Marzenie Lewandowskiego, czyli jak (nie) stać się piłkarzem Realu Madryt

Marzenie Lewandowskiego, czyli jak (nie) stać się piłkarzem Realu Madryt
Ververidis Vasilis / Shutterstock.com
Od czasu gdy Robert Lewandowski zmienił agenta, zatrudniając jednego z najlepszych w tej branży, futbolowy świat wręcz przegania się w spekulacjach o jego ewentualnym transferze do Realu Madryt. Jedni twierdzą, że już wszystko dogadane i latem Polak wyląduje na Santiago Bernabeu, drudzy z kolei uważają, że Bayern go po prostu nie sprzeda. Ale czy nasz najlepszy piłkarz zrobił do tej pory wszystko, by kiedykolwiek włożyć białą koszulkę „Królewskich”?
Przeanalizujmy, młody chłopak z Polski, początkujący piłkarz, tułający się po boiskowych wertepach warszawskich zespolików, kibicuje na co dzień klubowi, w którym marzy kiedyś zagrać – Realowi Madryt. Klubowi, który zdobył najwięcej europejskich trofeów i którego plakaty zdobią jego pełen sportowych fantazji pokój.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po latach świetnej gry na europejskich arenach w barwach Borussii Dortmund, strzela 4 gole w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko ów zespołowi z plakatów, a ówczesny szkoleniowiec Realu Jose Mourinho osobiście namawia go na przejście pod swoje skrzydła. Robi to także prezes klubu Florentino Perez. Wydaje się wtedy, że marzenia się spełniają i wystarczy tylko po nie sięgnąć.

Obiecanki cacanki

Lewandowski wcześniej jednak zostaje dostrzeżony przez Bayern Monachium i deklaruje, że po wygaśnięciu kontraktu w Dortmundzie, zamieni barwy na czerwone.
Przypomnijmy, że była to słowna obietnica, niepotwierdzona żadną pisemną umową, której ewentualne złamanie mogłoby nieść za sobą poważne konsekwencje i przysporzyć klubowi nieprzyjemności. Jednak dla „Lewego” honor oraz zwykła ludzka przyzwoitość były tutaj na pierwszym miejscu, a na ziszczenie dziecięcych snów można było poczekać.
Ale czy piłka nożna to nie jest właśnie podążanie za sercem, a nie rozumem? Czy nie przyjdzie kiedyś czas, że można podobnych decyzji zwyczajnie żałować?

Słowo droższe pieniędzy

Lewandowski miał wówczas 25 lat, a więc był w idealnym wieku oraz miał wystarczające umiejętności i siłę mentalną, żeby grać w „Galacticos” Na dodatek nie musiał czekać, aż jego Borussia najpierw zgodzi się na transfer, a potem Real złoży odpowiednią ofertę, którą jeszcze trzeba przecież odpowiednio wynegocjować.
Był rok 2013, miał swoją kartę zawodniczą w ręku i mógł udać się gdziekolwiek chce. Miał wszystko, ale również coś, co mogło poważnie przeszkodzić w dotarciu do granic stolicy Hiszpanii - słowną umowę z prezesem Bayernu, która miała sporo namieszać.

Dziękuję, do widzenia. Idę po marzenia!

Większość piłkarzy w takich okolicznościach powiedziałaby: „Bardzo dziękuję za zainteresowanie, wiem że obiecałem, ale musicie mnie zrozumieć – interesuje się mną klub moich marzeń, któremu kibicuję od dziecka!”. On tego nie zrobił i na pewno należy mu się ogromny szacunek za konsekwencję i poszanowanie zwykłego ludzkiego uścisku ręki.
Z drugiej strony fakt jest faktem – „Lewy” w styczniu 2014 roku podpisał kontrakt z Bayernem, tak więc podejście numer jeden do ukochanej drużyny upadło. Ile będzie zatem kolejnych zakusów?

Jeszcze przyjdzie czas

Lewandowski, pewny swoich umiejętności, tą decyzją wcale nie zamknął sobie drzwi do Madrytu. Przynajmniej tak uważał. Przypuszczał, że na transfer jest jeszcze czas, a jego dobra gra w stolicy Bawarii jeszcze bardziej zachęci włodarzy „Królewskich” i jednocześnie pozwoli mu podciągnąć swoje umiejętności.
To mógł być niewątpliwie dobry krok, pod warunkiem, że w międzyczasie na biegunie nie pojawią się inni utalentowani napastnicy, którzy mogą stać się dla niego poważną konkurencją. Real Madryt znany jest z tego, że dwa razy nie prosi o piłkarzy. To piłkarze powinni prosić o grę w ich barwach i najlepiej głośno to deklarować. Lewandowski jednak w swoich wypowiedziach był znów bardzo dyplomatyczny i ostrożny.

Cicho sza

Pytany wielokrotnie o Real nigdy głośno nie mówił o potencjalnej chęci dołączenia do niego w przyszłości. Nigdy nie wyszedł poza ramy piłkarskiej przyzwoitości oraz lojalności do swojego klubu, którego przecież traktuje jedynie jak bogatego pracodawcę, a nie miejsce, z którym mógłby się związać emocjonalnie.
Nigdy nie powiedział czegoś, co mogłoby jakkolwiek urazić jego szefów, a chodzi przecież tylko o niewinny znak, dowodzący, że temat przejścia Roberta Lewandowskiego do „Galacticos” jest zawsze aktualny. Ale zamiast walczyć o piłkarskie spełnienie, po dwóch latach gry w Bayernie... przedłużył kontrakt, którego koniec przewidziany jest na rok 2021, czyli kiedy będzie miał 33 lata!

Czas leci nieubłaganie

Dużo zmieniło się pod koniec poprzedniego sezonu, kiedy Robert otwarcie krytykował kolegów z drużyny, a Bayern znów przedwcześnie odpadł z Ligi Mistrzów. Wydawało się, że będzie to wreszcie idealny moment na rozpoczęcie projektu „Lewandowski w Realu”.
Idealny również na zatrudnienie Piniego Zahaviego, agenta słynącego z ogromnych możliwości negocjacyjnych i mogącego ten transfer sprawnie domknąć.
Jednak „Lewy” znów zwlekał i unikał tematu jak ognia, a do wspomnianego agenta zapukał dopiero teraz. Nawet sam Cristiano Ronaldo namawiał go na dołączenie do drużyny, ale i wtedy lojalność wobec mistrza Niemiec znów wzięła górę nad sportowym powiewem fantazji. A czas leciał. Nasz polski as miał wówczas 29 lat.

Cierpliwości Panie Prezesie

Wydawało się wówczas, że to „ostatni gwizdek” na zmianę klubu, bo Real Madryt słynie z tego, że w zasadzie nie kupuje zawodników trzydziestoletnich. Czy dziś, kiedy w końcu doczekaliśmy się aż polski napastnik wysłał dosadny znak w stronę Madrytu, jest to dobry moment dla obu stron na porozumienie?
Czy w okolicznościach kiedy na horyzoncie pojawili się choćby Harry Kane czy Mauro Icardi (zawodnicy o kilka lat młodsi i strzelający mnóstwo goli), to „Królewscy” nie wybiorą kogoś bardziej przyszłościowego?
Pamiętajmy także, że negocjacje z szefami Bayernu do najłatwiejszych nie należą i grube miliony wcale nie muszą przekonać do sprzedaży najlepszego przecież napastnika na świecie.
A cierpliwość Florentino Pereza z pewnością nie jest nieskończona. Ma temu dowodzić domniemany sms wysłany do szefa Bawarczyków, że Robertem wcale nie jest zainteresowany.

Bolesne przebudzenie?

Każdy człowiek powinien dążyć za swoimi pragnieniami i fantazjami, nawet w tak poważnym biznesie jakim jest futbol. Bardzo chcielibyśmy przecież zobaczyć tego małego chłopca z boiskowych wertepów, który nawet kosztem życzliwego wycofania się z dżentelmenskiej obietnicy, zwyczajnie realizuje swoje sportowe ambicje i dziecięce marzenia.
Nie ulega wątpliwości, że na drodze swojej wspaniałej kariery Robert Lewandowski miał okazję zrobić dużo więcej, by spełnić ten hiszpański sen. Zaryzykować, sprawdzić się, poszukać nowego wyzwania, zanim nie będzie za późno. Czy uda mu się to w najbliższym okienku transferowym? Oby tylko nie obudził się z ręką w... Monachium.
Paweł Chudy

Przeczytaj również