zajął czwarte miejsce, co dało ekipie z Londynu pewny udział w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Coś ekstra, i to bardzo ekstra, dołożył z drużyną właśnie w Champions League. Chyba nikt na koniec 2020 roku nie spodziewał się, że po tytuł najlepszej drużyny w Europie sięgnie właśnie klub z niebieskiej części stolicy Anglii.
Dalsza część tekstu pod wideo

Potrzebny napastnik

Tuchel z miejsca postawił przede wszystkim na uporządkowanie gry defensywnej, co udało mu się kapitalnie. Chelsea nie strzelała może dużo goli, ale praktycznie w ogóle ich nie traciła. Edouard Mendy co rusz mógł dopisywać sobie kolejne czyste konta, a wyniki w stylu 1:0 czy 2:0 stały się normą w meczach “The Blues”.
Trudno było jednak nie zauważyć wyraźnego problemu, jakim był brak bramkostrzelnego napastnika. Wystarczy wspomnieć, że w poprzednim sezonie Premier League najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu był Jorginho, który zdobył siedem bramek. Wszystkie z rzutów karnych.
Jorginho
Flashscore
Gdy więc przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek nadarzyła się okazja, by sprowadzić Romelu Lukaku, jednego z czołowych napastników świata, który przez dwa lata strzelił w barwach Interu Mediolan aż 64 gole, nikt w Londynie nie zastanawiał się dwa razy. Wyłożono na stół 115 mln euro, a samemu zawodnikowi zaproponowano rekordową pensję w wysokości 450 tysięcy funtów tygodniowo. Drugi pod tym względem N’Golo Kante otrzymuje 290 tysięcy. Specjalnie dla Belga stworzono więc niezły komin płacowy.

Start zgodnie z planem

Chelsea, która w drugiej połowie rozgrywek 2020/21 imponowała praktycznie pod każdym względem, ale brakowało jej snajpera z prawdziwego zdarzenia, latem właśnie takiego pozyskała. Mogło się zatem wydawać, że ekipa Tuchela w tym sezonie będzie jeszcze mocniejsza i tym razem przekonają się o tym nie tylko w Lidze Mistrzów, ale i na angielskim podwórku.
Na początku wszystko szło zgodnie z planem. “The Blues” wygrali trzy z czterech pierwszych spotkań Premier League, notując przy tym bilans bramkowy 9:1, a Lukaku zdobył trzy bramki. Kolejne tygodnie też mijały głównie pod znakiem regularnego inkasowania trzech punktów. Sielanka na Stamford Bridge trwała więc w najlepsze. Jeszcze pod koniec listopada zespół na przestrzeni kilku dni potrafił rozgromić Juventus w Lidze Mistrzów (4:0) i wyraźnie pokonać Leicester (3:0).
Tak tabela Premier League prezentowała się po 14 kolejkach:
Chelsea
Transfermarkt

Początek problemów

Kiedy to wszystko się tak skomplikowało? Wydaje się, że “zjazd” rozpoczął się od rozgrywanego w samej końcówce listopada meczu z Manchesterem United. Nie chodzi już nawet o samą grę, bo “The Blues” byli wtedy stroną wyraźnie lepszą, ale koniec końców tylko zremisowali 1:1. Taki scenariusz w kolejnych tygodniach zaczął powtarzać się niebezpiecznie często.
Po tamtym meczu Chelsea zdążyła rozegrać już 10 kolejnych spotkań w Premier League. Ile z nich wygrała? Zaledwie trzy. Pięć razy remisowała, a dwukrotnie schodziła z boiska pokonana. Zdobyła w tym czasie zaledwie 14 punktów. Dla porównania, Manchester City wygrał komplet meczów i zainkasował 30 oczek, a Liverpool zgarnął 23 punkty. Lepiej od podopiecznych Tuchela zapunktowały w tym okresie nawet Arsenal, Tottenham, Wolves i Manchester United. Tak samo - West Ham i Leicester.
Wystarczyły niecałe dwa miesiące, by “The Blues” wymiksowali się z walki o mistrzostwo Anglii, bo trudno wyobrazić dziś sobie, że będą w stanie odrobić 12 punktów straty do Manchesteru City, który ma w dodatku rozegrany mecz mniej.
Premier League
własne

Co z tym Lukaku?

Lukaku po powrocie do Chelsea wystartował znakomicie. W pierwszych czterech meczach zdobył cztery bramki. Później jednak się zaciął, a w ustabilizowaniu formy nie pomagały mu kolejne problemy zdrowotne. Najpierw wypadł na miesiąc, a gdy już wrócił, zaraz potem ominęły go jeszcze trzy kolejne mecze, bo zachorował na koronawirusa.
Udzielił też słynnego już wywiadu, w którym wyznał miłość Interowi i jasno dawał do zrozumienia, że najchętniej wróciłby do Mediolanu. Jego wypowiedzi, co zrozumiałe, nie zostały w Londynie przyjęte z wyrozumiałością. Belg, by trochę uspokoić nastroje, musiał przepraszać, ale niesmak pozostał. Wymazać może go jedynie dobra dyspozycja na murawie. Póki co Lukaku nie zachwyca. Od początku sezonu, licząc wszystkie rozgrywki, zdobył zaledwie osiem bramek.
Chelsea nadal ma więc problem z napastnikiem, bo lepiej od Belga nie spisują się też inni piłkarze grywający na tej pozycji, a więc Timo Werner czy Kai Havertz. Wyręczać musi ich głównie Mason Mount. Anglik to najlepszy strzelec Chelsea w Premier League (siedem trafień). Tuż za jego plecami znajduje się Jorginho (sześć goli), a więc zawodnik, który statystyki strzeleckie śrubuje wyłącznie dzięki wykonywaniu rzutów karnych.

Największy atut stał się zmorą

Póki znakomicie funkcjonująca defensywa Chelsea przykrywała problemy napastników, niemal wszystko było w porządku. Teraz jednak zachowanie czystego konta zdarza się londyńczykom od wielkiego dzwonu. Licząc 11 ostatnich spotkań w Premier League, taka sztuka udała się podopiecznym Tuchela tylko raz. I to w meczu zaledwie zremisowanym bezbramkowo z Wolves.
Poza tym, sposób na Mendy’ego lub Kepę znaleźli kolejno zawodnicy Manchesteru United, Watfordu, West Hamu, Leeds, Evertonu, Aston Villi, Brighton, znów Evertonu, Liverpoolu, Manchesteru City i ponownie Brighton. A w międzyczasie lepiej nie było na arenie Ligi Mistrzów, gdzie “The Blues” zremisowali 3:3 z Zenitem, przez co zmagania w grupie zakończyli za plecami Juventusu.

Kontuzje nie ułatwiają zadania

- Problemy Chelsea w tym sezonie rozpoczęły się od momentu kontuzji kluczowych zawodników, w tym wahadłowych. Drużyna Tuchela od początku kampanii 2021/22 opierała swoje ataki na takich piłkarzach jak Ben Chilwell i Reece James. Jak na pozycje, na których występowali, notowali oni kosmiczne liczby. Zdobywali wiele bramek i asyst - zauważa Krystian Szarszewski, kibic Chelsea i członek redakcji “ChelseaPoland.com”.
TUTAJ dwa miesiące temu pisaliśmy o fenomenalnej dyspozycji wahadłowych “The Blues”.
Dziś jednak Chilwell zmaga się z poważną kontuzją. Dopadła go ona przed listopadowym meczem z Manchesterem United. Tym samym, który zapoczątkował trwający do dziś kryzys Chelsea. Przypadek? Chyba w niego nie wierzymy.
- Wiemy, że Chilwell nie zagra do końca tego sezonu, więc Tuchel siłą rzeczy musiał stawiać na Marcosa Alonso, który nie spełnia oczekiwań kibiców i trenera. Chelsea na tę pozycję próbuje pozyskać z powrotem Emersona, który obecnie wypożyczony jest do Olympique'u Lyon - wspomina Szarszewski.
Problemy zdrowotne ma też zresztą hasający na drugiej flance James, autor pięciu goli i sześciu asyst w tym sezonie. Anglik doznał kontuzji w rozgrywanym 29 grudnia minionego roku meczu z Brighton. Zszedł z boiska po 27 minutach. Od tamtej pory “The Blues” jeszcze w lidze nie wygrali. Jeśli nagle nie możesz skorzystać ze swojej głównej broni, masz problem. I tak jest w przypadku Chelsea.
To zresztą niejedyne kłopoty z kontuzjami (lub chorobami), z którymi “The Blues” musieli mierzyć się na przestrzeni ostatnich tygodni. Wypadali też Jorginho, Havertz, Werner, Callum Hudson-Odoi, Ruben Loftus-Cheek, Thiago Silva, Andreas Christensen, Mateo Kovacić czy N’Golo Kante. Owszem, większość klubów przez napięty terminarz czy panującego koronawirusa musi co rusz mierzyć się z tego typu problemami, ale takie ubytki muszą jakoś odbić się na wynikach Chelsea.
- Zmuszają nas do gry, co powoduje nowe kontuzje i to się nie kończy. Graliśmy przeciwko zespołowi, który nie ma międzynarodowych meczów. W pewnym etapie intensywność nas dopadnie. A to przez ludzi w biurach, którzy podejmują decyzje - irytował się Tuchel, narzekając na przeładowany plan gier.
W swoich pretensjach Niemiec szedł zresztą nawet dalej.
- Jest za mało zmian. Tylko trzy to błąd. Czy to się zmieni? Zero szans. Wszystkie inne ligi mają pięć zmian. Potem my musimy z nimi rywalizować w Lidze Mistrzów. To frustrujące. Europa ma przerwę zimową, ale my gramy i zrzucamy to na barki zawodników. Oni zmuszają nas do gry przez cały czas - stwierdził.
- Chelsea od pewnego momentu tego sezonu brakuje skuteczności i umiejętności utrzymania pozytywnego dla siebie wyniku - opisuje z kolei kłopoty klubu redaktor “ChelseaPoland.com”.
***
Miesiące miodowe Tuchela w Chelsea to już zatem przeszłość. Pojawiły się pierwsze problemy, które trzeba jak najszybciej rozwiązać. Jeśli kibice “The Blues” marzyli o podboju Anglii, raczej muszą odłożyć plany na kolejny sezon. Większe nadzieje mogą wiązać z Ligą Mistrzów. Tam kulki podczas losowania sprzyjały ekipie ze Stamford Bridge. W 1/8 finału Chelsea zmierzy się z Lille.

Przeczytaj również