Doświadczony kadrowicz wypalił o Probierzu. "Coś we mnie pękło"

Bartosz Bereszyński w poniedziałek został awaryjnie powołany do reprezentacji Polski. Obrońca w rozmowie z TVP Sport nie ukrywał, że bardzo zależało mu na powrocie do kadry narodowej.
Podczas poprzednich zgrupowań Bereszyński nie liczył na powołanie ze względu na swoją sytuację klubową. Teraz regularnie gra w Palermo i cieszy się, że ostatecznie mógł przyjechać na zgrupowanie.
- We wrześniu i październiku nie liczyłem na powołanie, ponieważ dość późno podpisałem kontrakt z Palermo. W dwóch ostatnich meczach ligowych wystąpiłem od początku, więc pomyślałem, że jestem gotowy i na kadrę. Celem było powołanie. Kiedy się okazało, że mnie nie ma na liście – byłem po ludzku rozczarowany i zawiedziony - przyznał Bereszyński.
- Bardzo chciałem wrócić do kadry i w niej grać, więc taka reakcja to coś normalnego. To miało mnie zmobilizować do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Kiedy Janek Bednarek doznał urazu, na wewnętrznej grupie pojawiły się hasła: "Bereś, szykuj się, czekamy na ciebie". Nadzieja wróciła, ale telefon milczał. Dopiero w poniedziałek około godziny 20 zadzwonił trener Jan Urban i bardzo się ucieszyłem – to zastrzyk pozytywnej energii. Zgrupowanie kadry to dla mnie zawsze wyjątkowy czas - podkreślił.
Bereszyński w rozmowie z TVP Sport wspominał także współpracę z Michałem Probierzem. Przyznał, że swego czasu nie czuł się sprawiedliwie traktowany przez byłego selekcjonera.
- Trener Probierz miał dla mnie również rolę poza boiskiem, ale na zgrupowanie przyjeżdżali debiutanci i od razu grali. A ja szansy nie dostałem i to mnie bolało, bo czułem się gotowy, by grać i coś dać drużynie. Po jednym ze zgrupowań mocno się zdenerwowałem, coś we mnie pękło i trener zobaczył tę piłkarską złość. Miesiąc później zagrałem z Portugalią i doznałem kontuzji, która wykluczyła mnie na parę tygodni. A podejrzewam, że tamtym spotkaniem wywalczyłem sobie miejsce w składzie - powiedział.
- Mówiąc szczerze, w czerwcu ciężko mi było się połapać, kto mówił prawdę, a kto nie. O odebraniu opaski dowiedziałem się krótko przed odprawą Michała Probierza, ale decyzja była już podjęta. Źle się wtedy czułem i po odprawie wziąłem lekarstwa i poszedłem spać. Wiem, że tamtej nocy działo się dużo, ale ja w tym nie uczestniczyłem. Wszystkiego dowiedziałem się rano i przyznam, że zamieszanie było duże. Czas pokazał, że niepotrzebne, ponieważ na boisku nam nie pomogło – w Helsinkach przegraliśmy. Każdy szef, prezes czy trener ma prawo do podejmowania decyzji, a później są tego konsekwencje. Moim zdaniem nikt na tym nie wygrał, wszyscy przegrali – my jako drużyna i jednostki - zakończył.