"Agent 000" w Wiśle Kraków. Nawet nie powąchał murawy, potem zaginął w akcji
Ever Valencia i Cristian Echavarria stali się bohaterami jednych z najbardziej osobliwych transferów w historii Wisły Kraków. Rzadko sprowadza się bowiem piłkarzy, by ci... nie grali.
Zimą 2017 roku Wisła Kraków postawiła na wzmocnienia z nieoczywistego kierunku. Po zakończonych mistrzostwach Ameryki Południowej U-20 do "Białej Gwiazdy" mieli bowiem dołączyć dwaj Kolumbijczycy.
Mowa o Everze Valencii oraz Cristianie Echavarrii. Wypożyczenie pierwszego z Independiente Medellin klub sondował przez kilka tygodni, czekając na decyzję samego piłkarza. Drugi, rzutem na taśmę, dołączył do niego niejako... na doczepkę.
Zdawało się, że Wisła zyskuje przynajmniej solidne uzupełnienie składu. Skrzydłowi mieli już za sobą pierwsze występy w seniorskim futbolu. Drugi przez parę miesięcy występował już w meksykańskim Venados. Najwięcej szumu wzbudził jego przydomek. Ze względu na zaledwie 165 centymetrów wzrostu w ojczyźnie nazywano go pieszczotliwie "Kretem".
Pierwsze problemy pojawiły się zaraz po oficjalnym ogłoszeniu transferu. Velez i Echavarria, choć oficjalnie figurowali jako zawodnicy "Białej Gwiazdy", przez ponad miesiąc nie zaszczycili miasta swoją obecnością. Przekazywano różne powody.
Pierwszym była konieczność sfinalizowania wszelkich formalności związanych z przenosinami do Polski. Drugim - potrzeba wypoczęcia po długim turnieju. Tyle że zawody trwały cztery tygodnie, zaś relaks po nich - ponad pięć. W dodatku zagrał w nich tylko Valencia. Zamiast w połowie lutego, gracze pojawili się pod Wawelem pod koniec marca, a "Biała Gwiazda" była wtedy w środku rundy wiosennej.
Kolumbijczycy, wypożyczeni na Reymonta do końca 2017 roku, zaczęli trenować z resztą ekipy, natomiast szło im opornie. Kiko Ramírez nie chciał słyszeć o włączaniu ich do kadry meczowej. Ostatecznie dwa razy wpuścił z ławki Valencię. Ten ani nie strzelił jednak gola, ani nie zaliczył asysty. Echavarria nie łapał się natomiast nawet na ławkę rezerwowych.
Wkrótce o Valencii i Echavarii usłyszała jednak cała Polska. Bynajmniej nie ze względu na boiskowe osiągnięcia. Po zakończeniu rozgrywek, w których nie zanotowali już więcej występów, gracze udali się do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, co się tam wydarzyło.
Internet obiegły bowiem zdjęcia piłkarzy wykonane na terenie miejsca pamięci. Zawodnicy pozowali na ich uśmiechnięci od ucha do ucha, nie zachowując choćby minimalnych pozorów powagi. Po fali negatywnych komentarzy zainterweniował rzecznik "Białej Gwiazdy". Zdjęcia usunięto, jednak niesmak pozostał.
I chyba ten incydent zdeterminował przyszłość zawodników w Wiśle. Klub odesłał ich do kraju z końcem czerwca, pół roku przez zaplanowanym terminem, ani myśląc korzystać z zapisanych opcji pierwokupu.
Nawet po czasie trudno ocenić sens tych wypożyczeń. Valencia i Echavarria byli dla "Białej Gwiazdy" wyłącznie obciążeniem płacowym, nie oferując wiele w zamian. A co robią dziś? Pierwszy wciąż gra w piłkę. Po serii czterech kolejnych wypożyczeń odnalazł się w Americe de Cali i w Deportes Tolima. Interesująca jest jednak sprawa drugiego.
Echavarria pozostał natomiast w Europie, szukając szczęścia w Finlandii. Grał w SJK Seinaejoki i Honce. Potem wrócił do kraju, by reprezentować barwy Patriotas, z powrotem Independiente Medellin oraz Jaguares de Cordoba. Tu ślad się urywa. Wiele wskazuje na to, że w 2021 roku gracz zakończył więc karierę i wiedzie życie z dala od piłki.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.