Recepta na kolejny sukces na Euro? Teraz Jerzy Brzęczek faktycznie może być zadowolony

Recepta na kolejny sukces na Euro? Teraz Jerzy Brzęczek faktycznie może być zadowolony
Piotr Matusewicz / PressFocus
Trudno oczekiwać, byśmy z rywalami klasy Włochów pokazali odważniejszy futbol. Zagraliśmy na miarę możliwości. Mogło być dużo gorzej, a po takim spotkaniu znajdziemy sporo pozytywów. I nie chodzi o wynik. W biało-czerwonym tunelu wreszcie pojawiło się solidne światełko.
I to światełko, które zabłysło w starciu z poważniejszym przeciwnikiem niż Finlandia. Nikt nie oczekiwał, że z Włochami będziemy prowadzić ofensywną grę i zdominujemy jedną z czołowych drużyn w Europie, a pewnie i na świecie. Polska zagrała “swoje”, w rozumieniu tego, że właśnie tak powinniśmy prezentować się przeciwko silniejszym rywalom. Mieliśmy trochę szczęścia, ale jakże inne było to spotkanie od kompromitującego występu w Amsterdamie sprzed kilku tygodni.
Dalsza część tekstu pod wideo

Młoda krew

Jeśli zaczynać od pozytywów, to znów trzeba zwrócić uwagę na obiecującą postawę tych, którzy przez następne lata mają stanowić o sile naszej kadry. Jakub Moder wyglądał, jakby w tej drużynie grał od dawna. Niczego się nie bał. Potrafił zaimponować w odbiorze, odważnie parł do przodu, pokazał się - po raz kolejny - z niezwykle inteligentnej strony. Umiał przerzucić, regulować tempo gry, przyspieszyć. Zero presji, zero stresu, pełen luz, pełna moc. Aż chce się go oglądać.
To są absolutnie szalone miesiące dla utalentowanego pomocnika. Dopiero co faniLecha Poznań domagali się, by grał w pierwszym składzie “Kolejorza” w miejsce przeciętnego Karlo Muhara, a dziś mówimy o piłkarzu, który jest warty kilkanaście milionów euro i śmiało może uchodzić za największego wygranego tego zgrupowania. Każdy kibic powinien zapisać sobie jego nazwisko w pamięci. Moder z buta wszedł do podstawowej jedenastki “Biało-Czerwonych” i wydaje się, że stoi na pole position w rywalizacji z innymi środkowymi pomocnikami. Z takiego gracza po prostu nie można rezygnować. Nie w takiej formie.
Drugi wielki plus należy postawić przy Sebastianie Walukiewiczu. Aby zrozumieć, jaki komfort zyskaliśmy na pozycji stopera, trzeba, tak jak przy Moderze, najlepiej minimalnie cofnąć się w czasie. Jeszcze niedawno alternatywą dla żelaznej pary stoperów Jan Bednarek-Kamil Glik byli weterani w postaci Artura Jędrzejczyka i Thiago Cionka. Teraz nie bez powodu reporter “TVP Sport” Jacek Kurowski pytał Walukiewicza, czy ma zamiar oddać miejsce w składzie obrońcy Southampton. Bo nagle się okazało, że mamy komfort wyboru partnera dla niezastąpionego Kamila Glika.
Defensor Cagliari nie tylko radzi sobie w realizacji podstawowych zadań, ale ma - jasne, nie jest to nowość - fantastyczne predyspozycje do rozgrywania piłki, a co za tym idzie, napędzania akcji od tyłu. To już wyjątkowo klasowy zawodnik, który nie bez przypadku spędzi najbliższe miesiące u boku Diego Godina. Ostatnimi dwoma meczami właśnie z przytupem narodził nam się obrońca numer trzy. Gotowy, co nie po raz pierwszy podkreślamy, do zastąpienia Glika, gdy ten zdecyduje o zawieszeniu reprezentacyjnych butów na kołek.

Doceńmy ich, bo warto

Kogo? Duet naszych bocznych obrońców. Tomasza Kędziorę i Bartosza Bereszyńskiego. “Kendi” w ogóle może uchodzić za jednego z największych beneficjentów kadencji Jerzego Brzęczka. Gdy Łukasz Piszczek rezygnował z gry w kadrze, mało kto spodziewał się obrońcy Dynama Kijów w roli jego naturalnego następcy. I o ile faktycznie w ugruntowaniu pozycji Kędziory pomogły liczne występy “Beresia” na drugiej flance, o tyle sam zawodnik w pełni wykorzystał tę szansę. Dziś mało kto podważa jakość Kędziory na boku defensywy. Na modłę reprezentacyjną to wydaje się odpowiednio ułożony gracz.
Z Włochami imponował walką do końca, która nie była tylko rozpaczliwym aktem desperacji obronnej. Notował ważne, kluczowe interwencje, istotne przy wyjątkowo ofensywnie usposobionym Emersonie. I w 64. minucie, i kwadrans później, to właśnie “Kendi”, swoją nieustępliwością, inteligentnym ustawieniem i brakiem odpuszczania Włochowi, uniemożliwił mu celne strzały. Szukał też akcji zaczepnych, dbając jednocześnie o tyły i nie dając się, mówiąc kolokwialnie, ciągle objeżdzać. Definiują go krótkie słowa, którymi opisaliśmy jego grę, wystawiając naszym “Orłom” oceny. “Bardzo solidny”. Tyle.
Oddajmy też należny szacunek Bereszyńskiemu. Tak, to nie jest i nigdy nie będzie lewy obrońca, sam piłkarz o tym doskonale wie. Nie ukrywa, że na tej stronie boiska nie czuje się najlepiej.
Mogliśmy mieć pełne obawy po ujrzeniu składów i nadchodzącej walki “Beresia” ze znakomitym Federico Chiesą. Ale gracz Sampdorii naprawdę sobie poradził. Nie rozegrał idealnych zawodów, kilka razy został ograny, ale też zdołał zaimponować wieloma skutecznymi interwencjami. Nikt nie oczekiwał, że schowa rozpędzonych rywali do przysłowiowej kieszeni, jednak trudno się go specjalnie czepiać. Robił, co mógł, i robił to z wymiernym skutkiem. Było sporo obaw, skończyło się raczej z pozytywnym efektem. Zero z tyłu to także jego zasługa.

Mimo wszystko - światełko w tunelu

Z podniesioną głową po tym spotkaniu może także chodzić wspomniany Glik. Raz popełnił poważny błąd, ale szybko wszedł na właściwe obroty i sterował defensywą zgodnie z tym, do czego zdołał nas generalnie przyzwyczaić przez ostatnie lata. Niech ktoś narzeka na jego wiek, na niekiedy lekko elektryczne zachowania. Okej, to już nie jest prime time stopera Benevento. Z drugiej strony nie sposób sobie wyobrazić duetu stoperów bez Glika. Mamy obiecującego następcę w roli Walukiewicza, mamy coraz lepszego Bednarka, chyba gotowego do przejęcia roli lidera obrony. Póki jednak 32-latek daje radę, dyskusja o ewentualnej rezygnacji z jego usług nie ma najmniejszego sensu. Nie do Euro. Andrea Belotti coś o tym wie.
Jak spisała się reszta? Jedno z najlepszych spotkań za kadencji Brzęczka rozegrał Mateusz Klich. Aktywny, dojrzały, szukający kolegów, potrafiący mądrze przetrzymać piłkę, jak i szybko ją oddać w odpowiednim momencie. Wprawdzie mogliśmy się przyczepić do ostatniego podania gracza Leeds, jednak było widać, że ustawiony bliżej bramki rywala czuje się zdecydowanie lepiej. Jest tu spory potencjał do zagospodarowania. No i jakoś przyjemniej się go oglądało w roli wysuniętego pomocnika, aniżeli Piotra Zielińskiego.
Łyżki dziegciu zostawiliśmy na koniec. Nawet gwiazdor takiego formatu jak Robert Lewandowski miewa słabsze dni. “Lewy” podejmował złe decyzje, zdawał się być momentami zirytowany, z równowagi wytrącał go grający świetne zawody Francesco Acerbi. Na dodatek kapitan reprezentacji Polski zszedł z boiska z urazem, co, miejmy nadzieję, jest tylko lekkim uszczerbkiem na jego zdrowiu.
Zawiedli też skrzydłowi. Sebastian Szymański nie wygląda naturalnie na tej pozycji i brakowało mu takiego zacięcia i zachowań typowych dla ofensywnego, bocznego pomocnika, jakie zaprezentował rezerwowy Kamil Grosicki. Szymański nie grał źle, walczył, lecz raczej zanotował występ do zapomnienia. Podobnie jak Kamil Jóźwiak, minimalnie lepszy od piłkarza Dynama Moskwa, ale zbyt rzadko szarpiący z przodu. Po ostatnich dwóch potyczkach to wspomniany “Grosik” może być najbardziej zadowolony. Rywalizacja na bokach zapowiada się fascynująco, bo przecież nie sposób zapomnieć o Damianie Kądziorze.
Na koniec kilka słów o Grzegorzu Krychowiaku. W pierwszej połowie jego gra wołała o pomstę do nieba. Zawodnik, który dopiero co brylował w środku pola tej kadry, wyglądał wyjątkowo słabo. I to nie pierwszy raz, bo przecież pod formą w reprezentacji jest od dawna, czego dowodem była słabiutka zmiana z Finlandią. Aż przykro się na to patrzyło. W drugiej odsłonie spotkania “Krycha” spisał się lepiej, ale czy na miarę oczekiwań? Niekoniecznie.
Nie sposób odmówić mu serducha i ambicji, jednak możemy napisać to, co ostatnio: doświadczony pomocnik gra często zbyt statycznie, rutynowo, wolno. Energiczny Karol Linetty prezentuje się znacznie efektywniej. Jeśli to miała być weryfikacja Krychowiaka i odpowiedź na to, czy wciąż może tej kadrze wiele dawać, to daleko nam do optymizmu. W centralnej strefie pojawiło się sporo innych opcji, rywalizacja w tym sektorze boiska zapowiada się naprawdę ciekawie. Gracz Lokomotiwu Moskwa musi się sporo poprawić, bo minuty za zasługi nigdy nie wyglądają dobrze, ani nie są korzystne dla drużyny.
***
Reasumując, nie mamy się czego wstydzić. Tym razem bez szydery, Jerzy Brzęczek może być faktycznie zadowolony. I chyba był - takie wrażenie biło z pomeczowego wywiadu. Włosi w ostatnich latach przypominali rozpędzony, rzadko zatrzymujący się walec. A jednak z Gdańska nie wywieźli pełnej puli. Choćby za to trzeba Polaków pochwalić. Zremisowaliśmy z jedną z najlepszych drużyn w Europie. Nie skaczemy do sufitu, lecz po tym meczu jest z czego się cieszyć. Patrząc na to, jaka ostatnio była atmosfera wokół kadry, to już sporo. Na tym kapitale trzeba budować ten zespół. Nie będziemy grać pięknie, ale właśnie taką postawą jak przeciwko Italii mamy szanse znów świetnie zaprezentować się na Euro. A komplet punktów w środowym starciu z Bośnią i Hercegowiną byłby niezłym, pozytywnym zakończeniem tego zgrupowania.

Przeczytaj również