Nie gra, nie trenuje z drużyną, znika z radarów. Kolejny zmarnowany talent Manchesteru United? "Nie jest sobą"

Nie gra, nie trenuje z drużyną, znika z radarów. Kolejny zmarnowany talent United? "Nie jest sobą"
Russell Hart / Press Focus
Nie gra, nie trenuje z drużyną i coraz bardziej znika z radarów poważnej piłki. Co się dzieje z Jadonem Sancho?
72 miliony funtów, a w zamian za nie osiem bramek i cztery asysty w 52 występach. Niedługo minie półtora roku od transferu Jadona Sancho do Manchesteru United. Anglik, jak na razie, zdecydowanie zawodzi pokładane w nim nadzieje. Na domiar złego w ostatnim czasie zdaje się zmagać z problemami, które sięgają poza boisko. 22-latek nie pojechał z zespołem na zorganizowany w trakcie mundialu obóz przygotowawczy w Hiszpanii. Choć “Czerwone Diabły” 21 grudnia wróciły do rywalizacji na krajowym podwórku, Sancho wciąż nie wznowił treningów. Ostatnio pracował z zaufanymi trenerami Erika ten Haga w Holandii, by wrócić do odpowiedniej formy, ale wokół jego osoby nadal stoi wiele znaków zapytania. Holenderski menedżer, poproszony niedawno o wypowiedź na temat sytuacji skrzydłowego, odmówił szerszego komentarza.
Dalsza część tekstu pod wideo
Co się dzieje z wychowankiem akademii Manchesteru City, byłą gwiazdą Borussii Dortmund? Anglika dosięgnął kryzys - ale o tym, jak głęboki, wie zapewne tylko on i jego najbliższe otoczenie. Przyczyn tych problemów można upatrywać na kilku płaszczyznach.

Trudny rok

Przeprowadzka do Manchesteru United latem 2021 roku przyniosła wyczekiwany od dawna wielki transfer Jadona Sancho, jednego z największych talentów europejskiego futbolu. Skrzydłowy, który opuścił akademię City w wieku 17 lat, szybko zachwycił piłkarski świat. W ciągu czterech sezonów spędzonych w Niemczech wykręcił fenomenalne liczby, notując bezpośredni udział przy 114 trafieniach w 137 występach. Trzykrotnie osiągnął tzw. double-double w rubrykach bramek i asyst. Zapracował też na miejsce w reprezentacji.
Gdy więc “Czerwone Diabły” zapłaciły za niego 72 miliony funtów, oczekiwania musiały być ogromne. Spodziewano się, że nowa ofensywna gwiazda ożywi poczynania zespołu w ataku i jeszcze zwiększy jego potencjał. O tym, z jaką presją trzeba liczyć się w czerwonej części Manchesteru, przekonało się już wielu naprawdę świetnych piłkarzy. W tym przypadku ciężar oczekiwań okazał się podobny. Zwłaszcza że 21-letni wówczas zawodnik miał coś do udowodnienia, po tym jak zmarnował rzut karny w serii jedenastek finału EURO 2020. Powrót do ojczyzny stanowił więc nie tylko nowy rozdział w karierze Sancho, ale też okazję, aby odkupić winy dobrą postawą na angielskich boiskach.
Wystartował z dużymi kłopotami. Po jego kilku pierwszych występach fani United mogli zastanawiać się, czy to na pewno ten sam piłkarz, co w Bundeslidze. Jadonowi brakowało dynamiki, przebojowości i pewności siebie. Na pierwsze “cyferki” w nowych barwach czekał do listopada, już po zmianie menedżera, gdy jeszcze pod wodzą Michaela Carricka trafił w spotkaniach z Villarrealem i Chelsea. Wydawać by się mogło, że to tylko kwestia czasu, aż przystosuje się do wymagań Premier League i nowego zespołu, odzyskując dawny animusz. Mijały tygodnie, miesiące, ale taki moment nie nadszedł.
Wielki nabytek zakończył pierwszy, frustrujący dla klubu, naznaczony zwolnieniem Ole Gunnara Solskjaera i pożegnaniem Ralfa Rangnicka, sezon na Old Trafford z mizernym dorobkiem pięciu goli i trzech asyst w 38 meczach. Stanowił on podsumowanie szalenie trudnego, pełnego presji roku Anglika - rozpoczętego feralnym karnym na EURO, po którym nie udało się zmazać plamy występami w klubie.

Nie wiedzieli, czemu go kupują

W dzisiejszym futbolu ogromny nacisk kładzie się na odpowiednią analizę gry kupowanych zawodników. Liverpool czy Manchester City wyznaczają standardy dla całej Premier League, jeśli chodzi o znajdowanie piłkarzy o odpowiednim profilu. Sztaby analityków Brighton i Brentford dotrzymują im kroku, choć oczywiście działając na mniejszą skalę. Na Old Trafford pod tym względem pozostali jednak dosyć mocno z tyłu. Sancho to kolejny dowód nieprzemyślanych ruchów pionu sportowego klubu.
W systemie Ole Gunnara Solskjaera skrzydłowi mieli raczej podejmować z rywalami pojedynki jeden na jeden. Często pozostawieni sami sobie zdobywali przestrzeń szybkością i efektownym dryblingiem, nabierając nim szybkości. Sancho wolał jednak inną grę. Lubił mieć piłkę przy nodze, partnerów wokół siebie, by móc “oprzeć się” na nich, rozegrać klepkę, zwiększyć tempo i dopiero ruszyć do przodu. Często mu tego brakowało.
Co więcej, choć w Borussii regularnie występował na prawej stronie, tam częściej pełnił funkcję “kreatora”, a w United na obu stronach występowali raczej zawodnicy ścinający do środka i szukający strzału. Lewa flanka pozostawała zarezerwowana dla Marcusa Rashforda, a tam tego typu gra była dla Sancho zdecydowanie bardziej naturalna. Te czynniki mocno utrudniły odnalezienie się skrzydłowemu w wymagającej lidze.
Laurie Whitwell na łamach portalu “The Athletic” przywoływał anegdotę z szatni Manchesteru podczas spotkania z Newcastle na początku pobytu skrzydłowego na Old Trafford. W przerwie Sancho miał usiąść wyraźnie zszokowany, z szeroko otwartymi oczami. Zapytany o przyczynę takiej reakcji, odparł, że to wynik szalonego tempa spotkania. W odpowiedzi usłyszał, że “musi się do niego przyzwyczaić”.
Wielki transfer przyniósł więc ogromne wyzwania - być może w części bardzo lub zbyt trudne dla utalentowanego piłkarza. W Manchesterze United nie do końca jednak przemyśleli, czy kupili odpowiedniego zawodnika do przewidywanej roli. Nie mieli pomysłu, jak skorzystać z jego atutów, choć Solskjaer czekał na ten transfer kilkanaście miesięcy. Presja narastająca na Norwegu na początku sezonu 2021/22, zmiany trenerów i koncepcji gry tylko skomplikowały sytuację. Whitwell napisał, że “Sancho jest poboczną ofiarą problemów klubu” i dużo w tym prawdy. Ale to raczej nie zamyka sprawy.

Zmarnowane nowe rozdanie

Przybycie Erika ten Haga otworzyło przed zawodnikami “Czerwonych Diabłów” okazję do nowego startu. Hierarchia na kilku kluczowych pozycjach uległa zmianie. Koncepcja gry również. Sancho wydawał się gotowy do odwrócenia złej karty. Najpierw nadszedł udany okres przygotowawczy. Potem Cristiano Ronaldo usiadł na ławce, Anthony Martial wypadł z powodu urazu, a miejsce na “szpicy” zajął Rashford, zwalniając lewą flankę. Ta sytuacja na starcie rozgrywek, w teorii, wyglądała na idealną dla Sancho, który dostał szansę gry na optymalnej pozycji. Co więcej, u trenera preferującego futbol bardziej dostosowany do jego atutów.
Po słabym początku i przegranych w dwóch pierwszych kolejkach, United przebudzili się z wygrywając z Liverpoolem, przeciwko któremu Sancho strzelił efektownego gola. Zanosiło się, że to może być jego moment zwrotny na Old Trafford. Niedługo potem Anglik trafił z Leicester, potem Sheriffem Tiraspol. Powoli wszystko zmierzało w dobrym kierunku. W złą stronę skręciło od czasu meczu z Omonią Nikozja. Gdy piłkarze Manchesteru męczyli się w pierwszym starciu z Cypryjczykami, skrzydłowy został zmieniony w przerwie, przy sensacyjnym rezultacie 0:1. Zaliczył naprawdę słaby występ. W artykule Andy’ego Mittena na łamach “The Athletic” padły słowa, że “jeśli zawodnik Manchesteru United nie jest w stanie podjąć pojedynku z obrońcą Omonii, to ma problem”.
Sancho rzeczywiście miał problem. Od tamtej pory nie pokazał na boisku właściwie nic godnego uwagi. Grał jak przez większość czasu pod wodzą Solskjaera - asekuracyjnie, bez wyrazu. Nie szukał dryblingu, nie zdobywał dla zespołu terenu. Z nim na boisku drużyna właściwie nie miała jednego skrzydła, bo po jego stronie działo się naprawdę niewiele.
Od 22 października i spotkania z Chelsea 22-latek nie zagrał ani minuty. Najpierw zasiadał na ławce, potem przestał się pojawiać nawet na niej - zgodnie ze słowami trenera z powodu choroby. Southgate nie wysłał mu również powołania na mundial, co zresztą niespecjalnie dziwiło, bo Sancho w ciągu ponad roku od finału EURO zagrał w tylko jednym z 16 meczów reprezentacji, przeciwko Andorze. Na sam koniec nadeszły informacje o tym, że nie pojedzie z United na obóz przygotowawczy do Hiszpanii. Oczywistym stało się, że pierwsze miesiące pod wodzą Ten Haga nie pomogły mu w odbudowie formy.

Musi popracować nad sobą

- Chcemy, aby wrócił jak najszybciej, ale nie możemy przewidzieć, kiedy to będzie. Czasem pojawiają się okoliczności dotyczące formy fizycznej i mentalnej. Doszło do spadku jakości, a czasami nie wiesz, co go powoduje. Robimy właśnie to, żeby z powrotem go tu sprowadzić. (...) Nie był w odpowiedniej formie. To kombinacja fizyczności i mentalności - tłumaczył Holender decyzję o braku Sancho w kadrze na obóz.
Zamiast udać się do Hiszpanii, 22-latek pojechał do Holandii, gdzie pracował indywidualnie pod okiem zaufanych ludzi trenera. To miało mu pomóc w odbudowaniu formy oraz wyciszeniu. Na konieczność tego drugiego wskazywał też zaskakujący ruch skrzydłowego sprzed startu mistrzostw świata - wyczyszczenie konta na Instagramie.
20-krotni mistrzowie Anglii wrócili już do rozgrywania spotkań, ale Sancho dalej nie dołączył do zespołu. Najwyraźniej jeszcze nie doszedł do oczekiwanego poziomu. Anglik musi popracować nad sobą. Znaleźć dawny boiskowy gaz i swobodę oraz rozpracować ewentualne problemy związane ze sferą psychiczną, o których nikt głośno nie mówi.
Jeśli problem na tym polu jest poważny, skrzydłowy będzie potrzebował czasu i wsparcia. Niemniej, jak ujął to na początku zeszłego roku Rangnick, wszystko zależy od niego. To on musi odzyskać równowagę w przygotowaniu na wszystkich płaszczyznach.
- Myślę, że problem może tkwić również w jego głowie. Do Borussii Dortmund przyszedł jako 18-letni, nieznany, utalentowany Anglik - to różnica. Wtedy mógł się tylko rozwinąć i odnieść sukces. Poziom oczekiwań był znacznie niższy w porównaniu do transferu do Manchesteru United w wieku 21 lat za tak wysoką kwotę - mówił Niemiec. - Tutaj oczekiwania są bardzo wysokie. Każdy oczekiwał od niego, że stanie się jednym z najlepszych zawodników w drużynie. Ale jest to też kwestia psychiki i emocji. (...) Możemy dawać mu wskazówki, podawać pomocną dłoń i pokazać, że go naprawdę wspieramy. Koniec końców to czy poczyni progres, zależy już tylko i wyłącznie od niego.
Jadon Sancho znajduje się na rozdrożu. Możliwe, że to najważniejszy moment jego kariery. Powoli z radaru znika kolejny wielki talent. Anglik od kilkunastu miesięcy nie jest sobą. Potrzebuje czasu i wsparcia, ale od presji nie ucieknie. Musi sobie z nią radzić, by grać na najwyższym poziomie. Jeśli jednak ma ją udźwignąć, potrzebuje stać się dawnym “sobą” w sensie boiskowym.
Jeżeli tego nie zrobi, zostanie kolejnym wielkim talentem zmarnowanym w ostatnich latach na Old Trafford. I kolejnym niewypałem transferowym “Czerwonych Diabłów”.

Przeczytaj również