Nie ma lepszego kandydata na przyszłego prezesa FC Barcelony niż on. Pique wszędzie odnosi sukces

Nie ma lepszego kandydata na przyszłego prezesa Barcelony niż on. Pique wszędzie odnosi sukces
Joan Gosa/Pressfocus
Na boisku mistrz świata, mistrz Europy, wielokrotny zdobywca Ligi Mistrzów i gracz spełniony. Poza nim biznesmen, filantrop, multimilioner, człowiek, który jednocześnie rewolucjonizuje świat tenisa, gier komputerowych, przemysłu technologicznego i hiszpańskiego futbolu. Kiedyś tylko piłkarz, teraz jednocześnie zawodnik i pozaboiskowy człowiek sukcesu, a w przyszłości niekwestionowany prezes FC Barcelony. Gerard Pique.
Gdyby wybory na Camp Nou miały odbyć się jutro i stoper zdecydował się wystartować, prawdopodobnie byłby murowanym faworytem do zwycięstwa. Swoją ostatnią postawą kupił serca milionów, oddając własne pieniądze, by klub mógł zarejestrować do gry w lidze nowe nabytki. Gdy w symetrycznym mieście Gaudiego Barcelona niespodziewanie znalazła się na wirażu, Pique wyprowadził ją na prostą. Jakże symboliczna była pierwsza kolejka La Liga, pierwszy mecz ery bez Leo Messiego, którą Katalończyk rozpoczął od strzelenia gola i pocałowania herbu. I to po asyście Memphisa Depaya. Tego, dla którego zrzekł się gargantuicznej części pensji dla wspólnego dobra. Ici c’est Barca.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ale to nie pojedyncza bramka i łapiąca za serce celebracja pozwalają myśleć, że za kilkanaście lat już nie ujrzymy Pique w sercu barcelońskiego bloku defensywnego, lecz w loży honorowej Camp Nou na stanowisku prezesa. Warto pochylić się nad dotychczasowym dorobkiem 34-latka, bowiem jego działalność wykracza daleko poza linie boczne murawy i sztywne ramy życia przeciętnego sportowca. Kim jest Gerard Pique, kiedy akurat nie zdobywa fury trofeów, tnąc siatki na pamiątkę?

Z głową na karku

Gerard od dzieciństwa miał styczność z czymś więcej niż 400-gramową futbolówką. Jego dziadek i ojciec prowadzili doskonale prosperującą firmę zajmującą się nieruchomościami. Matka jest profesorem neurochirurgii i ordynatorem w jednym z największych szpitali w Barcelonie. Pique obcował z wieloma gałęziami biznesu, co obudziło jego duszę rekina finansjery. Choć smykałkę do zarabiania początkowo wykorzystywał w niezbyt szczytnym celu. W jednym z wywiadów opowiedział, że jako nastolatek wraz z Ceskiem Fabregasem spuszczali paliwo z aut na parkingu przy jednej z barcelońskich plaż, żeby uzbierać pieniądze na własne zachcianki. W końcu podobno pierwszy milion trzeba ukraść. Na szczęście następne zera na koncie dopisał w uczciwy sposób. A było ich naprawdę wiele.
Pique zawsze wiedział, że świat nie kończy się na kilkuset metrach kwadratowych zielonej murawy. W młodości Gerard równie wiele czasu poświęcał na piłkę, co pozasportowe kształcenie. Sam przyznał, że jedną z większych zalet jego wypożyczenia do Manchesteru United była możliwość podszkolenia języka angielskiego. Jeśli zrozumiesz żującego gumę Sir Alexa Fergusona i jego szkocki akcent, spokojnie możesz uznać się za native speakera z predyspozycjami do studiowania na Harvardzie. Przesada? Nie w tym przypadku. To właśnie na jednej z najbardziej prestiżowych akademii obrońca uzyskał dyplom w zakresie biznesu, mediów i zarządzania w sporcie. Miał wybrać teologię adwentystyczną, ale nie było wolnych miejsc. Odkładając żarty na bok, w 2017 roku Gerard nie obejrzał finału Ligi Mistrzów, bo kończył wspomniany kurs. Można przypuszczać, że gdyby Real Madryt wtedy przegrał z Juventusem, Pique jednak pozwoliłby sobie na małą studencką dezynwolturę, ale w obliczu siły “Królewskich” mógł w pełni skupić się na zajęciach. Dziennikarze “La Vanguardia” podali, że iloraz inteligencji wychowanka Barcelony wynosi 170. O 10 punktów więcej niż Albert Einstein.
- Ważniejsza od wiedzy jest wyobraźnia - mawiał twórca teorii względności. Gerardowi Pique nie można odmówić żadnego z tych przymiotów.

Współczesny człowiek renesansu

- Nie sądzę, że jestem wyjątkowy. Po prostu postrzegam siebie jako piłkarza z dużą liczbą zainteresowań. Niektórzy też zakładają firmy, inni grają na konsoli, spędzają czas w telefonach albo poświęcają go wyłącznie rodzinie. Każdy robi to, co przynosi mu największą satysfakcję. Osobiście jestem zachwycony tym, że mogę pracować nad urzeczywistnieniem swoich marzeń. Wiemy, że kariera piłkarza jest krótka, ograniczona. Kiedy się skończy, fajnie byłoby móc robić coś innego. Nie wszystko kończy się przecież na Gerardzie Pique jako piłkarzu - stwierdził w rozmowie z “Mundo Deportivo”.
Tak naprawdę jego postać nie kończy się na boisku, ale tam obserwujemy zaledwie jej preludium, wstęp, drobny aperitif przed prawdziwym daniem głównym. Bo to właśnie od branży restauracyjnej Pique rozpoczął swoją biznesową karierę. Dekadę temu zainwestował w sieć lokali z organicznymi burgerami i do dziś przynosi mu ona dochody. Trzy lata temu poszerzył działalność, otwierając restaurację, gdzie szefem kuchni został Paco Perez, jeden z najsłynniejszych kucharzy świata, którego nagrodzono sześcioma gwiazdkami Michelin.
Pierwszą poważną inwestycją było założenie firmy Kerad Games, zajmującą się produkcją gier. O futbolu do końca nie zapomniał, ponieważ flagowy produkt to Golden Manager, odpowiednik znanego i lubianego Football Managera w wersji mobilnej. Tylko ta gra przyciągnęła uwagę sześciu milionów użytkowników. Jej oficjalny sponsor to firma Nike, z którą Pique ma podpisany kontrakt opiewający na dziesiątki milionów rocznie. Ale nie po to, żeby reklamować odblaskowe korki i zestaw skarpetek, na czym kończy się ambicja większości zawodników. Katalończyk poszedł o krok dalej, stając się równym partnerem światowego kolosa. Wszystkie produkcje spod egidy Kerad Games pobierano ponad 50 mln razy. A to tylko kropla w morzu działań piłkarza.
- Śpię cztery, pięć godzin dziennie. Potrzebuję czasu na wszystko - wyznał Pique na łamach “El Pais”.
Okulary przeciwsłoneczne, luksusowe nieruchomości, w tym pięciogwiazdkowy hotel w Maladze, a także napoje izotoniczne - wbrew pozorom nie jest to intrygująca oferta telezakupów Mango, lecz przegląd kolejnych biznesów, które rozkręcił Pique. To on był pomysłodawcą stworzenia aplikacji “Daybook”, bardziej rozbudowanej wersji internetowego czatu, pełniącego też funkcję pamiętnika i kalendarza. Pewnie nikogo nie zdziwi, że ten projekt również zyskał miliony użytkowników. Trudno oczekiwać innych efektów, jeśli Pique w biznesowej karierze nie oferuje tylko milionów euro, ale przede wszystkim wkład intelektualny. Przy okazji inicjacji każdego biznesu 34-latek nie zaczyna od kosztorysu, a kontaktów z ludźmi mądrzejszymi od siebie. Z nabytej wiedzy czerpie pełnymi garściami.

Midas

- Moja wartość jest większa niż budżet Espanyolu - kpił stoper. I chociaż symbolem mniejszego zespołu z Barcelony są “Papużki”, kibice Espanyolu nie mogą zabrać głosu. Pique z pewnością ma rację.
Wielu piłkarzy po skończonym treningu czy meczu wraca do domu, odpala konsolę i rozgrywa jeszcze parę spotkań w ulubionej grze komputerowej. Pique, w swoim stylu, wykorzystał zwykłe czynności w niezwykły sposób. Pięć lat temu uruchomił projekt “eFootball”, aby wypromować sport na wirtualnych murawach. Już w pierwszym zorganizowanym przez niego turnieju wzięły udział najlepsze drużyny e-sportowców, z Schalke Gelsenkirchen na czele. Sekcja Barcelony oczywiście również była obecna. Zbiegło się to w czasie z podpisaniem przez “Dumę Katalonii” umowy z firmą Konami. Minęło kilkanaście miesięcy i sztandarowy produkt w postaci gry Pro Evolution Soccer zmienił nazwę na eFootball Pro Evolution Soccer, łącząc siły z katalońskim obrońcą. Tu nie nastąpiła ewolucja, ale rewolucja. Znów drogowskaz na barykady wskazał Pique. “Join me to create future” - pisał w 2017 roku. Wystarczyły dwa lata, aby przyszłość stała się teraźniejszością. Chociaż w rankingach sprzedaży PES nadal przegrywa z FIFĄ, największe piłkarskie turnieje e-sportowe odbywają się pod egidą Konami. A wszystko zaczęło się od lampki zapalonej w głowie piłkarza, który postanowił skupić się na czymś więcej niż wyprowadzeniu akcji w drugiej tercji boiska lub kliknięciu dwóch guzików na kontrolerze.
Pique powoli tworzy imperium swoimi zasięgami wykraczające daleko poza horyzont świadomości. Jego wpływy oddziałują także na Barcelonę, a to głównie za sprawą przyjaźni z Hiroshim Mikitanim, właścicielem firmy Rakuten, która podbiła japoński rynek handlu online. Sam zawodnik zainicjował, a następnie pośredniczył w negocjacjach między “Blaugraną” i azjatyckim przedsiębiorstwem. Wcześniej głównym sponsorem na trykotach “Barcy” była spółka Qatar Airways. Na tej umowie Katalończycy zarabiali 30 mln euro rocznie. Deal z Rakutenem zapewnił 55 milionów za sezon oraz dodatkowe bonusy uzależnione od wyników sportowych. Barcelona już zainkasowała dzięki temu ćwierć miliarda, co jest jednym z lepszych wyników w historii kontraktów sponsorskich świata piłki. Pique pokazał, że Japonia tak naprawdę nie musi być znana z wiśni. To kraj kwitnącej inwestycji.
Perpetuum mobile wciąż pozostaje w sferze marzeń, jednak powoli na takie miano zasługuje pasmo finansowych sukcesów byłego reprezentanta Hiszpanii. Jego biznesy się sprawdzają, nowe pomysły wciąż kiełkują, a majątek rośnie. Nawet gdy w ramach rekreacji wziął udział w turnieju pokerowym EPT, to wygrał prawie pół miliona euro. Podobno można mieć szczęście albo w kartach albo w miłości. Wtedy na scenę wkracza Pique z karetą asów i Shakirą u boku. Wydaje się, że zamienia w złoto wszystko, czego tylko dotknie. Kibice Barcelony mogliby poprosić, aby w takim razie choćby musnął Miralema Pjanicia czy Samuela Umtitiego, żeby zwiększyć ich rynkową wartość.

Lot w Kosmos

Wraz z Hiroshim Mikitanim Pique w 2017 roku założył firmę Kosmos. Początkowy wkład piłkarza wyniósł 600 tys. euro. Niedługo potem do spółki dołączył Leo Messi. Dziś mamy rok 2021, a firma już może się pochwalić takimi sukcesami, jak znakomitą inwestycją w klub FC Andorra, wyprodukowaniem hitowego filmu krótkometrażowego pt. “La Decision”, gdzie Antoine Griezmann zdradził swoją przyszłość, czy wreszcie perłą w koronie katalońskiego króla biznesu, a zatem Pucharem Davisa.
W trakcie sezonu 2018/19 Pique był piłkarzem, który odbył najwięcej podróży w trakcie przerw reprezentacyjnych. To o tyle zaskakujące, że wtedy stoper nie grał już dla kadry Hiszpanii. Każdy dzień wolny od obowiązków zawodnika Barcelony wykorzystywał, aby dopiąć największy interes w życiu. Po wielu negocjacjach, rozmowach, spotkaniach z największymi osobistościami tenisowego uniwersum, jego firma wykupiła prawa do organizowania renomowanego turnieju. Wygrany przetarg opiewał na 3 miliardy euro i 25 edycji Pucharu Davisa. Kosmos.
- Nie podoba mi się to. Mam nadzieję, że to nie będzie Puchar Pique, ale Puchar Davisa - grzmiał wówczas Roger Federer, największy przeciwnik panoszenia się gracza “Barcy” w świecie tenisa.
Legendarny tenisista mógł się zżymać, ale jego opór nic nie wskórał. Pół żartem, pół serio - jak Szwajcar z neutralnością wypisaną na twarzy miał zatrzymać katalońskiego rewolucjonistę? Pique dopiął swego. Puchar Davis to jedna z najstarszych imprez w tenisowym kalendarzu. 119-letnia tradycja jednak sprawiała, że zawody zaczęły trącić myszką. Wcześniej rozgrywano je na przestrzeni kilku miesięcy. Poszczególne reprezentacje musiały uczestniczyć w meczach domowych i wyjazdowych. Konieczność odległych wyjazdów w przerwie między wielkoszlemowymi zmaganiami sprawiała, że liczba renomowanych uczestników regularnie się zmniejszała.
- Czasem trzeba zmienić pewne rzeczy, aby przetrwały. Pokażemy coś ludziom, którzy w nas wątpią. To będzie spektakularny turniej - stwierdził Pique na łamach “The Times”.
Do rewolucyjnego pomysłu udało mu się przekonać Larry’ego Ellisona, amerykańskiego multimiliardera i siódmego najbogatszego człowieka świata według magazynu “Forbes”.
- Jestem podekscytowany nowym formatem. ITF (Międzynarodowa Organizacja Tenisa) i Kosmos bardzo dobrze opracowały plan Pucharu Davisa. Popieram to. To będzie historyczna edycja - zapowiedział Ellison. W promocję turnieju zaangażowała się również La Liga, która dociera do setek milionów odbiorców.
Puchar Davisa z 2019 roku okazał się strzałem w dziesiątkę. Federer nie wziął udziału w imprezie, ale nikt poza nim nie zamierzał podpierać ścian. Całe przedsięwzięcie zorganizowano w Madrycie i tym razem zawody trwały tydzień bez przerwy. Na kortach w stolicy Hiszpanii zjawili się m.in. Rafael Nadal, Novak Djoković, Dominic Thiem, Stefanos Tsitsipas i inne gwiazdy tenisowego firmamentu.
- Pod względem przygotowania nie możesz porównać tegorocznego turnieju do żadnego innego sprzed lat - mówił zachwycony Dave Haggerty, szef światowej federacji tenisa.
W minionym roku oczywiście Puchar Davisa nie mógł się odbyć z powodu pandemii koronawirusa. Pique i spółka planują jednak rekompensatę w postaci zawodów przygotowanych z jeszcze większą “pompą”. Firma Kosmos sprawiła, że tenisowe rakiety jeszcze nigdy nie latały tak wysoko.
- Pique trenuje z Barceloną rano lub wczesnym popołudniem. Następnie ma pół dnia wolnego, które często spędza w firmie. Ma otwarty umysł, ciągle podrzuca nowe idee, a zespół stara się je analizować i w miarę możliwości realizować. Marzenia Pique stają się rzeczywistością - opowiedział na łamach “Sportu” Javier Alonso, dyrektor generalny firmy Kosmos.

Presidente

Kilka lat temu doświadczony stoper został zapytany o to, czy chce w przyszłości zostać jednym z dyrektorów w Barcelonie. Jego odpowiedź była świadectwem nieposkromionej ambicji. “Dyrektorem? O czym mówisz? Ja chcę być prezesem”. Pycha? Buta? Raczej wiedza na temat własnych umiejętności i predyspozycji poparta latami sukcesów na wszelkich możliwych płaszczyznach. Ktoś powie, że przecież Gerard ma dopiero 34 lata, przed nim jeszcze kilka sezonów gry, więc do prezesury jeszcze hen, hen daleko. Tylko, że on już spełnia się jako sternik, jeszcze nieoficjalny, acz niezwykle wpływowy. Dopięcie kontraktu z Rakutenem było tylko jednym z jego kilku odważnych działań. To firma Pique odpowiadała za to, że Superpuchar Hiszpanii od sezonu 2019/20 odbywa się w Arabii Saudyjskiej. Uczestnicy zarabiają po trzy miliony euro. Przedsiębiorstwo Kosmos otrzymało cztery. Gerard nie musi być prezesem klubu. On staje się większy od sportowych instytucji.
Dziś Kosmos wygrał przetarg na transmisję Ligue 1 w Hiszpanii. Jego firma zapowiedziała, że przystąpi też do rywalizacji przy okazji następnej walki o prawa telewizyjne Serie A. To dla 34-latka nie pierwszyzna, bowiem wraz z najbardziej popularnym hiszpańskim streamerem, Ibaiem Llanosem, kupili prawa do transmisji Copa America. Największy południowoamerykański turniej piłkarski nie był pokazywany tylko w telewizji. Sakralna Maracana, heroizm Argentyny i Leo Messi po raz pierwszy w karierze podnoszący puchar z reprezentacją - to wszystko za sprawą Gerarda Pique legalnie pokazano na Twitchu.
Komentator “Eleven Sports” i nasz redaktor Mateusz Święcicki, którego teksty na naszych łamach znajdziecie TUTAJ, komentując kiedyś mecz Milanu, stwierdził, że gdyby Krzysztof Piątek został ministrem finansów, to Polska nie miałaby długu publicznego. Niecodzienne porównanie miało być wyrazem wielkiej formy polskiego napastnika. Można jednak przypuszczać, że gdyby to Pique zagościł w naszym rządzie, ze źródeł Wisły trysnęłaby mieszanka mleka, miodu i mitycznego nektaru, a z kranów lałby się Johnny Walker.
- Uwielbiam futbol, ale interesują mnie też inne rzeczy, jak prowadzenie własnej firmy. Pod tym względem prowadzenie FC Barcelony musiałoby być bardzo pasjonujące - przyznał Pique, puszczając oczko do swoich przyszłych wyborców.
Postrzegając go jako przyszłego prezesa FC Barcelony, nie można twierdzić, że do kręgów polityki wejdzie piłkarz. Jego docelowy zawód jest zaledwie ułamkową częścią powziętych inicjatyw. Gdyby dziś Pique założył profil na platformie Linkedin, zawstydziłby większość dyrektorów największych międzynarodowych korporacji. Ale z najważniejszymi magnatami nie musi kontaktować się przez cudzą witrynę. Może napisać przez swoją aplikację, siedząc w swoim budynku, jedząc swojego burgera i oglądając swój klub lub turniej tenisowy. W międzyczasie zagra w Barcelonie, której zapewnił sponsora, uratował od bankructwa i wpłynął na zmianę formatu rozgrywek. To świat Gerarda Pique. My tylko w nim żyjemy.
Jeśli w przyszłości socios “Dumy Katalonii” staną przy urnach wyborczych, postawią “X” przy jego nazwisku zarówno ze względu na sportowe sukcesy, gesty pokazujące miłość do klubu, jak i polityczne doświadczenie oraz wpływy w hiszpańskim, a nawet światowym sporcie. Już teraz Pique po ostatnim gwizdku każdego spotkania zrzuca z siebie skórę piłkarza, by wcielić się w rolę biznesmena, przedsiębiorcy, uznanego inwestora. Bordowo-granatowy trykot zamienia na szyty na miarę aspiracji garnitur. Niedługo ławkę w szatni Camp Nou zapewne zamieni na fotel prezesa.

Przeczytaj również