"Nie wierzę, że przepraszał De Ligta". Listkiewicz ocenił postawę syna w hicie LM

"Nie wierzę, że przepraszał De Ligta". Listkiewicz ocenił postawę syna w hicie LM
Norbert Barczyk/Press Focus
Tomasz Listkiewicz podjął ogromne ryzyko w końcówce hitu Ligi Mistrzów. Dopatrzył się spalonego w doliczonym czasie gry, przez co przerwano akcję tuż przed golem Matthijsa de Ligta. Teraz w obronie arbitra staje jego ojciec, Michał, który rozmawiał z Super Expressem.
Holenderski stoper Bayernu utrzymywał, że asystent Szymona Marciniaka przepraszał go po zakończeniu spotkania. Przez jego szybką decyzję nie było możliwe skorzystanie z systemu VAR.
Dalsza część tekstu pod wideo
Michał Listkiewicz, w przeszłości najlepszy polski sędzia, a obecnie działacz piłkarski i obserwator sędziowski, nie wierzy w wersję De Ligta. Nie rozumie burzy, która wybuchłą w Niemczech.
- W to nie chce mi się wierzyć, bo sędziom nie wolno przepraszać. Syn ma na tyle doświadczenia... Przerabiałem wielokrotnie, że trenerzy i działacze mówili, że sędziowie przyznali się do błędu i przepraszali. To nie jest prawda. Sędziowie mają zakaz, oni nie są od przepraszania - powiedział Listkiewicz.
- Trudno mieć pretensje do De Ligta, bo to są emocje, ale nie wierzę, że mój syn, czy ktokolwiek inny przepraszali. Za co? Za przerwanie gry po spalonym? Gdyby chodziło o niesłuszne wyrzucenie z boiska, to jeszcze rozumiem. Przeprosiny indywidualne itd. W takiej sytuacji, gdy raczej jest spalony i gra wstrzymana, to w przeprosiny nie wierzę - podkreślił.
Michał Listkiewicz uważa, że gdyby nie przerwanie gry przez Marciniaka, to cała sytuacja mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Zawodnicy Realu odpuścili sobie bowiem całą akcję.
- Gromy Niemców są przesadzone. Nie rozumiem ich. Strzał De Ligta nastąpił po gwizdku, sporo po gwizdku. Co najmniej 5 sekund. Piłkarze Realu mogli stanąć i obserwować, jak De Ligt kopie piłkę. Łunin też specjalnie się nie sprężał - ocenił.
- Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby to było w trakcie walki i strzelec końcem buta strzelił mimo aktywnej interwencji obrońców. Tutaj zdobycie rzekomej bramki nastąpiło, gdy gra już stanęła. Przed nim było dwóch obrońców, De Ligt był sam. Nie wiadomo, czy ta piłka by w ogóle do niego dotarła, a jeżeliby dotarła, to byłby doskok i reakcja obrońców - zakończył.

Przeczytaj również