Współwłaściciel Widzewa krytykuje Dobrzyckiego. "Dryfujemy niebezpiecznie w kierunku kultury Legii"
Tomasz Stamirowski krytykuje Robert Dobrzyckiego. Jego zdaniem główny udziałowiec Widzewa działa inaczej niż deklarował kilka miesięcy temu, a klub może stracić swoje DNA.
Stamirowski był większościowym udziałowcem Widzewa do marca 2025 roku. Po tym, jak rządy w klubie przejął Robert Dobrzycki, pozostało mu 20,05 proc. jego akcji. Wciąż zasiada też w radzie nadzorczej Widzewa.
Mimo tego Stamirowski czuje się marginalizowany. Dotyczy to m.in. kwestii związany z finansami klubu. W dodatku twierdzi, że Dobrzycki postępuje inaczej niż zapowiadał przy okazji przejmowania kontroli nad klubem.
- Nasze relacje są dobre, ale dalekie od wcześniejszych deklaracji. Trochę jestem tym rozczarowany, bowiem wcześniej wiele mówiło się o współpracy, o wykorzystaniu doświadczeń, wspólnych działaniach, otwartości i widzewskiej rodzinie. Mam wrażenie, że koniecznie chcemy na siłę pokazać zmiany. Nie zawsze wychodzi to na lepsze. Rzeczywistość jest taka, że spotkań i komunikacji jest bardzo mało. Odbyło się w rundzie jesiennej tylko jedno posiedzenie rady nadzorczej. Szkoda, bo myślę, że nasza wiedza jest duża i po prostu można było uniknąć paru złych decyzji. A przecież lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć - powiedział Stamirowski w rozmowie z Expressem Ilustrowanym.
- Mam ograniczoną wiedzę dotyczącą finansów spółki. Statut mówi o konieczności przedstawienia budżetu, to jest wykonane, ale forma jest mocno beletrystyczna. Przedstawiono sześć cyferek, trzy dotyczące sprzedaży i trzy kosztów, dlatego niewiele mogę powiedzieć, jak klub obecnie wygląda finansowo. Trochę mnie zaniepokoiło, że już we wrześniu niezbędne było pilne podwyższenie kapitału o 19 milionów, bo zagrożona była płynność. A prawdziwe wydatki w zakresie dalszego deficytu, zimowych wzmocnień, ośrodka, nie mówiąc o deklarowanej rozbudowie stadionu dopiero przed nami - dodał.
Minione miesiące były bardzo burzliwe dla Widzewa. W klubie zmieniali się nie tylko piłkarze i trenerzy, ale też działacze. Jesienią kontrolę nad pionem sportowym przejęli Dariusz Adamczuk i Piotr Burlikowski. Stamirowskiemu nie podoba się tak mocne stawianie na ludzi z zewnętrz.
- Klub ma nad czym pracować. Dryfujemy niebezpiecznie w kierunku kultury Legii. Osób znających dogłębnie klub, jego realia, historię i wszystkie uwarunkowania, można policzyć na palcach jednej ręki. I trzeba o nich dbać. Dla mnie zawsze było istotne, by widzewiacy z krwi i kości mieli szansę pracować nad rozwojem klubu. Ja już np. myślałbym o nowej roli w Widzewie dla Bartka Pawłowskiego czy Marka Hanouska. To jest naturalny stan rzeczy. Trenerzy zmieniają się bardzo często, ale są osoby, które mają pewną wiedzę na temat działania RTS. Został wymieniony cały pion sportowy, który też już był z nami jakiś czas, poczuł Widzew przez parę lat. Takie zmiany często zaburzają klubowe DNA - podsumował Stamirowski.