Były gracz Lechii rządzi w topowej lidze. Szok! Kosztował miliony, może być jeszcze droższy

Co łączy Manchester United, Lechię Gdańsk i Torino? Złośliwi wskażą na podobne miejsca w tabeli. Niezłośliwi - na Vanję Milinkovicia-Savicia, który w ostatnich latach odpalił jak mało kto.
W 2014 roku Vanja Milinković-Savić miał przed sobą wizję żnakomitej kariery. Po latach w Grazer AK oraz Vojvodinie Nowy Sad bramkarzem zainteresował się Manchester United. "Czerwone Diabły" sprowadziły golkipera za blisko dwa miliony euro, wypożyczając go najpierw na rok do macierzystego klubu. Tam postawił on swoje pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu.
Po słodko-gorzkim sezonie, który rozpoczął w podstawowym składzie, a zakończył na ławce rezerwowych, Milinković-Savić powrócił do Anglii. Tym razem jako świeżo upieczony mistrz świata do lat 20. Napotkał jednak na kolejne trudności. Na Wyspach nie chciano mu bowiem wydać pozwolenia na pracę. Młody piłkarz próbował imać się różnych rozwiązań. Ostatecznie sam nie był jednak w stanie nic wskórać.
Władze Manchesteru United straciły cierpliwość. Pod koniec 2015 roku "Czerwone Diabły" rozwiązały umowę z Milinkoviciem-Saviciem. Okazję wyczuła Lechia Gdańsk, która zdołała uprzedzić inne zainteresowane ekipy i porozumiała się z młodym zawodnikiem, oferując mu czteroipółletni kontrakt. Praktycznie z miejsca stał się on pierwszym wyborem między słupkami - degradując w hierarchii Łukasza Budziłka.
Przez półtora roku w klubie Milinković-Savić zdążył stać się czołowym bramkarzem Ekstraklasy. W 29 występach zachował osiem czystych kont, co, jak na słynącą wówczas ze sporych wahań formy Lechię, było zaskakująco dobrym wynikiem. W sezonie 2015/16 Milinković-Savić przyczynił się do zajęcia przez klub piątej pozycji, zaś w kampanii 2016/17 - czwartej lokaty.
Dobre występy Serba szybko przyniosły zainteresowanie mocniejszych klubów. O ile latem 2016 Lechia zdołała skutecznie odrzucić zainteresowanie silnych ekip, o tyle zimą 2017 nie była już w stanie odeprzeć ich zakusów. Wówczas Torino zaklepało sobie podpis golkipera, definitywnie ściągając go z końcem rozgrywek. Gdańszczanie mieli dostać za niego grubo ponad dwa miliony euro.
Początki w Serie A nie były proste. Serb przegrał rywalizację o miejsce w składzie z doświadczonym Salvatore Sirigu, występując tylko w Pucharze Włoch. Władze klubu nie chciały, żeby taki talent marnował się na ławce rezerwowych i wysłały go na serię wypożyczeń. Najpierw do SPAL, później do Ascoli, a na koniec do Standardu Liege. Tam też jednak praktycznie na niego nie stawiano.
W 2020 roku Milinković-Savić na stałe osiadł w Torino. Wobec coraz słabszej dyspozycji Sirigu klub zaczął go potrzebować. A on był zwarty i gotowy. Przez kolejny rok znosił rolę rezerwowego, a gdy Sirigu odszedł z klubu, wskoczył między słupki. I już nie oddał miejsca w jedenastce. W sumie zanotował dla klubu 158 występów, notując 52 czyste konta i wydatnie przyczyniając się do kolejnych utrzymań w elicie.
Po latach gry na wysokim poziomie szybko zaczęło być głośno o rychłym transferze Milinkovicia-Savicia do topowej ekipy. Mówiło się o angielskich i włoskich klubach. Ostatecznie padło na Napoli, które nie chciało polegać jedynie na Aleksie Merecie. Mistrzowie Włoch tego lata wypożyczyli Serba z obowiązkiem wykupu za 21 milionów euro. To jedna z najwyższych kwot zapłaconych kiedykolwiek za byłego ekstraklasowicza.
Pod względem sum transferowych przenosiny Serba przeganiają tylko transfery wybranych Polaków, jak Roberta Lewandowskiego do Barcelony, Krzysztofa Piątka do Milanu i Arkadiusza Milika do Napoli. Lechia nie zarobiła ani grosza. W 2018 roku gdańszczanie zrzekli się należnych im pięciu procent z kolejnego transferu, co było ceną szybszego otrzymania środków za transfer. Inaczej klub czekałby na pieniądze trzy lata.
W nowym klubie Milinković-Savić zaliczył jak dotychczas cztery występy i nie zanotował ani jednego czystego konta. Obecnie leczy kontuzję pleców, jednak nie ma wątpliwości, że po uporaniu się z urazem powróci między słupki. Jego ekipa chce tymczasem sunąć po następne mistrzostwo Włoch oraz jak najlepszy rezultat w europejskich pucharach - co może zaprocentować w przyszłości kolejnym, jeszcze większym transferem Vsnji.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.