Miał być nowym Messim, wyceniali go na grubą kasę. Teraz się odradza po niszczących latach

Miał być nowym Messim, wyceniali go na grubą kasę. Teraz się odradza po niszczących latach
IPA / pressfocus
Był postrzegany za jeden z największych talentów Barcelony w XXI wieku. Kibice i eksperci nazwali go następcą Leo Messiego, lecz na jego drodze stanęły potworne kontuzje. Ansu Fati, który kilka lat temu był wyceniany na 80 mln euro, dziś szuka szczęścia za granicą. Początek ma jednak obiecujący.
Mecz z Betisem w La Liga z 25 sierpnia 2019 zapewne na zawsze zapadnie w pamięci Ansu Fatiego. To właśnie wtedy niespełna 17-letni atakujący zanotował swój oficjalny debiut w barwach Barcelony. Na murawie spędził blisko kwadrans, zmieniając Carlesa Pereza. Tydzień później, przy okazji spotkania z Osasuną, zdobył z kolei pierwszą bramkę w barwach giganta. Kataloński zespół zremisował wtedy 2:2.
Dalsza część tekstu pod wideo
Fati nie zwolnił tempa i z każdym kolejnym spotkaniem nabierał coraz większej pewności. Efekt? Swój trzeci występ w barwach Barcelony skwitował trafieniem i asystą do Frenkiego de Jonga. Kibice byli nim zachwyceni, media okrzyknęły zaś następcą Leo Messiego. Początek 17-latka miał prawo imponować, wszak po trzech meczach mógł pochwalić się dwoma golami i asystą. Tydzień później zagrał nawet u boku idola.
Kariera młodego skrzydłowego szybko zaczęła jednak notować coraz więcej upadków. Na jego drodze stawały powtarzające się kłopoty zdrowotne. Już w swoim pierwszym sezonie opuścił kilka spotkań z powodu kontuzji kolana. Mimo urazów premierowe rozgrywki kończył z udziałem przy ośmiu golach.
Sezon 2020/21 wychowanek Barcelony rozpoczął już jako pełnoprawny piłkarz pierwszego składu. W meczu z Villarrealem (4:0), który inaugurował nową kampanię, ustrzelił dublet i dołożył asystę. Pięć dni później wpisał się na listę strzelców z Celtą Vigo. Swój dorobek powiększył natomiast o bramkę w przegranym pojedynku Realem Madryt (1:3). Wydawało się, że kariera Hiszpana idzie w dobrą stronę.
Wtedy przyszło starcie z Betisem w La Liga. Fati opuścił boisko już w przerwie meczu. Przeprowadzone po ostatnim gwizdku badania nakreśliły jednak czarny scenariusz. Hiszpan uszkodził łąkotkę, choć jak mówiła pierwsza diagnoza, przerwa od gry miała potrwać cztery miesiące. Wstępny plan zakładał, że piłkarz opuści szpital po 48 godzinach od operacji. Sytuacja szybko zaczęła się poważnie komplikować.
Jak informowały hiszpańskie media, kolano młodej gwiazdy ulegało zapaleniu. Odpowiednich efektów nie przynosił także proces rehabilitacji. Władze klubu zdecydowały się, że nie obejdzie się bez drugiej operacji. Fati przeszedł artroskopię, lecz kolano wciąż było w opłakanym stanie. Konieczny okazał się trzeci zabieg. Z tego powodu wielki talent wypadł z gry do końca sezonu i nie wystąpił na EURO 2020.
Na boisko Fati wrócił ponad rok później, pod koniec września 2021 roku. Lepszego wejścia w kolejny sezon nie mógł jednak sobie wymarzyć. Już w pierwszym występie po kontuzji wpisał się na listę strzelców w pojedynku z Levante. Dwie kolejki później zdobył bramkę i dołożył asystę z Valencią. Po czterech występach Hiszpan znów wypadł jednak z gry - najpierw przez uraz kolana, a potem uda. W efekcie swój drugi sezon w Barcelonie kończył z dorobkiem dziesięciu meczów, czterech goli i asysty.
Kłopoty zdrowotne zawodnika ustabilizowały się dopiero w 2022 roku, a więc trzy lata po debiucie w drużynie z Katalonii. Na przestrzeni całego sezonu uzbierał 36 spotkań, siedem goli i cztery asysty. Na boisku spędził jednak tylko 1382 minuty. Mimo to znany serwis Transfermarkt.de wyceniał go nawet na 80 mln euro. Eksperci wróżyli z kolei piękną karierę na wzór Messiego. Opinia publiczna nie miała wątpliwości, że w Barcelonie gra przyszły zdobywca Złotej Piłki i jeden z najlepszych piłkarzy świata.
Niestety, kariera reprezentanta Hiszpanii szybko zaczęła zmierzać w nieodpowiednim kierunku. Z racji tego, że nie mógł liczyć na regularną grę w barwach "Blaugrany", na początku września 2023 roku udał się na wypożyczenie do Brighton w poszukiwaniu minut. Krótka przygoda w Premier League nie przebiegła jednak po jego myśli. W 19 meczach zdobył zaledwie dwie bramki i po sezonie wrócił do Barcelony.
Wydawało się, że powrót do stolicy Katalonii będzie strzałem w dziesiątkę. Fati mógł odżyć pod wodzą Hansiego Flicka. Sezon 2024/25 rozpoczął się jednak w najgorszy możliwy sposób. Hiszpan najpierw doznał urazu stopy, a następnie pauzował z powodu problemów mięśniowych. Powrót skrzydłowego dłużył się niemiłosiernie. W całych rozgrywkach zaliczył raptem sześć meczów i skromne 232 minuty.
Wiele wskazuje na to, że miniona kampania w La Liga mogła być dla niespełnionej gwiazdy ostatnią w barwach "Dumy Katalonii". Podczas letniego okna transferowego udał się na kolejne wypożyczenie, tym razem do AS Monaco. Mimo słabego początku, bo pierwsze cztery spotkania spędził poza kadrą, reprezentant Hiszpanii zaczyna odżywać. Do tej pory rozegrał 11 starć i dołożył sześć bramek. Jeśli pójdzie za ciosem, najpewniej zmieni otoczenie na stałe. Francuzi zapewnili sobie klauzulę wykupu.
Liczne urazy sprawiły, że Fati stracił blisko 140 spotkań i mocno utracił na wartości. Według serwisu Transfermarkt jego wycena to dziś 10 mln euro. W najgorszym momencie, czyli tuż po opuszczeniu Barcelony na rzecz Monaco, wart był tylko 5 mln euro, czyli mniej niż obecnie np. Oskar Pietuszewski.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Ciekawostki: Piłka Zagraniczna", w którym piszemy o obecnych, byłych, czy niedoszłych gwiazdach futbolu, których historia zasługuje na przypomnienie.
Piotr - Sidorowicz
Piotr SidorowiczDzisiaj · 13:30
Źródło: własne

Przeczytaj również