Neapolitański sen o scudetto. Jak nie teraz, to kiedy?

Neapolitański sen o scudetto. Jak nie teraz, to kiedy?
Oleksandr Osipov / shutterstock.com
Po ubiegłotygodniowym historycznym zwycięstwie Napoli nad Juventusem, ostatnia prosta w wyścigu o mistrzostwo Włoch zapowiada się niezwykle ekscytująco. Jeśli podopiecznym Mauricio Sarriego w tym roku nie uda się sięgnąć po tytuł, prawdopodobnie poczekamy na to jeszcze długo.
W swojej ponad 90-letniej historii „Azzurri” wygrali włoską ligę tylko dwukrotnie, w sezonie 1986/87 oraz 1989/90, kiedy barw klubu bronił Diego Armando Maradona. W międzyczasie zdobyli jeszcze Puchar UEFA, a „boski Diego” stał się legendą klubu ze 115 bramkami na koncie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wraz z odejściem Maradony w 1991 roku, Napoli staczało się już po równi pochyłej. Dwukrotnie spadało z Serie A (1998, 2001), a wraz z długami przekraczającymi 70 mln euro, ogłosiło bankructwo w 2004 roku.
Dzięki wiernym inwestorom i kibicom, którzy ochoczo przychodzili na mecze 3. ligi (Serie C1), klub dostał szansę odzyskania dawnej reputacji i w 2007 roku awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej, nie opuszczając jej aż do dziś.
Sięgnął potem po dwa Puchary Włoch, dwa razy był wicemistrzem kraju oraz trzykrotnie zajął ostatnie miejsce na podium. Jednak upragnione scudetto wciąż było bardzo odległe, wręcz nieosiągalne, bo monopol na to trofeum już od 6 lat posiada odwieczny rywal - Juventus Turyn.

Nowy trener, nowa jakość

Mały przełom nastąpił w 2013 roku, gdy w drużynie zatrudniony został Rafa Benitez, hiszpański szkoleniowiec, mający na koncie wygraną Ligę Mistrzów z Liverpoolem.
Sprowadził on wówczas do Neapolu m.in. Driesa Mertensa, Gonzalo Higuaina, Jose Callejona, Pepe Reinę czy Raula Albiola, a do PSG sprzedał Edinsona Cavaniego za 63 mln euro.
Napoli grało wówczas bardzo atrakcyjny futbol, jednak nigdy nie udało mu się nawet zbliżyć do Juve, które posiadało najlepszych piłkarzy w kraju, i które z reguły pokonywało „Azzurrich” w bezpośrednich starciach.
Mimo, że ekipa spod Wezuwiusza stawała się jedną z czołowych w Europie, to jednak przepaść między nią a turyńczykami na krajowej arenie była bardzo widoczna.
Dopiero przyjście Maurcio Sarriego miało tę różnicę zmniejszyć. Włoski trener budowanie zespołu zaczął od kupna Allana oraz Elseida Hysaja, a w kolejnym oknie transferowym sprowadził m.in. Arka Milika, Piotra Zielińskiego czy nastoletniego Amadou Diawarę.
Oprócz nowych piłkarzy wprowadził również innowacyjny rodzaj futbolu ofensywnego, polegający na wymianie dużej ilości podań oraz szybkiej grze kombinacyjnej. Wcześniej taki styl zaszczepił w Empoli, jednak tutaj miał do tego o wiele lepszych wykonawców.
W poprzednim sezonie już pojawiły się tego efekty -  przebłyski świetnej gry widać było zarówno w Serie A, jak i w Lidze Mistrzów, w której piłkarze Sarriego dotarli do 1/8 finału, gdzie odpadli z Realem Madryt.
We Włoszech tylko 5 punktów straty do mistrzowskiego Juventusu pokazywało, że z roku na rok ten dystans zmniejszają i mają spore podstawy do tego, by w niedalekiej przyszłości zająć jego miejsce na szczycie tabeli. Momentami grali naprawdę fantastycznie.

Czas na przełamanie

Dziś Napoli stanie przed szansą przedłużenia marzeń o upragnionym mistrzostwie (mecz z Fiorentiną o godz. 18:00). Osiągnięcie celu dawno nie było tak blisko, gdyż wystarczy „tylko” wygrać cztery kolejne spotkania, ale także liczyć na potknięcie Juventusu. Czy to w ogóle możliwe?
„Starej Damie”, oprócz potencjalnie łatwych meczów na własnym stadionie z Bologną i Veroną, czeka jeszcze wyjazdowa potyczka z Romą – półfinalistą Ligi Mistrzów, z którą przecież zwyciężyć będzie bardzo trudno.
Piłkarze Eusebio Di Francesco wciąż grają o miejsca premiowane przyszłorocznym udziałem w Champions League, a na dodatek wczoraj potwierdzili swoją siłę, pewnie pokonując Chievo 4:1.
Dla porównania ekipa Napoli, oprócz dzisiejszego meczu z „Fiołkami”, zmierzy się jeszcze na wyjeździe z Sampdorią oraz z Torino i Crotone na Stadio San Paolo, także kalendarz wydaje się dla niej dość korzystny.
Jeśli Juventus choć raz straci punkty, a Napoli wygra wszystkie spotkania, to puchar za zdobycie mistrzostwa pojedzie na podnóże Wezuwiusza.

- Teraz albo nigdy – mówił Dries Mertens, cytowany przez Football Italia.
Kibice bowiem doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli teraz się nie uda, to w niedalekiej przyszłości może być to niewykonalne z uwagi na zainteresowanie mocniejszych klubów ich piłkarzami oraz krótką ławkę rezerwowych.

Połowa zespołu na walizkach

W przyszłym sezonie kadra może się zmienić diametralnie. Począwszy od samego szkoleniowca, o którym mówi się, że jest na szczycie listy szefów Chelsea, aby w przyszłym sezonie zastąpić Antonio Conte.
Ekipa ze Stamford Bridge poważnie interesuje się także Kalidou Koulibaly’m, Pepe Reina prawdopodobnie nie przedłuży kontraktu, a Jorginho ma trafić do Manchesteru United.
Niewiadoma jest też przyszłość Piotra Zielińskiego, którym poważnie interesuje się Jürgen Klopp, a ostatnio mówi się także o Atletico i Barcelonie.
Kwestią czasu jest także odejście Lorenzo Insigne, który uchodzi za najbardziej utalentowanego z całej kadry i na pewno prędzej czy później zgłosi się po niego ktoś bogatszy.
Oczywiście na ich miejsce można sprowadzić kogoś innego, piłkarzy o podobnych parametrach, ale z pewnością znów będzie musiało upłynąć trochę czasu, aby ci nowi się ze sobą zgrali i weszli na podobny poziom.
Tym bardziej, że charyzmatyczny prezes Aurelio de Laurentiis nigdy nie będzie dysponował budżetem takim jak Juventus, który każdego roku sprowadza jakąś gwiazdę. W Neapolu pieniądze wydaje się bardziej ostrożnie, a decyzje są wielokrotnie przemyślane i analizowane.
Przypomnijmy także, że praktycznie przez cały sezon Sarri gra jedną „jedenastką”, wpuszczając na zmiany zawsze tych samych 2-3 zawodników. Od lat boryka się z tym problemem. Każdy powie, że nie da się nic wygrać, nie mając wartościowych zmienników, jednak Napoli ma szansę tę tezę obalić.
Pierwszym krokiem ku temu było pokonanie w ubiegłą niedzielę Juventusu 1:0. Tylko zwycięstwo mogło pozwolić zachować jakąkolwiek szansę na upragnione scudetto i to się sensacyjnie udało. Bramkę, na wagę kompletu punktów, w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry zdobył Kalidou Koulibaly.

Wyjazdowy zawrót głowy

Wczoraj „Stara Dama” pokonała w Mediolanie Inter, po pasjonującym spotkaniu i niespotykanych zwrotach akcji. Goście dość szybko prowadzili po bramce Douglasa Costy, a na dodatek od 15. minuty grali w przewadze, po czerwonej kartce Vecino.
Jednak w drugiej odsłonie miejscowi sensacyjnie wyszli na prowadzenie i utrzymali je do 87. minuty, kiedy to nastąpiła katastrofa! Szybkie 2 gole Juventusu w samej końcówce pogrążyły nie tylko Inter, ale również mocnym tonem zabrzmiały w Nepolu.
Teraz piłkarze Sarriego muszą to szybko „przełknąć” i za wszelką cenę pokonać Fiorentinę, która nie wygrała od trzech meczów, zdobywając w tym czasie tylko jeden punkt. Bukmacherzy zdecydowanie faworyzują „Azzurich”, niesionych przecież wielkim triumfem nad Juve.
Kursy według LVBet:  FIORENTINA: 7,60    REMIS: 4,30    NAPOLI: 1,47
Oczywiście dzisiejsze zwycięstwo jeszcze o niczym nie zadecyduje, ale z pewnością pozwoli wywrzeć na przeciwniku presję psychologiczną, co na ostatniej prostej tego sezonu może okazać się kluczowe.
Drużyna ze stolicy Kampanii nie stoi na straconej pozycji i pomimo braku tak głośnych nazwisk, jak w Juventusie, ma okazję dokonać czegoś historycznego.
- Jeśli porówna się naszą kadrę do Juventusu, to można zobaczyć, że my dokonujemy tutaj małego cudu - podkreślił Dries Mertens.
Czy zespołowi Milika i Zielińskiego uda się ta sztuka i w maju ulice Neapolu staną się błękitne? Jeśli ten piękny sen o scudetto się ziści, to będzie można powiedzieć, że duch zespołu jest więcej wart, niż szeroka ławka rezerwowych oraz podkupieni od przeciwników piłkarze. Bo jak nie teraz, to kiedy?
Paweł Chudy
Źródło: własne

Przeczytaj również