Afera alkoholowa przed wylotem na Maltę. "Najdziwniejszy wyjazd kadry w historii"

Afera alkoholowa przed wylotem na Maltę. "Najdziwniejszy wyjazd kadry w historii"
Golden Brown / shutterstock
Radosław  - Przybysz
Radosław PrzybyszDzisiaj · 09:33
45 lat temu reprezentacja Polski wyleciała na mecz eliminacji MŚ z Maltą. Zaczęło się od skandalu z udziałem obecnego trenera bramkarzy kadry i, między innymi, Zbigniewa Bońka, a skończyło na obrzucaniu kamieniami Polaków przez kibiców z Malty i zakończeniu meczu w 75. minucie.
Przez lata każdy kibic polskiej piłki wiedział, czym była afera na Okęciu i kto wchodził w skład "bandy czworga". Im jednak więcej czasu upływa od wydarzeń z listopada 1980 roku, tym bardziej zacierają się one w pamięci i coraz więcej jest fanów, którzy nie zdają sobie sprawy, co się wtedy działo. Dlatego warto to przypomnieć.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wyobraźcie sobie, że Wojciech Szczęsny w szczytowym momencie kariery jest tak mocno wczorajszy, że selekcjoner nie chce go wpuścić do samolotu, a Robert Lewandowski, Kamil Glik i Jakub Błaszczykowski na oczach kamer dyskutują z trenerem, by jednak zmienił zdanie. I stawiają ultimatum: albo bramkarz leci z nami, albo nie lecimy wcale.
Wyobraźcie sobie, że selekcjoner ulega, ale wtedy do gry wkracza władza państwowa, która ściąga czwórkę buntowników z powrotem do kraju i dyscyplinarnie ich wyp... odsuwa od występów w narodowych barwach. A selekcjonera zwalnia. Brzmi niewiarygodnie, ale w tamtej rzeczywistości I w tamtym ustroju to wszystko wydarzyło się naprawdę.

Złe planowanie Kuleszy

W centrum wydarzeń znalazł się Józef Młynarczyk. A w jego obronie stanęli Władysław Żmuda, Zbigniew Boniek i Stanisław Terlecki. Reprezentacja była w szczytowym momencie historii, a tło stanowiła wyjątkowo napięta sytuacja w kraju. Solidarność rosła w siłę, odwrotnie proporcjonalnie do naszej gospodarki. Rosła też niechęć Polaków do władzy ludowej. Wydawało się, że już za rogiem czekają wojska Układu Warszawskiego. Za rok miał nadejść stan wojenny.
Reprezentacja rozpoczynała walkę o mundial 1982. W grupie eliminacyjnej przydzielono jej tylko dwóch rywali - NRD i Maltę. Pierwszy mecz miała rozegrać 7 grudnia na Malcie, ale runda jesienna polskiej ligi zakończyła się już w drugiej połowie listopada, dlatego selekcjoner Ryszard Kulesza zarządził kilkudniowe zgrupowanie we Włoszech. Kadrowicze mieli się zjechać do hotelu w piątek 28 listopada, a w sobotę rano wylecieć do Rzymu. Tam w planach było między innymi spotkanie z papieżem Janem Pawłem II.
Najpierw nastąpiło jednak nocne spotkanie Młynarczyka z jednym z zaprzyjaźnionych dziennikarzy. Mocno podlane alkoholem. Tematem dyskusji miała być pewna pani, partnerka dziennikarza. Kulisy barwnie opisał Antoni Bugajski w ciekawym artykule w PS/Onet sprzed pięciu lat. Za 10 dni minie 45 lat od tych wydarzeń.
Piłkarze, bo Młynarczyk nie był jedynym, który tego dnia ruszył w miasto, skorzystali z nieobecności szefa. Kulesza ich nie przypilnował, bo tego dnia nie nocował w hotelu. Legenda głosi, że został w domu, by wykonać rozmowę międzynarodową i namawiać Grzegorza Latę na powrót do reprezentacji. Z drużyną miał spotkać się w sobotę rano na lotnisku.

Sabotaż, strajk, szantaż

Spotkanie przebiegło jednak nie tak jak się tego spodziewał. Asystent i kierownicy drużyny poinformowali go, że niektórzy gracze za późno (albo wcale) poszli spać i ledwo trzymają się na nogach. Młynarczyk dostał zakaz wstępu do samolotu. Wtedy to wstawili się za nim koledzy z łódzkich klubów: Żmuda, Boniek i Terlecki. Poinformowali trenera, że drużyna wejdzie na pokład tylko w komplecie, czyli z Młynarczykiem. O karach dla "Józia" chcieli zdecydować w swoim gronie. Kulesza uległ i sprawa pewnie rozeszłaby się po kościach, gdyby wkoło nie było kamer Telewizji Polskiej i mikrofonów Polskiego Radia.
Zrobiła się afera na cały kraj. "Po nerwowych chwilach, bezprzykładnych targach kierownictwo ekipy uległo presji zawodników i w pełnym składzie odleciała ona do Rzymu. Ta sprawa, którą niektórzy określili mianem 'skandalu na lotnisku', zbulwersowała opinię publiczną" - tak Bugajski cytował ówczesne wydania Przeglądu Sportowego. "W napastliwych komentarzach pojawiały się słowa sabotaż, strajk, szantaż, no i 'banda czworga'" - dodawał sam. Władza postanowiła interweniować.
Do Rzymu poleciał prezes PZPN, generał Mariał Ryba. Piłkarze do tego czasu zdążyli już wziąć udział w audiencji u Jana Pawła II, ale potem "banda czworga" musiała opuścić zespół - główny winny i trójka podżegaczy zostali karnie wykluczeni z dalszego udziału w zgrupowaniu.

Obrzucani kamieniami

Osłabiona ich brakiem drużyna trochę się męczyła, ale ostatecznie wygrała z Maltą 2:0 po golach Włodzimierza Smolarka i Leszka Lipki. To był niezwykły mecz. Po pierwsze, ze względu na warunki. Kamieniste "boisko", konie pasące się za liniami. Wystarczy włączyć archiwalne materiały w Bibliotece PZPN, by samemu się przekonać o tamtym folklorze.
Przede wszystkim jednak spotkanie przeszło do historii jako zakończone w 75. minucie. Po drugim golu dla Polski miejscowi nie wytrzymali i zaczęli obrzucać gości kamieniami. Drużyna i trener zbiegli do szatni. FIFA przyznała Polsce walkower, który wtedy ustalano właśnie na 2:0.

Pokazówka

Być może Kulesza wiedział już wtedy, że to jego ostatnie chwile na stanowisku. Został zwolniony, a zastąpił go Antoni Piechniczek, który poprowadził biało-czerwonych do awansu i do trzeciego miejsca na mistrzostwach świata. Początkowo musiał radzić sobie bez "bandy czworga". PZPN przeprowadził głośny, publiczny proces i surowo ukarał nieposłuszną grupę.
- To było żenujące widowisko. Gdy na salę został wezwany na przesłuchanie Stasiek Terlecki, od razu zaznaczył: "Potwierdzam przebieg zdarzeń przedstawiony przez kolegów”. „A skąd pan wie, co tu mówili pańscy koledzy?". "Przecież na zewnątrz są głośniki. Wszystko słyszałem, więc potwierdzam ich słowa". I konsternacja! Skołowani działacze nie wiedzieli co robić. Zaczynać wszystko od nowa, skoro świadkowie słyszeli, co mówili ich poprzednicy? No ale tyle godzin gadanie ma iść na marne? Takie mieli dylematy. Prawdziwy kabaret - wspominał po latach Boniek na łamach PS.
On i Terlecki otrzymali kary roku bezwzględnej dyskwalifikacji. Młynarczyk i Żmuda po osiem miesięcy. W kadrze Piechniczka w buty Bońka próbował wejść Janusz Kupcewicz, Młynarczyka zastąpił Tomaszewski, a Terleckiego na spółkę Lato i Szarmach, którzy wrócili do reprezentacji.
- To był czas "Karnawału Solidarności", a ówczesna władza potrafiła grać tego typu historiami. (…) Zaangażowały się w to władze, różne służby i całą opinię publiczną można było zająć czymś innym niż to, że jest bieda i wszystko jest na kartki - wspominał w naszym niedzielnym programie Janusz Basałaj.
Absencje trwały jednak krócej. Żmuda wrócił już na majowy, ważny mecz z NRD (1:0). Młynarczyk i Boniek na październikowy rewanż w Lipsku (3:2), po którym Polska świętowała awans na MŚ. - Emocje opadły, a walczyliśmy o mundial i działacze sami zaczęli mnie prosić, bym napisał prośbę o skrócenia kary. No to napisałem - wspominał po latach "Zibi". I taka to była rzeczywistość.
Tylko Terlecki wyjechał do USA i do kadry nie wrócił już nigdy. Pozostała trójka odegrała na mundialu w Hiszpanii kluczowe role. Dziś cała afera zdaje się nie do pomyślenia - zaczynając od podejścia piłkarzy do zawodu, kończąc na politycznych absurdach. Oczywiście w kolejnych latach kadrą wstrząsnęła jeszcze niejedna afera - z alkoholowymi włącznie. Szkoda, że żadna nie skończyła się już medalem mistrzostw świata...

Przeczytaj również