Szalony występ Sona. Taki piękny gol, a później wielka wtopa [WIDEO]
Heung-min Son robił co mógł, by jego LAFC nie przegrało w ćwierćfinale play-offów MLS. Mimo że udało mu się doprowadzić do wyniku 2:2, to później nie popisał się w serii rzutów karnych.
W nocy z soboty na niedzielę został rozegrany pierwszy mecz ćwierćfinałowy tegorocznych play-offów MLS. Los Angeles FC zmierzyło się na wyjeździe z Vancouver Whitecaps. Był to więc pojedynek dwóch dawnych gwiazd europejskich boisk - Thomasa Muellera i Heung-mina Sona.
Znacznie lepiej w mecz weszła ekipa z Vancouver. Ich rywale przez pierwsze 45 minut nie oddali ani jednego celnego strzału, co Whitecaps bezlitośnie wykorzystali, wychodząc na prowadzenie w 39. minucie. Do siatki trafił Emmanuel Sabbi. Tuż przed przerwą na 2:0 podwyższył zaś Mathias Laborda.
Sytuacja nie rysowała się najlepiej dla LAFC, lecz po wznowieniu gry do akcji wszedł ich gwiazdor - Heung-min Son. Koreańczyk dał zespołowi z Los Angeles kontakt, strzelając gola w 60. minucie po wielkim zamieszaniu w polu karnym rywala.
Podopieczni Stevena Cherundolo poszli za ciosem. To oni dominowali w drugiej połowie, lecz żadnego z 13 oddanych strzałów nie byli w stanie zamienić na bramkę. Udało się to dopiero rzutem na taśmę w piątej minucie doliczonego czasu gry. W roli głównej - znów Heung-min Son. Tym razem 32-latek w rewelacyjny sposób wykonał rzut wolny, umieszczając futbolówkę w samym okienku bramki.
Wynik 2:2 po 90 minutach oznaczał, że zwycięzcę pojedynku wyłoni seria rzutów karnych. Niestety dla LAFC, tutaj Son kompletnie zawiódł, marnując swoją "jedenastkę". W pierwszej serii trafił w słupek. Dwie kolejki później pomylił się jeszcze jego kolega z drużyny, Mark Delgado.
Whitecaps nie trafili tylko raz w czwartej serii, co oznacza, że to oni wyszli zwycięsko z tego starcia. Jeżeli wygrają także rewanż w Los Angeles, awansują do finału Konferencji Wschodniej.