Niewiarygodne, jak od środka wygląda Widzew. Szczere słowa kapitana

Niewiarygodne, jak od środka wygląda Widzew. Szczere słowa kapitana
Artur Kraszewski / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 14:30
"Wynik jest poniżej oczekiwań", "ja jestem zwolennikiem ewolucji, a nie burzenia wszystkiego", "trzech trenerów na półrocze to wystarczająco dużo", "w szatni są zawodnicy, z którymi ciężko się dogadać", "nie mamy optymalnych warunków do treningu". Bartłomiej Pawłowski nie pudruje rzeczywistości, gdy rozmawiamy z nim na temat kryzysu Widzewa. Wskazanie tylko jednej przyczyny wydaje się niemożliwe.
Widzew miał walczyć o czołowe miejsca, tymczasem gra o utrzymanie. Na temat sytuacji w wewnątrz drużyny, przyczyn kryzysu, ale i warunków w klubie, porozmawialiśmy z Bartłomiejem Pawłowskim - kapitanem, swoistą ikoną łodzian. Człowiekiem z wewnątrz.
Dalsza część tekstu pod wideo
JAN PIEKUTOWSKI: Postawmy sprawę jasno - Widzew wygląda źle. Dlaczego?
BARTŁOMIEJ PAWŁOWSKI: Duże zmiany. Spodziewałem się, że początek może być trudny. Nie spodziewałem się, że aż tak. Brałem udział w takim, nazwijmy to, projekcie w swoim życiu w Lechii Gdańsk, też w jednym okienku przyszło kilkunastu zawodników. Tutaj przyszło 14 i byłem świadomy, jakie są problemy ze zgraniem całych formacji i stworzeniem z tego wszystkiego drużyny. Że to jest proces troszkę dłuższy niż jak naturalnie przychodzi trzech, czterech piłkarzy w jednym okienku. Ale oczywiście to nie żadna wymówka, bo nie gramy na tyle dobrze, na ile powinniśmy i wynik jest poniżej oczekiwań.
Proces latem, ale i w trakcie sezonu, właściwie trudno nazwać przebudową.
To nie było ewolucyjne, tylko to było rewolucyjne.
Ale też z drugiej strony minęły cztery miesiące od startu sezonu, a wyniki nie dojeżdżają. Potrzeba czasu, to jasne, ale trudno wskazać zauważalny progres względem kadencji Sopicia.
Po to były te dwie terapie szokowe ze zmianą trenera. Teraz zespół potrzebuje stabilizacji, okazji do tego, aby popracować razem i pod jednym pomysłem, nie zmieniać tego za często. Trzeba też po prostu zdobyć możliwie najwięcej punktów, nawet kosztem stylu. Do zimy zagrać wyrachowanie, a podczas przerwy trener będzie miał czas, aby przejrzeć całą kadrę i wprowadzić swoje pomysły.
Jeśli źle to czytam, to wyprowadź mnie z błędu, ale chyba nie wydajesz się szczególnie zadowolony z liczby zmian w klubie.
To sytuacja dwustronna. Jeśli włodarze klubu widzieliby rozwój, to pewnie by nie zmieniali trenerów, nawet jeżeli wyniki byłyby poniżej oczekiwań, ale widzieliby światełko w tunelu. Z jakiegoś powodu tych zmian dokonywano. Mamy też efekt świeżej miotły, kiedy piłkarze, którzy grali trochę mniej, dostają nowy bodziec i ci, którzy już okrzepli, muszą znowu dołożyć ten jeden procent więcej, żeby pozycję utrzymać. Ale też nie można tak robić w kółko. Jak się ma trzech trenerów w ciągu jednego półrocza, to jest to wystarczająco dużo. Zespól też potrzebuje spokoju.
To o co Widzew walczy w tym momencie? Ze spokojem trudno, bo macie punkt przewagi nad strefą spadkową.
To transakcja wiązana - im więcej punktów, tym więcej spokoju. Jeśli chodzi o cel, to nie wiem, o czym mówili dyrektorzy przed startem sezonu.
Kiedy rozmawiałem z Michałem Rydzem, zapowiadał, że Widzew ma rywalizować z zespołami TOP5, o ile spełni założenia transferowe. A te udało się zrealizować.
Padały takie zapewnienie i dlatego też rozczarowanie zostało jeszcze spotęgowane. Nic dziwnego, że ludzie potraktowali takie słowa jako pewnik. Na początku euforia narastała, ale później malała z każdym meczem. Z mojej perspektywy każda rewolucja to coś niepewnego. Po tych kilkunastu kolejkach widać, że jest trudniej, niż wiele osób się spodziewało. Ja sam jestem raczej zwolennikiem zmian ewolucyjnych, czyli dokładania kolejnych cegiełek, a nie burzenia wszystkiego od razu i budowy od zera. Ale taka decyzja została podjęta wcześniej przez ludzi, którzy się tym zajmują zawodowo. Wiadomo - piłkarze są od tego, żeby się skupić na przygotowaniu do meczu i zrealizowaniu planu trenera.
To jaki plan ma trener Jovićević? Póki co trudno wskazać jakiś punkt zaczepienia.
Skupiamy się na tym, żeby opanować grę w środku pola, żeby to przeciwnik pracował więcej bez piłki. Ale skutki są takie, że tych punktów nie zdobywamy. Nawet jeśli pojawiło się więcej strzałów, dośrodkowań i wygranych pojedynków, to nie przynosi to wymiernego efektu. A to najważniejsze, bo jesteśmy w trudnym momencie, a wtedy potrzeba wyrachowania. My tego nie opanowaliśmy, dlatego sytuacja wygląda, jak wygląda.
A może jest coś, w czym ty dostrzegasz progres względem kadencji Sopicia i Czubaka? Miał być trenerem, który przede wszystkim dźwignie zespół mentalnie.
Ciężko mi się wypowiadać, bo też znam trenera jakieś dwa miesiące, a to nie okres czasu, w którym człowieka przejrzałeś i wiesz o nim wszystko. Ma doświadczenia z lig, w których prowadził drużyny dominujące, osiągał z nimi sukcesy. Różnice względem poprzedników? Jest bardziej proaktywny. Chce wprowadzić styl, w którym skupiamy się na realizacji własnego planu, a nie dostosowujemy się pod przeciwnika. To było widać od początku współpracy.
Jedną z różnic, którą ja dostrzegłem, jest ustawienie ciebie w środku pola. Chyba czekałeś na to od startu sezonu.
Zdecydowanie. W poprzednim sezonie, gdy wróciłem po kontuzji, wskoczyłem na skrzydło. Nie miałem przygotowania fizycznego na odpowiednim poziomie, doznałem urazu, która mnie wykluczyła na kolejne sześć tygodni. Następny okres przygotowawczy znów trenowałem w środku pola. A mimo tego u trenera Sopicia wychodziłem tylko w ataku, a u trenera Czubaka w ataku albo na skrzydle. Jovićević to pierwszy szkoleniowiec, który wystawia mnie w środku pomocy, czyli gdzieś, gdzie mogę być bardziej pod grą i mieć większy wpływ na kreację akcji całego zespołu.
A co z twoją umową? Ruszyły już jakieś rozmowy w sprawie przedłużenia?
Mam klauzulę, która pozwala na automatyczne aktywowanie.
Uzależniona od liczby minut?
Tak. Natomiast jeśli do tego przedłużenia nie dojdzie z tego tytułu, to pewnie jakieś rozmowy się odbędą. Na ten moment ich nie było.
Wcześniej mówiliśmy o tym, że do Widzewa dołączyło wielu zawodników, ale kilku z nich wyjątkowo nie spełnia oczekiwań kibiców. Mariusz Fornalczyk jest broniony, ale gorzej z Andim Zeqirim. Z czego mogą wynikać ich problemy?
Są różne uwarunkowania. Przede wszystkim rytm meczowy - jeśli przychodzi piłkarz, który w nim nie był, to on musi wskoczyć na właściwe tory, żeby być najlepszą wersją siebie. Oprócz tego są różnice językowe. Były już przypadki zawodników, którzy przychodzili i nie mówili ani po polsku, ani komunikatywnie po angielsku.
W tym momencie w szatni są tacy zawodnicy? Z którymi po prostu ciężko jest się dogadać?
Tak. I to też wpływa na grę. Swoje robi również podejście, każdy jest kowalem własnego losu i traktuje obowiązki w różny sposób. Bo można podpisać kontrakt i starać się na 100%, a można tylko chcieć budować markę na danym rynku i dokładać z siebie procent albo dwa. Zakładam też, że łatwiej ci się odnaleźć w nowym otoczeniu, jeżeli jesteś otwarty, wychodzisz z inicjatywą, niż jak jesteś introwertykiem. Dużo zależy od osoby. Są piłkarze, którzy adaptują się szybciej, bo znają język, albo mają łatwość w poznawaniu go. Są tacy, którzy łapią rytm przy kimś, kto ich wprowadza. Łatwiej też zawodnikom z akademii, takim jak Krajewski, ale też Bergierowi albo właśnie Fornalczykowi.
Bergier to chyba najlepszy z letnich transferów.
Ma łatwość w wejściu do szatni i byciu sobą. Jest zdolnym napastnikiem, dobrze znajduje się w sytuacjach, umie wykończyć akcję. Na pewno są rzeczy, które trzeba poprawić, ale mogę się zgodzić z tym, co powiedziałeś. Wniósł jakość do zespołu.
Zahaczyłem o Sebastiana, bo to jeden z tych zawodników, którzy uniknęli krytyki ze strony kibiców. Inaczej z Mateuszem Żyrą, on akurat oberwał już w meczu z Koroną.
Z mojej perspektywy to zaskakująco negatywna sytuacja - Mateusz jest tu czwarty sezon, przeskoczył mnie w liczbie meczów dla Widzewa. Zawsze był dla tego klubu na 100%, zawsze ma to samo podejście do pracy. Jeden z pierwszych w szatni, ciągle na siłowni albo biegający dodatkowo. Z jego strony wychodzi też duża inicjatywa podniesienia wartości zespołu sportowo i pozasportowo. Także w tamtym momencie, kiedy trybuny się przeciwko niemu obróciły, po ludzku zrobiło mi się przykro. Spadła na niego fala krytyki za cały zespół, bo gra wszystkie mecze, więc najłatwiej powiązać go z błędami drużyny. To było niesprawiedliwe. Sam nie mam do Mateusza żadnych pretensji, raczej stawiałbym go jako przykład człowieka, który jest w szatni potrzebny, który wpływa na innych.
Z tego powodu nie przejąłeś od niego opaski, kiedy wchodziłeś na boisku? W formie okazania wsparcia?
Ja w ogóle nie byłem na tym skupiony. Wbiegałem na boisko, kiedy przegrywaliśmy, a zmiana opaski to zabieranie kilkudziesięciu sekund. Nie czułem, żeby w tamtym momencie taka zmiana dodatkowo wpłynęła na zespół. Są takie momenty, kiedy to działa, ale tutaj goniliśmy wynik. Skoncentrowałem się wyłącznie na meczu.
To jak w takim razie chciałbyś, żeby reagowały trybuny? Wiadomo, w idealnym scenariuszu ciągłym dopingiem, ale tak realnie? Ich emocje też można zrozumieć.
Rozumiem zdenerwowanie na zespół, na granie poniżej oczekiwań i punktowanie poniżej oczekiwań. To całkowicie uzasadnione. Ale personalne uderzanie w Mateusza to nie jest dobry przykład. On bezpośrednio nie wpływa negatywnie na grę zespołu. My po prostu całościowo nie prezentujemy się dobrze.
Określiłeś Mateusza jako osobę dobrze dopasowaną do szatni Widzewa pod względem charakteru. Brakuje wam tego typu zawodników? Takich szeroko rozumianych liderów?
Zacznę od tego, że Mateusz był po meczu z Koroną wytypowany do udziału w konferencji prasowej. Zapytałem, czy jest pewny, że chce tam iść. On powiedział, że idzie, nie będzie chował głowy w piasek. To jest taki człowiek. A każda szatnia musi mieć odpowiedni balans. My mamy bardzo mocno odmłodzoną kadrę, do tego zmieniono zawodników w podstawowej jedenastce. Czasami tych liderów brakuje, nie było ich w kluczowych meczach. Jednocześnie to nie tak, że ktoś się mianuje liderem. Nie wszyscy się odnajdują, nie wszyscy mają łatwość adaptacji, albo mają intencję, żeby uczyć się języka. Ja, kiedy wyjechałem do Hiszpanii, byłem zobowiązany - jak wszyscy piłkarze - do nauki języka hiszpańskiego. Nie po to, żeby mówić płynnie, ale rozumieć, co się dookoła dzieje.
W Widzewie nie ma takich wymagań? Czy to odnośnie polskiego, czy angielskiego?
Wcześniej były jakieś lekcje, ale nie jestem w stanie określić ich poziomu, realizacji i skutków, bo nie brałem w nich udziału. Ale na pewno łatwiej funkcjonować w grupie, w której jest większe zrozumienie. Nie trzeba mówić po polsku, może być ten angielski, chociaż wiadomo, że część zawodników z Polski nie włada angielskim aż tak dobrze, więc ich komunikacja z częścią zawodników jest po prostu zerowa. Więc ta nauka języka to moim zdaniem podstawa. Pokazuje intencje, pokazuje, na ile ci zależy na danym miejscu.
I na ile traktujesz je jako miejsce na dłużej.
Dokładnie tak myślę.
Co w wypadku spadku? Wiadomo, że nie ma jeszcze połowy sezonu, ale ta perspektywa zaczęła zaglądać głęboko w oczy.
Ambicjonalnie i sportowo - nie biorę tego pod uwagę. Ale w futbolu widziałem już różne rzeczy. Jeśli do tego dojdzie, zakładam, że część zawodników pewnie rozwiąże kontrakty, a ktoś się będzie musiał zająć budowaniem zespołu na powrót do Ekstraklasy. To naturalne, tak się dzieje w większości przypadków.
Uważasz, że baza treningowa wpłynie na wasze wyniki? Jak to obecnie wygląda?
My już nie trenujemy na trawie, trenujemy na sztucznym boisku. Nie mamy podgrzewania i w tym momencie optymalnych warunków do treningu. Z tego co wiem, obóz przedłużono o kilka dni w stosunku do poprzednich sezonów, właśnie z tego powodu. Bywało, że w Turcji przygotowywaliśmy się w bardzo dobrych warunkach, wracaliśmy, wchodziliśmy na boiska sztuczne, a potem graliśmy na trawiastych. To diametralna różnica. W tym sezonie tego nie przeskoczymy, więc tak naprawdę przełom nastąpi dopiero w następnym.

Przeczytaj również