Lech Poznań upolował prawdziwego kozaka. Warto było zapłacić

To musiał być hit. Lech Poznań zapłacił spore jak na tamte czasy pieniądze, jednak Siergiej Kriwiec był dla "Kolejorza" zawodnikiem kompletnym. A w jednym nikt nie może się z nim równać.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat przez ekipę Lecha Poznań przewinęło się wielu pomocników. Niektóre transfery były bardziej udane, inne mniej. Niewielu nowym nabytkom udawało się jednak wywoływać ciarki na plecach sympatyków. Właśnie kimś takim dla "Kolejorza" był Siergiej Kriwiec.
Rzadko do klubu trafiali piłkarze, którzy zdołali już wcześniej zabłysnąć na europejskich parkietach. Kriwiec zaczynał karierę w Lokomotiwie Mińsk, z którego przeniósł się do BATE Borysów. Tam zaś wystrzelił jak z armaty. Regularnie dostarczał drużynie gole i asysty w lidze czy w pucharach.
Kluczowy był sezon 2008/09. Białorusin występował wówczas z klubem w Lidze Mistrzów. Strzelił dla zespołu pierwszego, historycznego gola w Champions League w starciu z Juventusem. Na zakończenie kampanii został zaś wybrany najlepszym zawodnikiem białoruskiej ekstraklasy. Jak na pomocnika to nawet więcej niż nieźle.
Znakomita forma Kriwca sprawiła, że zaczęło o niego dopytywać wiele zachodnich klubów. W tym Lech Poznań. Koniec końców strony dogadały się w grudniu 2009 roku. Piłkarz podpisał z "Kolejorzem" trzyipółletni kontrakt i odziedziczył po Jacku Dembińskim koszulkę z "dziesiątką" na plecach. Kosztował około 300 tysięcy euro.
Ostatecznie zawodnik nie wypełnił do końca porozumienia. Grał w Lechu przez dwa i pół roku. Jednak co to były za mecze! Niedługo po rozpoczęciu rundy wiosennej Ekstraklasy Białorusin przywitał się bramkami z Cracovią i GKS-em Bełchatów. Przede wszystkim mistrzowsko dyrygował jednak grą drużyny w środku pola. I właśnie to było w nim najcenniejsze.
Lech z grającym od deski do deski w każdym spotkaniu Kriwcem w składzie nie zaliczył już w rundzie wiosennej żadnej przegranej, zdobywając mistrzostwo Polski w sezonie 2009/10. Zaprowadziło to "Kolejorza" do kwalifikacji do Ligi Mistrzów, skąd zawędrował on najpierw do eliminacji, a potem - do fazy grupowej Ligi Europy.
Tam Kriwiec zyskał następne pole do popisu. W meczach z Juventusem, Red Bullem Salzburg i Manchesterem City wyrastał na prawdziwego lidera zespołu. Był tam, gdzie być powinien oraz dostarczał liczby, co w przypadku europejskich pucharów było niebywale ważne. W fazie grupowej zaliczył w sumie trzy asysty. W tym tę.
Czwartą dołożył w fazie pucharowej. Lech odpadł jednak ze Sportingiem Braga. Gra w europejskich pucharach okazała się zresztą dla "Kolejorza" pocałunkiem śmierci. W następnej kampanii zakończył on rozgrywki dopiero na piątym miejscu w tabeli. Wówczas pojawiły się również pierwsze plotki o możliwym odejściu Kriwca.
Ten trwał jednak w drużynie dalej. Dawał z siebie wszystko, niezależnie od tego, czy był wystawiany bardziej z tyłu, czy bardziej z przodu, czy łatał dziury na skrzydłach. Choć z czasem zaczęło znajdować to coraz mniejsze odzwierciedlenie w liczbach, Lech bez Kriwca w jedenastce, a przynajmniej na boisku, tracił na jakości.
W końcu przyszedł jednak czas, gdy Kriwiec wypadł na dłużej. Doznał urazu pleców, przez który pauzował kilka miesięcy. Bez niego "Kolejorz" cudem awansował do europejskich pucharów w przedostatniej kolejce Ekstraklasy. Zajął jednak i tak tylko czwarte miejsce. Jak się okazało, było to pożegnanie Białorusina z zespołem.
W sierpniu 2012 roku Kriwiec rozwiązał kontrakt z klubem i podpisał umowę z ekipą chińskiej ekstraklasy, Jiangsu Sainty. Pożegnał się z klubem, zdobywając osiem bramek oraz dokładając 14 asyst na przestrzeni 86 występów. Pożegnanie było zaś tylko czasowe. Po latach w Chinach, na Białorusi (BATE Borysów) i we Francji (FC Metz) Kriwiec wrócił do Polski.
Białorusin reprezentował barwy Wisły Płock i Arki Gdynia, jednak nigdzie nie zdołał zagrzać miejsca na dłużej. Nie pomógł też powrót do ojczyzny, gdzie przywdziewał trykot Dynama Brześć. Wreszcie w 2021 roku Kriwiec wrócił do Lecha. Tym razem nie zasilił natomiast pierwszej drużyny, a drugi zespół. Wciąż dawał z siebie wiele w trzecioligowych rezerwach.
Jakby tego było mało, rok później, po tym, jak "Kolejorz" nie przedłużył z nim umowy, Kriwiec zasilił szeregi kolejnego poznańskiego klubu. Został piłkarzem założonej przez kibiców Wiary Lecha Poznań. W gronie fanów pograł przez dwa lata w V lidze i odwiesił buty na kołek. Może się poszczycić tym, że żaden inny zawodnik nie przeszedł takiej ścieżki, co on.
Po zakończeniu kariery Kriwiec pozostał w stolicy Wielkopolski. Zrobił papiery trenerskie, po czym przeniósł się do jeszcze innej poznańskiej drużyny. Od lipca szkoli młodzież w Warcie. Jest asystentem trenera w zespole U-17. Nie można wobec tego wykluczyć, że jeszcze o nim usłyszymy...
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.