Ale jak to Brzęczek?! Kulesza znów rozpoczął grę, która bawi tylko jego

Ale jak to Brzęczek?! Kulesza znów rozpoczął grę, która bawi tylko jego
Marcin Bulanda / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 11:21
Cezary Kulesza robi wszystko, aby kociołek zwany polską piłką pozostawał rozgrzany do czerwoności. Najnowsze doniesienia świadczące o bardzo wysokiej pozycji Jerzego Brzęczka w castingu na selekcjonera są na to najlepszym dowodem. To nie racjonalny wybór, ale granie na chaos, na aferę, byle się działo. Bo Cezary Kulesza kocha atencję.
Jerzy Brzęczek nie był koszmarnym selekcjonerem. W porównaniu z Fernando Santosem czy Michałem Probierzem był wręcz selekcjonerem dobrym. Ujmując wszystko w ramach racjonalności - był selekcjonerem po prostu przeciętnym. Zgubionym nie tyle przez wyniki, co fatalną komunikację i wiarę Zbigniewa Bońka w to, ze kadra może, a wręcz powinna wyglądać lepiej na boisku. Że zdominowanie przez Macedonię Północną to za wiele, nawet jeśli udało się ją koniec końców ograć, tak samo jak zremisować z Włochami, Portugalią albo pokonać Austrię.
Dalsza część tekstu pod wideo
W tym sensie Brzęczek był też niejaką ofiarą sukcesów Adama Nawałki. Został jego następcą, więc z miejsca zapomniano o koszmarnych Mistrzostwach Świata 2018. W pamięci utkwiło EURO 2016 i to do tamtej wersji reprezentacji porównywany był zespół Brzęczka.
Gdy go zwolniono, to się cieszono. W 2021 roku nie znajdowano żadnych argumentów, aby zatrzymać tego nieco nieporadnego, silącego się na małomiasteczkowość trenera. Paradoks - być może jedyny w całej tej historii - polega na tym, że, nie licząc Nawałki, w ostatnich niemal 20 latach nie było selekcjonera z lepszą średnią punktową. Ale czy teraz, z perspektywy Roku Pańskiego 2025, ma to jakiekolwiek znaczenie?

Co Brzęczkowi wyszło?

Zostawmy już temat wyników, podsumowując go w możliwie krótki sposób - były dobre. Czy w Lidze Narodów, czy w eliminacjach do EURO, Brzęczek pod względem wyników zwyczajnie "dowoził". Większość poprzednich selekcjonerów i większość wcześniejszych dałaby się pokroić za podobne rezultaty.
Co więcej, kadra osiągała je bazując nie tylko na schematach i rozwiązaniach przyjętych przez Nawałkę. Brzęczek, dokonujący nieraz kontrowersyjnych wyborów z regularnym powoływaniem Jakuba Błaszczykowskiego na czele, uchylił furtkę dla nowych zawodników. To w trakcie jego kadencji na dobrą sprawą zaczęli grać Bartosz Bereszyński i Przemysław Frankowski, a pełnoprawne debiuty zaliczyli Sebastian Szymański, Jakub Moder oraz Krzysztof Piątek.
Jakkolwiek do tych zawodników nie podejść, to żaden z następnych selekcjonerów nie był w stanie zupełnie z wymienionej piątki zrezygnować. Brzęczek ulepił dla kadry cztery ważne postaci, a próbował jeszcze z Arkadiuszem Recą czy Krystianem Bielikiem. Jednocześnie, studząc nieco podejrzenia o profetyczne zdolności szkoleniowca, należy pamiętać, że gdyby powoływań nie otrzymywał szalejący wówczas Piątek, to każdy trener byłby uznany po prostu za wariata.

Co Brzęczkowi nie wyszło?

Brzęczek widział nadarzające się okazje i je wykorzystywał. W tym względzie był trenerem zręcznym. Był też trenerem niepozbawionym szczęścia. Przejął kadrę wciąż trzymającą się dobrze wewnętrznie, przejął kadrę z zawodnikami utrzymującymi się na swoich najwyższych obrotach. Miał na czym budować. A koniec końców - mimo kilku ważnych ruchów - przeszedł do historii jako ten, który niszczy.
Zarządzanie materiałem ludzkim to był żart. Brzęczek, pod względem komunikacyjnym, nie był w stanie unieść ciężaru związanego ze stanowiskiem. Co innego Wisła Płock, co innego reprezentacja, a nawet Wisła Kraków. Szkoleniowiec nie potrafił przekonać do własnej racji, szedł na wojnę, zwarcie, obrażał się. Szczytem szczytów było określenie zespołu per "Niekochani". Jeśli ktoś myślał, że po takim podejściu do sprawy kibice przestaną walić w kadrę jak w bęben, to grubo się mylił.
To była woda na młyn, który już szalał na niebywałych obrotach. Ale czy można się młynowi dziwić? Odezwy do Bielika i Zielińskiego niejako przyszły do historii. Tak samo jak wbijanie szpili kadrowiczom, że są dziadami, bo grają w Championship a Austriacy są kozakami, bo grają w Bundeslidze.
Jeszcze ciekawiej miały wyglądać relacje poza światłem reflektorów. Brzęczek pojechał przecież do Linettego i zapowiedział mu, że pomocnik powołanie otrzyma, ale na grę liczyć nie może. Kapitalne podejście do sprawy, wzmacnianie psychiki zawodników. Kapitalne tym bardziej, że sam Brzęczek zbyt wielu błędów nie widział.
- Utwierdzam się w przekonaniu, że zrobiliśmy dobrą pracę, wywiązaliśmy się ze wszystkich zadań, jakie zostały przed nami postawione. Patrząc na to, co osiągnęliśmy, co się działo wokół kadry, bardzo mało rzeczy bym zmienił - ocenił w rozmowie z Interią w 2021 roku.
Brzęczkowi nie wyszło więc wiele rzeczy, które w pracy selekcjonera są po prostu kluczowe. Jeśli ktoś myśli, że wpływ na posadę mają wyłącznie wyniki, to żyje w ułudzie, a nie rzeczywistości. I to nie tylko polskiej, ale piłkarskiej. Tak, trenerów zwalnia się za to, że nie potrafią dogadać się z drużyną. Brzęczek, jak się wydaje, tego nie rozumiał. Pozbawiony nonszalancji Probierza szedł w zaparte, regularnie wracał do tematu zwolnienia przez Bońka i utrzymywał, że winy należy szukać gdzie indziej.

Dlaczego łapię się za łeb

Wsiadanie drugi raz do tego samego pociągu nie ma sensu i przyznam się szczerze, że zupełnie w nie nie wierzę. Zaczynam nawet Brzęczka żałować, bo - podobnie jak Tomasz Ćwiąkała - uważam, że Cezary Kulesza wykorzystuje byłego selekcjonera jako żywą tarczę. Podpuszcza wszystkich, doskonale wiedząc, jakie reakcje wywoła. Brzęczkiem osłania swojego właściwego kandydata. Musiałby się nim chyba okazać diabeł wcielony, żeby kibice przyjęli go gorzej niż Brzęczka.
Widać, że prezes PZPN uwielbia wybierać selekcjonera. Rozpoczyna wtedy grę, lawiruje, zaprzecza swoim najbliższym współpracownikom, sobie, całemu światu. Kręci, wierci, rzuca półsłówkami. Mówi, że nie wie. Mówi, że wie, ale nie powie. Kuleszę to napędza, Kuleszę to kręci. Pewnie gdyby mógł, zwalniałby trenerów co miesiąc, żeby tylko znów znaleźć się w centrum uwagi, pokazać swoją władzę. Jako skuteczny polityk jest przy tym bezkompromisowy. Ściął już Nawałkę, ściął już Papszuna - dlaczego miałby oszczędzić Brzęczka?
Jednocześnie próżno uciec przed wrażeniem, że ta Wielka Gra Cezarego K. bawi już chyba tylko jego samego i najtwardszy z działaczowskich betonów. Że Kulesza nie jest Stanisławą Ryster i mógłby zakończyć nadawanie szybciej niż po ponad 30 latach.
W tym wszystkim nie można też zapominać o Lewandowskim. O człowieku, który ośmioma sekundami wpłynął na los Brzęczka. O człowieku, którego teraz w kadrze nie ma, i który może nie wrócić, jeśli miałby znów pracować z Brzęczkiem. A brak Lewandowskiego to problem nie tylko kadry, ale i PZPN-u.
Kulesza już pozwolił swojemu człowiekowi pójść na wojnę z "Lewym" i wszyscy wiedzą, jak to się skończyło. Stawiam więc, że nadprezes też wyciągnął z tego wnioski. Za sprawą Probierza wybadał granicę, której przekroczyć nie może, bo urwie mu rękę.
Jedynym czynnikiem, który sprawia, że jakkolwiek realnie podchodzę do tematu Brzęczka, jest Łukasz Piszczek. Ale w tym względzie też pojawia się wielki pytajnik nad moją głową. Czy naprawdę Brzęczek jest jedyną osoba, która Piszczka (i ewentualnie Błaszczykowskiego) namówi do dołączenia do sztabu? Wątpię. Przecież Piszczek był już dogadany z Papszunem, mógł pracować w kadrze razem z Dawidem Szwargą czy Dawidem Kroczkiem. Kulesza wolał wtedy jednak Probierza i Sebastiana Milę.
Rzucanie wszystkiego z powodu asystenta zwyczajnie mi się nie klei. I to nawet mimo tego, że w PZPN-ie już teraz wszystko złapane jest na sznurek i słowo boże.

Przeczytaj również