Arsenal pudłował jak najęty i momentami drżał o wynik. Dopiero Saka dał spokój

Arsenal pokonał u siebie Olympiakos Pireus 2:0 (1:0) w fazie ligowej Ligi Mistrzów. Piłkarze Mikela Artety przypieczętowali wygraną dopiero w doliczonym czasie gry.
Przed pierwszym gwizdkiem w Londynie w roli ogromnego faworyta do zwycięstwa stawiano Arsenal. Predykcje szybko okazały się trafne.
Zawodnicy Mikela Artety wyszli na prowadzenie po 12 minutach. Viktor Gyokeres świetnie poradził sobie z przeciwnikami i oddał strzał na bramkę. Jego uderzenie wylądowało jednak na słupku. Do piłki natychmiastowo dopadł Gabriel Martinelli, który wpakował ją do siatki.
"Kanonierzy" nie zamierzali zwalniać tempa i nieustannie nacierali. O dziwo, Olympiakos postawił mocny opór, blokując rywalom dostęp do swojej bramki. Ostatecznie po pierwszej połowie było 1:0 dla gospodarzy.
W 67. minucie na Emirates Stadium miało miejsce istne trzęsienie ziemi. Pomocnik greckiego zespołu, Chiquinho trafił do siatki. Po wideoweryfikacji VAR jego bramka została jednak anulowana. Arbiter dopatrzył się spalonego.
Arsenal długo bił głową w mur, koncertowo marnując kolejne sytuacje i prowokując rywali do wyrównania. Swoje musiał wybronić David Raya. Finalnie w doliczonym czasie gry gospodarze przypieczętowali swoje zwycięstwo. Do siatki trafił rezerwowy tego dnia Bukayo Saka.
Arsenal wygrał na własnym obiekcie z Olympiakosem Pireus wynikiem 2:0.