50 meczów Xaviego w roli trenera FC Barcelony. Powinien zostać zwolniony? “Lepszy bilans miał nawet Koeman”

Xavi Hernandez poprowadził wczoraj Barcelonę jako trener po raz 50. w oficjalnym meczu. Za kilka tygodni wybije mu też rok pracy na tym stanowisku. A to już niezły materiał do analizy. Czy Hiszpan jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu? Odpowiedź na to pytanie zdecydowanie nie należy do najłatwiejszych.
Xavi pracę w roli szkoleniowca “Blaugrany” rozpoczął na początku listopada 2021 roku. Wrócił do klubu, którego stał się legendą jako piłkarz. W którym spędził niemal całą karierę. Przez ponad dwa lata zbierał trenerskie szlify w odległym Katarze i nawet jeśli pomyślimy, że “to tylko Katar”, co rusz docierały do nas pozytywne informacje o efektach pracy wychowanka katalońskiego klubu.
Na Camp Nou przychodził trochę w roli strażaka. Zespół był pogrążony w kryzysie, a Ronald Koeman tracił w oczach kibiców, włodarzy i piłkarzy z dnia na dzień. W momencie jego zwolnienia drużyna zajmowała po dziesięciu kolejkach dopiero dziewiąte miejsce w tabeli La Liga.
Pozytywny impuls
To właśnie wyprowadzenie drużyny na prostą w rozgrywkach ligowych 2021/22 trzeba póki co uznać za największy (jedyny?) sukces Xaviego po objęciu Barcelony. Hiszpan przejmował zespół znajdujący się w środku tabeli, a zwieńczył rozgrywki zdobyciem wicemistrzostwa kraju.
Na ligowym gruncie drużyna pod jego wodzą zawodziła niezwykle rzadko. Wystarczy wspomnieć, że od początku grudnia i porażki z Betisem, aż do końcówki kwietnia, gdy trzy punkty na Camp Nou sensacyjnie zdobyło Cadiz, “Blaugrana” nie przegrała żadnego z 15 kolejnych spotkań w La Liga.
W międzyczasie zobaczyliśmy też mecz, po którym ręce same mogły składać się do oklasków. Barcelona wygrała na Santiago Bernabeu z Realem Madryt aż 4:0. Katalończykom wychodziło wszystko. Wydawało się wówczas, że Xavi tworzy projekt skazany na sukces.

Kilka miesięcy później “Blaugrana” ponownie zawitała jednak na stadion odwiecznego rywala i zobaczyliśmy, że mimo coraz mocniejszej kadry, zespół nie zmierza obecnie w odpowiednim kierunku.
Coraz dłuższa lista grzeszków
Mecz wygrany w marcu z Realem aż 4:0 to dla kibiców katalońskiego klubu piękny, ale jednak tylko wyjątek od reguły. Póki co pod wodzą Xaviego zespół realizuje bowiem raczej scenariusz pt. “bijemy słabszych, biją nas lepsi”. Gdy Barcelona nie gra tylko o kolejne ligowe punkty z krajowym średniakiem, zaczynają się schody. Im większa stawka meczu - tym większe problemy.
Czego “dokonała” więc już Barcelona prowadzona przez Xaviego? W poprzednim sezonie:
- Odpadła w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Co prawda zespół w kiepskiej sytuacji pozostawił już poprzednik, ale do awansu wystarczyłoby zwycięstwo u siebie z Benfiką, którego - jak wiemy - nie było,
- Odpadnięcie w półfinale Superpucharu Hiszpanii (porażka 2:3 z Realem Madryt),
- Odpadnięcie w 1/8 finału Pucharu Króla (porażka z Athletikiem Bilbao),
- Odpadnięcie w ćwierćfinale Ligi Europy po dwumeczu z Eintrachtem Frankfurt,
Jak widać - gdy trzeba zagrać pod nieco większą presją, z nagłym ryzykiem pożegnania się z danymi rozgrywkami, jest bardzo źle. Barcelona zwyczajnie “nie dźwiga” takich spotkań.
Widzieliśmy to w poprzednim sezonie i widzimy też na starcie obecnego. Latem klub dokonał ogromnych wzmocnień. Zatrudnił najlepszego napastnika świata - Roberta Lewandowskiego. Sprowadził piłkarzy o naprawdę uznanych nazwiskach lub dużym potencjale - Julesa Kounde, Andreasa Christensena, Francka Kessiego, Raphinhę, Marcosa Alonso czy Hectora Bellerina. I choć wkomponowanie nowych ogniw w zespół z pewnością wymaga czasu, jakieś minimalne wymagania trzeba jednak mieć.
Tymczasem Barcelona kontynuuje scenariusz z poprzedniego sezonu. Nadal regularnie wygrywa mecze ze słabszymi rywalami i zawodzi, gdy przeciwnik ma nieco więcej jakości. Nadal gromadzi punkty, kiedy ich ewentualna strata nie wiąże się z wielkimi konsekwencjami, a przegrywa, kiedy trzeba zagrać pod większą presją.
W efekcie tylko cud może dać dziś “Blaugranie” awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Porażka i remis z Interem Mediolan (przez dłuższy czas pogrążonym w kryzysie), a także przegrana z Bayernem Monachium sprawiły, że ekipa z Camp Nou najprawdopodobniej drugi raz z rzędu “zleci” z Ligi Mistrzów do Ligi Europy po fazie grupowej. Drugi raz pod wodzą Xaviego.
Wczorajsza porażka w El Clasico z Realem nie ma oczywiście raczej wielkiego wpływu na losy zmagań w La Liga. Sezon wciąż jest bardzo długi, a Lewandowski i spółka tracą do “Królewskich” tylko trzy punkty. Tu sytuacja dalej jest otwarta. Potwierdziło się jednak po raz kolejny, że Barcelona, mimo wielkiego potencjału kadrowego, nie jest dziś drużyną mogącą konkurować z największymi klubami w Europie. Real był o klasę lepszy.
- Problem polega na tym, że letnie transfery tylko spotęgowały chęć powrotu na szczyt, który jak już wiemy - tak prędko się nie uda. Z jednej strony można podziękować Xaviemu za stworzenie drużyny ze zgliszczy pozostawionych przez Ronalda Koemana, z drugiej trzeba od niego wymagać znacznie więcej przy tym, jakie wsparcie otrzymał od klubu. A na razie były pomocnik wygląda na trenera, który posiada pomysł i umiejętności, ale kompletnie nie radzi sobie z zarządzaniem w kryzysie. Kiedy Barcelona przegra jeden mecz, to w kolejnym nie widać wyciągniętych wniosków, ale dalsze brnięcie w nicość - zauważa Mateusz Jankowski, redaktor Meczyki.pl, a prywatnie kibic Barcelony.
Bilans gorszy od Koemana
Warto spojrzeć też na trochę liczb, które choć nie pokazują wszystkiego, swoje jednak mówią. Xavi poprowadził Barcelonę w 50 meczach. Bilans? 28 zwycięstw, 11 remisów, 11 porażek. Średnia punktów zdobywanych na mecz - 1,90.
Co ciekawe, jest to wynik gorszy od:
- Ronalda Koemana - średnia 1,96 w 67 meczach,
- Ernesto Valverde - średnia 2,23 w 145 meczach,
- Gerarda Martino - średnia 2,22 w 59 meczach,
Lepszą średnią zaliczył nawet zwolniony po 25 meczach Quique Setien (2,08). Szukając szkoleniowca, który poprowadził “Blaugranę” w minimum 50 spotkaniach i zanotował gorszą średnią od Xaviego, trzeba cofnąć się o ponad 20 lat do Carlesa Rexacha.
Co dalej?
Do Xaviego można mieć więc trochę zarzutów, z czego sam Hiszpan zdaje sobie sprawę. Wydaje się jednak, że warto dać mu czas.
- Ocena dotychczasowej pracy Xaviego nie jest łatwa, ponieważ stworzył on drużynę, która lawiruje między wielką formą, a kompletnymi klęskami - zauważa Jankowski.
Czy szykuje się zmiana na stołku trenerskim Barcelony? Póki co raczej nie. Xavi to jednak Xavi. Legenda klubu. W dodatku człowiek, który mimo popełnionych jak na razie błędów, tchnął trochę życia w drużynę. Miał też znakomite momenty, które pokazały, że sufit prowadzonego przez niego zespołu może być naprawdę wysoko.
- Co do ewentualnej zmiany to myślę, że nie miałaby ona większego sensu w tym konkretnym momencie. Nowy trener dostałby drużynę z pewną stratą do lidera na krajowym podwórku i grającą jedynie w Lidze Europy, więc niemal na starcie zostałby odarty z prestiżu objęcia Barcelony. Xavi kilkoma miesiącami na początku roku wypracował sobie kredyt zaufania, chociaż ten oczywiście drastycznie maleje z każdą klęską pokroju dwumeczu z Interem czy ostatniego Klasyku. Mimo wszystko moim zdaniem powinien on otrzymać szansę wyprowadzenia na prostą drużyny, którą poniekąd pomógł stworzyć. Naturalnie, jeśli gra się nie poprawi, a na koniec sezonu "Barca" nie dołoży nic do gabloty, wtedy gilotyna będzie musiała pójść w ruch - uważa Jankowski.
Już w najbliższy czwartek “Blaugrana” spróbuje zrehabilitować się za ostatnie wyniki w starciu z Villarreal. Początek tego meczu o godzinie 21.00.