Były trener Wieczystej otworzył się po zwolnieniu. "Zrobiłbym awans do Ekstraklasy"

Były trener Wieczystej otworzył się po zwolnieniu. "Zrobiłbym awans do Ekstraklasy"
Piotr Matusewicz / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiWczoraj · 18:13
Dlaczego został zwolniony? Jak wyglądają jego relacje z Wojciechem Kwietniem? Czy Wieczysta awansuje do Ekstraklasy? Z czego wynika nieobecność Carlitosa? Kto płakał, gdy dowiedział się o zwolnieniu? Co wziął od Carlo Ancelottiego? W jakich okolicznościach pożegnał się z pracą? Na te i inne pytania odpowiedział nam Przemysław Cecherz, były już trener Wieczystej Kraków.
Rzadko zdarza się, żeby trener stracił pracę mimo drugiego miejsca w lidze. Nie ma jednak wielu klubów podobnych do Wieczystej Kraków. Ale czy specyfika tłumaczy zwolnienie Przemysława Cecherza, który najpierw z Wieczystą do I ligi wszedł, a następnie zrobił wiele, aby awansować do Ekstraklasy? O tym porozmawialiśmy z głównym zainteresowanym kilkadziesiąt godzin po jego rozstaniu z krakowskim klubem.
Dalsza część tekstu pod wideo
JAN PIEKUTOWSKI, MECZYKI.PL: Spodziewał się pan?
PRZEMYSŁAW CECHERZ, BYŁY JUŻ TRENER WIECZYSTEJ: Myślę, że jeżeli bierzesz zespół w bardzo trudnym momencie, zespół rozbity - bo wystarczy spojrzeć na mecze Wieczystej w drugiej lidze - a następnie to ogarniasz, zmuszasz do ciężkiej pracy, przygotowujesz na awans, w barażach miażdżysz przeciwników, ratujesz klubowi ligę i pieniądze, potem prowadzisz zespół do drugiego miejsca w I lidze, to trudno się spodziewać.
Zrobiłem to z bardzo dobrymi piłkarzami, ale też z zawodnikami, którzy byli na różnym etapie przygotowań. Jedni grali w marcu, inni w kwietniu, trenowali indywidualnie. Trzeba było ich wkomponować, doprowadzić do odpowiedniego stanu, potrzeba czasu, aby wypracować pewne automatyzmy. A uważam, że mimo tego radziliśmy sobie dobrze, co pokazuje miejsce w tabeli. Więc tak - nie spodziewałem się. Nikt by się tego nie spodziewał.
Czyli decyzja przyszła nagle. Dzień po spotkaniu z Odrą?
Tego samego dnia.
Ale już po przyjeździe na miejsce, czy jeszcze w autokarze?
Już w Krakowie, ale kiedy jechaliśmy, to już jakiś dziennikarz do mnie zadzwonił, czy to prawda, że żegnam się z pracą. Więc to musiało jakoś wyjść. Później wszedłem do klubowego budynku, zaproszono mnie do gabinetu i przekazano wiadomość, że się rozstajemy. Dopiero następnego dnia pożegnałem się z zawodnikami.
I nie przeczuwał pan, że coś takiego może nastąpić? Na konferencji po Odrze było widać nerwowość, ale czy wynikała ona wyłącznie ze złych decyzji zawodników ofensywnych? Czy może jednak przeczuwał pan, że będą konsekwencje porażki?
W Wieczystej zawsze gra się o zwycięstwo i nikt nie jest zadowolony nawet z remisu. Na pewno było zdenerwowanie, ale to wynikało stricte z zachowania podczas meczu. Patrząc na grę, patrząc na statystyki - przeważaliśmy. W pierwszej połowie Odra ograniczała się tylko do obrony i kontrataków, które neutralizowaliśmy. To my prowadziliśmy grę, wychodziliśmy spod pressingu, docieraliśmy na 16. metr. Mieliśmy wiele okazji, żeby oddać strzał z obrębu pola karnego. A tego w liczbie strzałów nie widać. Na to byłem zły, bo się napracowaliśmy, mieliśmy niespotykaną łatwość dostawania się pod pole karne, a nie potrafiliśmy z tego skorzystać. Ogólna postawa zespołu była dobra, mieliśmy przewagę i to mimo bardzo trudnego meczu z Wisłą.
Czyli zawodnicy nie grali na zwolnienie trenera.
Nie, nie absolutnie.
A może pana pozycji zaszkodziły mocne wypowiedzi właśnie na konferencji w Opolu? Dostało się głównie Sandovalowi.
Kompletnie bym tego nie wiązał ze sobą. Pewne rzeczy trzeba nazwać po imieniu, nazwać nieodpowiednie zachowanie. Na konferencji dostałem o niego pytanie, to co, miałem powiedzieć, że nie znam człowieka? Uważam, że Sandoval zachował się bardzo nieodpowiedzialnie, gdy miał już żółtą kartkę. Poza tym jego wejście nie pomogło nam, za dużo nie zrobił. Powiedziałem to jasno, ale nie widzę tu żadnego wpływu na zwolnienie.
Co zatem przesądziło, że pożegnał się pan z pracą?
Trudno mi powiedzieć. Nie wiem, co tam jest w głowie. Może oczekiwano, że gra będzie łatwiejsza? Że będziemy zawsze dominować, nie tracić punktów, wygrywać ze wszystkimi po 2/3:0? Że może punkty stracone z Wisłą i Łęczną były zbyt ważne? Osobiście uważam, że wykonałem dobrą pracę. Nie chcę wchodzić w czyjąś głowę.
Ale jakiś powód zwolnienia usłyszeć pan musiał.
Tyle, że kończymy współpracę. Nie było właściciela, przebywał w Anglii. Przekazano mi tylko wiadomość.
A z samym Wojciechem Kwietniem już pan rozmawiał?
Nie.
Nie?
Nie, chyba jeszcze jest w Anglii.
Czyli wciąż bez żadnego telefonu?
Myślę, że musimy się wszyscy uspokoić, ochłonąć. Ale szczerze - my się zawsze będziemy darzyć sympatią. Jak ten gorący okres się skończy, głowy ochłoną, to na pewno porozmawiamy. Podejrzewam, że znowu się spotkamy. Ja tego człowieka nie tylko cenię i szanuję, ale też lubię i nic tego nie zmieni.
Mówił to pan też w naszej rozmowie przed startem sezonu.
No właśnie. Mam nadzieję, że ta sytuacja nie wpłynie na nasze relacje, że nadal będziemy przyjaciółmi. Ja tak zawsze będę pana Kwietnia traktował.
Wracając do kwestii zwolnienia - w klubie naprawdę są oczekiwania, żeby obecna drużyna dominowała we wszystkich meczach?
Powiem więcej - jestem przekonany, że tak będzie już niedługo. Ta grupa zawodników bardzo ciężko pracuje. Treningi to było coś wspaniałego - musiałem nie tyle motywować, to hamować ich zapędy. Dominacja Wieczystej to kwestia odpowiedniego podejścia, czasu, doprowadzenia zawodników do tego samego etapu przygotowań. Weźmy takiego Pusicia - klasyczna "dziesiątka", potrafi pociągnąć akcję, zrobić przewagę, szuka podań prostopadłych, otwierających, między linię. Problem tylko taki, że nie wszystko wychodzi, bo ma pewne zaległości. Jego trzeba wprowadzać ostrożnie, chociaż uważam, że i tak przesadzaliśmy, ryzykowaliśmy. Ale jeśli zawodników tego kalibru uda się wyrównać fizycznie, to Wieczysta ma niesamowitą jakość. Ten zespół może dominować nawet z przeciwnikami z Ekstraklasy.
A Carlitos? Zniknął na kilka tygodni, co rodziło pytania.
Kontuzja. Z Łęczną złapał uraz, początkowo miał pauzować osiem tygodni. Udało się go przywrócić do treningów po sześciu. Z Wisłą i Odrą usiadł na ławce, zastanawiałem się, czy go wpuścić, ale nie chciałem tego robić w tak trudnych meczach. Było za wcześnie, a to piłkarz, który nie odpuszcza.
Czyli jego brak nie wynika z jakichś zaległości sportowych.
Absolutnie nie, wszystko jest w porządku. Wspaniały, idealny chłopak.
Czuć, że żałuje pan rozstania z tą grupą.
Zdecydowanie. Tego najbardziej mi szkoda, bo wiem, że pracując dalej, do tego by doszło. Zrobiłbym awans do Ekstraklasy. Szkoda, że to po prostu zabrano, że nie mogłem osiągnąć kolejnego sukcesu z tym zespołem. Wieczysta mogłaby błyszczeć w lidze jak obecna Wisła, która przecież też potrzebowała dużo czasu, żeby pojawiły się określone modele rozgrywania akcji. Nie da się od razu.
Pana następca awansuje do Ekstraklasy?
Życzę tego Wieczystej. Kocham tych zawodników, nie zawiedli mnie. Pracowało mi się z nimi niesamowicie, jestem za nimi całym sercem. Tak samo panu Kwietniowi. Dzisiaj człowiek jest zły, za dwa tygodnie mu przejdzie, bo to mój, ośmielę się powiedzieć, prawdziwy przyjaciel. Ale jeśli chodzi o mojego następcę, to nie mogę niczego zagwarantować. Nie znam tych ludzi, a Wieczysta to specyficzny klub.
I to pod wieloma względami.
Są tutaj zawodnicy z dużym ego, trzeba sobie radzić z gwiazdami. To bardzo trudna praca. W Wieczystej jest taki Lucas Piazon, który ocierał się o Chelsea i Eintracht Frankfurt, no to o czym my mówimy? I teraz przekonaj takiego Piazona do swojego pomysłu. Sposoby są różne - można kijem, można marchewką.
Pan bardziej kij czy już marchewka?
Rozwiązanie, które przyjąłem, nie było moim pomysłem. Człowiek, żeby się kształcić, musi czytać, dużo jeździć, rozmawiać. Ja skorzystałem z metod Carlo Ancelottiego. Zapoznałem się z jego opracowaniami, wywiadami. To człowiek znany z nawiązywania doskonałych relacji z zawodnikami.
Model ojcowski.
Ja chciałem, żeby to zawodnikom zależało na tym, żeby mnie nie zawieść, a nie odwrotnie. Żeby oni czuli wobec mnie pewien respekt. To się opłacało. Lubiłem z nimi żartować, zapytać o rodzinę, łatwiej wtedy przekonać ich do swoich pomysłów.
Stąd te emocjonalne reakcje na zwolnienie? Jacek Góralski, według pana słów, miał się rozpłakać.
Cały czas otrzymuję wiadomości, zawodnicy do mnie dzwonią, pocieszają. Oni też czują, że są w jakiś sposób za to odpowiedzialni. Z piłkarzami cały czas będę trzymał kontakt, związałem się emocjonalnie i sportowo. Oni też - Jacek Góralski nie był przecież moim najważniejszym zawodnikiem, wpuszczałem go w odpowiednim momencie i nigdy mnie nie zawiódł. Nigdy. I teraz reakcja tego zawodnika, który nie był moim pierwszym wyborem, a mimo tego podszedł i mnie przytulił, i miał łzy w oczach, no to coś takiego zostaje do końca życia. Pokazuje też, że: kurczę, Przemek, wykonałeś dobrą pracę.
A gdyby - w hipotetycznej sytuacji - Wieczysta źle wyszła na zmianie trenera i otrzymałby pan telefon od Wojciecha Kwietnia, czy uratuje pan baraże? Wraca pan?
Trudne. Dzisiaj człowiek powie, że raczej nie. Ale znając siebie... pewnie nie byłbym w stanie odmówić.
Czyli samego powrotu do Wieczystej pan nie żałuje.
Pod żadnym względem. Wykonałem kawał dobrej pracy i taki też jest odbiór w środowisku, więc pod tym względem wygrałem. Wyniki też działają na moją korzyść. Z trenera, który miał trudne momenty, wróciłem na wyższy poziom. Myślę, że wszyscy wiedzą, że w najtrudniejszych momentach jestem w stanie sobie poradzić. Czuję się wygrany.

Przeczytaj również