Napastnik nie zawsze jest od strzelania goli. Francuski książę zamyka usta krytykom

Napastnik nie zawsze jest od strzelania goli. Francuski książę zamyka usta krytykom
CosminIftode / Shutterstock.com
W trakcie i po zwycięskim dla Francji mundialu w Rosji, Didier Deschamps spotykał się z krytyką za wystawianie do gry Oliviera Giroud. - Po co mistrzom świata napastnik, który nie strzela goli? - pytano. Od szczęśliwego dla “Trójkolorowych” turnieju minęły już ponad dwa lata, a napastnik Chelsea to niestety w dalszym ciągu jeden z najbardziej niedocenianych piłkarzy na świecie.
Doświadczony Francuz w obecnym sezonie kolejny raz pokazał, że można na niego liczyć. Choć był właściwie na wylocie z klubu, to w kluczowym momencie sezonu wdarł się do podstawowej jedenastki “The Blues” i strzelił kilka niezwykle ważnych w kontekście walki o Ligę Mistrzów goli. Niedowiarków jednak w dalszym ciągu nie brakuje. Nie wszyscy bowiem są w stanie zaakceptować, że takich graczy jak “Oli” nie zawsze należy rozliczać jedynie z dorobku bramkowego
Dalsza część tekstu pod wideo

Napastnik pożyteczny

"Dziewiątka", której podstawowym zadaniem nie jest strzelanie bramek, ale umożliwienie tego kolegom, to rzadkość. Oczywiście to nie oznacza, że takie rozwiązanie to niewypał. “Defensywny napastnik” nie równa się komuś przeciętnemu, kogo trzeba krytykować za niską skuteczność. Najlepszy przykład stanowi chociażby Liverpool. "The Reds" zdominowali ligę pomimo tego, że Roberto Firmino ostatniego gola w Premier League strzelił w drugiej połowie stycznia.
Francuz to przypadek do pewnego stopnia podobny. I w Chelsea, i we francuskiej kadrze, Giroud stanowi "ścianę" do rozegrania piłki dla schodzących do środka skrzydłowych. Tak było u Maurizio Sarriego, gdy świetnie współpracował z Hazardem, a teraz podobnie działa razem z Christianem Pulisiciem czy Willianem.
Taki "punkt przekaźnikowy" potrafi odmienić oblicze zespołu, który męczy się w ofensywie. Po pandemii francuski as pełni ważną rolę w ataku pozycyjnym Chelsea. Najczęściej oddaje futbolówkę do partnera wybiegającego z boku, a ten z powrotem zagrywa ją do środka. Wkład 33-latka w rozgrywanie futbolówki okazał się nieoceniony na przykład w starciu z Aston Villą, kiedy Chelsea zdołała odrobić straty i rzutem na taśmę zgarnąć cenne trzy punkty.
Link-up play Girouda to po prostu światowy top i wielki skarb dla zespołu, w którym gra. Francuz może i nie jest super-strzelbą, ale pełni niesamowicie pożyteczną rolę w napadzie. Podobnie zresztą jak jego rodak, Karim Benzema, który w ostatnim czasie zbiera coraz więcej zasłużonych pochwał, “Oli” też zyskuje mądrym ustawieniem boiskowym. Samym ruchem potrafi wykreować szansę partnerom. I chociaż niekoniecznie odnajdzie się w każdym systemie, to i tak potrafi zdobywać istotne bramki.

Mimo wszystko - napastnik

Gdy grasz na szpicy, musisz czasami znaleźć drogę do siatki. W końcu za to ci płacą. Jeśli drużynie nie idzie, to nieskuteczną "dziewiątkę" od razu wytyka się palcami. W przypadku 33-latka liczby, na pierwszy rzut oka, nie powalają, ale optyka zmienia się, gdy spojrzymy na wartość zdobywanych bramek.
Z sześciu ligowych goli Giroud aż cztery strzelił w spotkaniach wygranych jedną bramką. Ostatnio w FA Cup jego trafienie pozwoliło napocząć dobrze zorganizowany Manchester United. Co więcej, w obecnych rozgrywkach “Oli” pakuje piłkę do siatki co 148 minut. Wynik niezły, na pewno lepszy, niż można by było się po nim spodziewać. Zwłaszcza patrząc na to, jak negatywnie podchodzi do niego opinia publiczna.
We Francji, jeszcze za czasów występów dla Montpellier, sięgnął po koronę króla strzelców. Gdy jednak przeniósł się na Wyspy, jego styl gry ewoluował. Pod okiem Arsene'a Wengera Giroud stał się zawodnikiem bardziej kompletnym, mocniej zaangażowanym w kreację i z czasem zaczęło się to odbijać na jego skuteczności.
W każdym pełnym sezonie na Emirates wykręcał wynik w okolicach 20 goli. I to pomimo tego, że często zaczynał spotkania na ławce. Jego dorobek w barwach “Kanonierów” to 105 trafień w 253 meczach. Bardziej jednak może imponować częstotliwość tego, jak często maczał palce przy bramkach. Francuz notował gola lub asystę średnio co 110 minut gry. W zespole, w którym przez długi czas wszystko zależało od Alexisa Sancheza! Niedoceniany? Na pewno!
Trzeba przyznać, że instynkt strzelecki stoi u niego na wysokim poziomie. Francuz naprawdę ma kompletny repertuar umiejętności snajperskich. Dobrze czuje się w grze głową, dysponuje soczystym strzałem z powietrza. Potrafi uderzyć ekwilibrystycznie, słynnym “skorpionem”, zewnętrzną częścią buta po zaatakowaniu krótkiego słupka - to akurat jego firmowe zagranie. Żadna piłka nie jest mu straszna, na każdą znajdzie sposób.
Przez taki, a nie inny styl gry, były atakujący Arsenalu ma mniej okazji bramkowych. Rzadziej znajduje się w polu karnym. Najlepszy dowód na potwierdzenie tej tezy stanowi niechlubna statystyka z wspomnianego już mundialu. Giroud ani razu nie uderzył celnie na bramkę rywali. Pełni rolę naprawdę nietypową, jak na gracza ustawionego na szpicy. Ale jak widać, to działa.

Klasa zawsze się obroni

Teraz możemy powiedzieć, że Olivier Giroud to wreszcie pierwszy wybór Franka Lamparda. A przecież przez dużą część sezonu sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Anglik wolał stawiać na bardziej dynamicznych zawodników. Pewniakiem w jedenastce był Tammy Abraham, a numerem dwa Michy Batshuayi. Słaba forma Belga sprawiła jednak, że menedżer stracił do niego zaufanie. To, wraz z kontuzją Abrahama, otworzyło drzwi do składu Francuzowi. Chwilę po tym, jak sfrustrowany brakiem występów miał rozważać zmianę otoczenia na Rzym lub Mediolan. W lutym nadeszła długo wyczekiwana szansa. I od tamtej pory doświadczony snajper nie oddał miejsca w wyjściowej jedenastce. Kolejny raz potwierdził, że można na niego liczyć.
Skoro sam Lampard przyznał się do błędu w ocenie napastnika, zmieniając swoją decyzję, to i krytykujący mistrza świata kibice powinni spojrzeć na niego z innej strony. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to trzeci najskuteczniejszy zawodnik w historii reprezentacji Francji. Niewiele osób pamięta, że Eden Hazard nazwał go w zeszłym sezonie “najlepszym target manem na świecie”.
Ogromne zaskoczenie budziła decyzja Arsenalu o sprzedaży Giroud do lokalnego rywala, ale ten nie może narzekać na grę w barwach Chelsea. Na Stamford Bridge dorzucił do swojej osobistej gablotki trofeum za wygraną w Lidze Europy, a niedługo będzie miał okazję zainkasować też piąty medal za zwycięstwo w FA Cup. I to znów przeciwko byłym kolegom z Emirates. Bogaty dorobek indywidualny doświadczonego napastnika mówi sam za siebie.
Jeśli stanowisz kluczowe ogniwo ekipy mistrzów świata, to nie możesz być słabym piłkarzem. Nawet jeśli nie wszyscy cię doceniają. I tak, oczywiście, “dziewiątki” powinno rozliczać się przede wszystkim z bramek. Zdarzają się jednak piłkarze, którzy pracują na trafienia nie własne, a kolegów z zespołu. I taki właśnie jest Olivier Giroud. Piłkarz nie do końca zrozumiany i szalenie niedoceniany.

Przeczytaj również