Artur Wichniarek wspomina mecz z Lechem Poznań. "K***a, nic nie załatwione. Jak strzelisz, to cię zaje****my"

Artur Wichniarek w rozmowie z "newonce.sport" wrócił do czasów, gdy bronił barw Widzewa Łódź. 44-latek do dziś pamięta zdarzenie, do którego doszło przed meczem z Lechem Poznań.
Wichniarek w Widzewie grał w latach 1998-1999. Później przeniósł się do Arminii Bielefeld. Jak się okazuje, wpływ na decyzję o transferze miały m.in. wydarzenia w Poznaniu.
Widzew w sezonie 1998/99 w przedostatniej kolejce sezonu mierzył się na wyjeździe z Lechem. Dla Wichniarka było to szczególne spotkanie, bo jest wychowankiem "Kolejorza". Napastnik nie wspomina jednak miło tego, co go wówczas spotkało.
- Powiem szczerze, moment, gdy powiedziałem, że muszę wyjechać i mam dosyć to był przedostatni mecz sezonu bodajże 1998/99. Graliśmy z Lechem i grożono mi, że jak strzelę bramkę, to mi się nic nie stanie, bo szanują mnie jako piłkarza, ale wiedzą, gdzie moja siostra chodzi do szkoły - wyznał były napastnik.
- Idę przez ciemny tunel na starej Bułgarskiej i ktoś mnie łapie za szyję i mówi: "K***a, nic nie załatwione. Jak strzelisz, to cię zaje*iemy" - przytoczył.
- Gość stał przy budynku klubowym. Czyli musi mieć wjazd na stadion, czyli to nie jest jakiś no name. W komentarzu po meczu dla Canal+ powiedziałem, że taka sytuacja nie może mieć miejsca, że wyjadę z tej ligi, bo to nie ma sensu - dodał.
- Grało mi się niekomfortowo. Przegraliśmy z Lechem, z którym walczyliśmy o awans do eliminacji Ligi Mistrzów. Wiadomo, jakie były wtedy czasy. Ja z ręką na sercu, mogę powiedzieć, że nie dołożyłem się, by sędzia dobrze sędziował. To jest temat bardzo nieprzyjemny. Nie ma co go rozgrzebywać, bo ten proceder chyba się skończył - podsumował Wichniarek.
