Następnej okazji na hit już nie będzie. To idealny moment, by Robert Lewandowski odszedł z Bayernu Monachium

Następnej okazji na hit już nie będzie. To idealny moment, by Lewandowski odszedł z Bayernu
MDI/shutterstock.com
W Bundeslidze nie ma sobie równych. Kolejny sezon udowadnia, że lata w innej galaktyce niż większość jego - też przecież znakomitych - rywali. Jest jak najnowsze ferrari pośród rzędu Renault Clio na autostradzie. W Niemczech osiągnął już wszystko, a zegar tyka. Na wyższy szczyt tam nie wejdzie, rekord Gerda Muellera to temat zastępczy, zresztą raczej nieosiągalny. A zaraz wybije ostatni dzwonek na ewentualną zmianę klubu na taki z podobnej półki.
Praktycznie co roku mamy ten sam scenariusz - gdzieś w mediach przewija się informacja o kolejnych zakusach na Roberta Lewandowskiego ze strony Realu Madryt, ale brakuje konkretów, a szefostwo Bayernu natychmiast ucina wszelkie spekulacje. Następnie “Lewy”, jakby nic sobie nie robił z żadnych spekulacji, odpala tryb turbo i z regularnością szwajcarskiego zegarka śrubuje strzeleckie rekordy. Defensorzy i bramkarze niemieckich drużyn znają go od podszewki, a i tak zwykle robi co mu się żywnie podoba. Zaraz kapitan reprezentacji Polski założy n-tą koronę króla strzelców, podniesie mistrzowską paterę i strzeli z kumplami tradycyjne post-sezonowe piwko. Nihil novi. Może zatem wreszcie czas na zmiany?
Dalsza część tekstu pod wideo

¡Hola!, Madrid?

Za kilka lat Lewandowski zapewne zapragnie zakończyć karierę w Stanach Zjednoczonych. Zanim jednak podąży śladami kilku znanych utytułowanych piłkarzy, może spokojnie kontynuować grę w klubie z najwyższej europejskiej półki. Niekoniecznie w Bawarii. Absolutnie nie można mówić w tej sytuacji o jakimkolwiek wypaleniu, z drugiej strony trudno uwierzyć, że napastnik Bayernu nie miałby ochoty sprawdzić się w innej czołowej ekipie Starego Kontynentu. Zmiana agenta z Cezarego Kucharskiego na Piniego Zahaviego miała przyczynić się do upragnionej wyprowadzki do Madrytu. Plany spaliły na panewce, ale “Lewy” jest w takiej formie, że i dziś ten transfer nie wzbudziłby nawet najmniejszych wątpliwości.
W barwach Bayernu snajperowi brakuje zdobycia jednego, ale jakże istotnego trofeum - Ligi Mistrzów. “Die Roten” na pewno są w gronie ścisłych faworytów do zwycięstwa w zaplanowanym na sierpień turnieju finałowym w Lizbonie, więc i ten “problem” może niedługo zniknąć. A jeśli nie zniknie, to przecież szanse na triumf w Champions League byłyby równie wysokie, jeśli nie większe, w barwach “Królewskich”.
Dlaczego tak uparłem się na ten Real Madryt? Nie tylko z powodu ożywających raz na jakiś czas plotek transferowych. Ewentualny kierunek Santiago Bernabeu to ruch najbardziej logiczny i rozsądny. Kto inny mógłby skusić Lewandowskiego? Sens ma rozważanie tylko zespołów ze ścisłego topu. No to sprawdźmy. Widzę maksymalnie jeszcze jeden dość ciekawy, lecz mało prawdopodobny wybór.

A może stary znajomy?

Zacznijmy nieco na przekór. Paris-Saint Germain pewnie bez problemu zaoferowałoby Polakowi gigantyczny kontrakt, ale przeprowadzka z Bundesligi do Ligue 1 to absurd na tylu płaszczyznach, że ewentualna korzyść finansowa ucieka w popłochu w starciu z argumentami “za”. Rywale jeszcze gorsi niż w Niemczech, mało przyjazna atmosfera w klubie, w dodatku duet Neymar-Mbappe prawdopodobnie zostanie w stolicy Francji na kolejny sezon.
We Włoszech w grę wchodzić mógłby tylko Juventus, gdyby nie zakontraktował dwa lata temu Cristiano Ronaldo. Sprowadzenie Portugalczyka, któremu trzeba co miesiąc płacić gigantyczne pieniądze, mocno nadszarpnęło budżet “Starej Damy”. Turyn jest też mało atrakcyjnym miejscem w obliczu problemów z grą pod wodzą Maurizio Sarriego i słabszą ostatnimi czasy polityką transferową. Do tego dochodzi nikła różnica poziomów między Bundesligą i Serie A.
FC Barcelona nie pasuje z trzech powodów. Pierwszy nazywa się Suarez, drugi Messi, a trzeci Bartomeu, a raczej katastrofalne zarządzanie “Blaugraną” od kilku lat. Nie przesadzę, jeżeli stwierdzę, że stolica Katalonii przestała być atrakcyjnym miejscem dla zawodników z najwyższej półki. Przenieśmy się zatem do Anglii. Manchester City może i byłby niezłym pomysłem, ale, po pierwsze, musiałby odejść Sergio Aguero, a po drugie, “Obywateli” czeka najpewniej przymusowa pauza od Ligi Mistrzów. Odpada. Chelsea wzmocnień poszukała gdzie indziej, zresztą to nie ta półka, podobnie jak Manchester United i Tottenham.
A Liverpool? Wbrew pozorom, to nie brzmi głupio. A nawet, zaryzykuję, całkiem sensownie. “The Reds” nie zdecydowali się na zakup Timo Wernera, ale środkowy napastnik z krwi i kości jest tam potrzebny. Nikt nie podważa umiejętności, zasług i wkładu w grę drużyny Roberto Firmino, jednak Brazylijczyk nie jest stuprocentową “dziewiątką”. Z powodzeniem mógłby występować w roli najbardziej wysuniętego środkowego pomocnika. Stary znajomy “Lewego”, Juergen Klopp, miałby spory komfort wyboru w linii ataku, a w razie koniecznego odpoczynku reprezentanta Polski, który młodszy przecież nie będzie, mógłby przesuwać na “szpicę” Firmino lub wpuszczać niezłomnego Divocka Origiego.
Jest jednak jeden problem. I to kluczowy. O ile ze strony Liverpoolu taki transfer miałby ręce i nogi, o tyle nie sądzę, by sam Lewandowski pałał chęcią do wyprowadzki na Wyspy. A tym bardziej jego żona z dwiema córkami. Osoba Kloppa i szansa na bycie częścią fenomenalnej czerwonej maszyny to raczej za mało, aby skusić najlepszego napastnika Bundesligi na transfer do miasta Beatlesów. Przyznajcie jednak - czy nie chcielibyście zobaczyć “Lewego” w najlepszej drużynie Premier League?

Teraz albo nigdy

Za niespełna dwa miesiące Robert Lewandowski skończy 32 lata. Wprawdzie jego ostatnie wyczyny skłaniają ku powiedzeniu, że jest jak wino, ale metryki na dłuższą metę nie da się oszukać. Nadchodzące zwariowane okienko transferowe to ostatnia okazja, by wyrwać się z Monachium i zasmakować gry na najwyższym poziomie poza stolicą Bawarii. Real Madryt wciąż nie znalazł piłkarza, który odciąży Karima Benzemę, swoją drogą rok starszego od byłego atakującego Lecha i Borussii.
Wszystko wskazuje na to, że Kylian Mbappe jeszcze na Santiago Bernabeu się nie wybiera. Zaś “Lewy” idealnie wypełniłby madrycką lukę, a przecież w skrajnych przypadkach żadnym zdziwieniem nie byłyby wspólne występy z “Benzem” z przodu. Obaj potrafią grać ciut głębiej, mogliby wymieniać się pozycjami. Francuz robi to doskonale, a Polak, pół żartem pół serio, ma wprawę z kadry narodowej.
Lewandowski staje przed prawdopodobnie finałową szansą w karierze na poważną zmianę i zamknięcie fantastycznego rozdziału w poważnej piłce golami zdobywanymi w barwach “Królewskich”. To byłoby małżeństwo z rozsądku i ciekawy powiew świeżości na ostatnie lata gry. Coś innego. Ile można masakrować Freiburgi i Augsburgi? Dwa sezony w Madrycie i MLS - no powiedzcie, nie brzmi to obiecująco?
Florentino Perez pewnie otworzyłby Robertowi drzwi do klubu z nieskrywaną przyjemnością. W końcu prezydent “Los Blancos” uwielbia realizować marzenia. Nawet po kilku latach.

Przeczytaj również