"Byliśmy lepsi. Czerwona kartka to policzek". Djurgardens w swoim świecie po laniu od Lecha
Szwedzi nie mogą pogodzić się z czerwoną kartką dla Marcusa Danielssona w meczu Djurgardens z Lechem. - To był policzek - grzmiał Elias Andersson.
Lech w czwartek w wielkim stylu przypieczętował awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Poznaniacy wygrali na wyjeździe z Djurgardens 3:0.
Mistrzowie Polski praktycznie przez cały mecz kontrolowali przebieg gry. Było im o tyle łatwiej, że w końcówce pierwszej połowy z boiska wyleciał Marcus Danielson. Szwed wyciął wychodzącego na czystą pozycję Afonso Sousę. Pierwotnie zobaczył żółtą kartkę, ale sędzia Duje Strukan zmienił decyzję po wideoweryfikacji.
Gospodarze nie potrafili pogodzić się z karą dla doświadczonego obrońcy. I dziennikarze, i piłkarze przekonywali, że kara była zbyt surowa.
- To okropna czerwona kartka. Według mnie nie powinno jej być. Chorwacki sędzia może bronić się przepisami, ale dając żółtą kartkę Danielsonowi nie popełnił oczywistego błędu - grzmiał Bojan Djordjić, ekspert szwedzkiego "Viaplay".
Wtóruje mu Elias Andersson. Jego zdaniem to gospodarze do momentu czerwonej kartki byli lepsi.
- Tak, to było okropne. Ja i Jesper Loefgren byliśmy blisko, gdy piłkarz Lecha mijał Danielsona - komentował Andersson.
- W pierwszej połowie byliśmy lepsi, więc czerwona kartka była jak policzek - dodał obrońca gospodarzy.
Pretensji do sędziego nie zgłaszał sam Danielsson. Szwed przyznał, że szybko zrozumiał, że wyleci z boiska.
- VAR nie jest moim najlepszym przyjacielem. Chyba po raz trzeci dostaję czerwoną kartkę po wideoweryfikacji. Sędzia niewiele powiedział moi po swojej decyzji. Pytałem go, ale rzadko można się czegoś dowiedzieć. Kiedy pobiegł do monitora, zrozumiałem, że to koniec - przyznał Danielsson.